Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Jedna porażka w 76 meczach pod wodzą Mike Krzyżewskiego.
Sześć porażek w 17 meczach pod wodzą Gregga Popovicha.
Zwolennicy teorii „Wielki Popovich zaczął się z karierą Tima Duncana i wraz z nią skończył”, z którymi – czas się przyznać: po cichu, ale jednak! – od lat sympatyzuję, znów mogą całkiem śmiało wystawić głowę z okna i krzyknąć „a nie mówiłem!”.
Ale śmieje się ten, kto będzie rechotał ostatni. Bukmacherzy wciąż są przekonani, że w Tokio i tak wygrają Amerykanie. Za złotówkę postawioną na ich końcowy triumf można zarobić raptem 1,19. Realnie – po spłaceniu danin wobec bukmachera i skarbu państwa – za każde postawione 100 pln można zarobić 4,7 pln.
Albo po prostu stracić 100.
Sparingowe porażki Amerykanów z Nigeryjczykami i Australijczykami nie były bowiem dziełem przypadku. Jeśli do kolejnych dojdzie w Tokio, nie będę szczególnie zdziwiony.
Co starsi kibice, interesujący się futbolem, mogą pamiętać 1987 rok, bezbramkowy remis z Cyprem kadry Wojciecha Łazarka i pamiętne hasło „w Europie nie ma już słabych drużyn”. Kilka dni temu, ewidentnie pouczając (choć jak zwykle z klasą, sprawnie balansując na krawędzi krzyku) jednego z dziennikarzy, sparafrazował je Popovich:
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!