
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
Radosław Spiak: Jakie są twoje wrażenia z dotychczasowego pobytu w OrangeAcademy?
Jeremy Sochan: Jestem tutaj od końca czerwca. Wszystko układa się świetnie. Każdy w klubie jest bardzo pomocny. Mamy pozytywne nastawienie, chcemy być coraz lepsi i ciężko pracujemy. Mój trener z Akademii ma doświadczenie z gry w Eurolidze i reprezentacji Niemiec [Anton Gavel – przyp. red.]. Doceniam to, że mogę pracować z takimi ludźmi. Poza tym niektórzy koledzy z drużyny trenują i grają już w Bundeslidze i poprzez kontakt z nimi mogę podnosić swoje koszykarskie IQ. No i cieszę się, że mam okazję grać mimo pandemii.
W jaki sposób trafiłeś do Ulm?
Stany Zjednoczone nie najlepiej radzą sobie w kwestii pandemii, dlatego wraz z rodziną zdecydowaliśmy, że przeniesiemy się do Europy. Rodzice uważali, że tak będzie dla mnie najlepiej. Rozważaliśmy kilka klubów – w Hiszpanii, Serbii, Niemczech, również w Anglii.
W Ulm byłem z pierwszą wizytą już trzy lata temu. Moi rodzice pozostali w kontakcie z Chrisem Ensmingerem, odpowiedzialnym za rozwój zawodników. Uznałem, że to będzie dla mnie najlepsze miejsce na rozwój, a jednocześnie zachowanie uprawnień do gry w NCAA. Do tego mam możliwość chodzenia do międzynarodowej szkoły, która w Ulm jest na wysokim poziomie.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Jak wygląda twój typowy dzień w Akademii?
Dwa lub trzy razy w tygodniu mam trening indywidualny o 6:30 rano, po nim mniej więcej do 15:30 jestem w szkole, poza środami, kiedy kończę w południe. Potem przychodzi czas na odpoczynek i odrabianie lekcji, a wieczorem mamy trening całego zespołu. A w weekendy gramy mecze w Pro B, czyli na trzecim poziomie rozgrywek w Niemczech.
Jak oceniasz swoją drużynę? W miniony weekend przegraliście swój pierwszy mecz w sezonie.
Tak, to była nasza pierwsza porażka po czterech wygranych z rzędu. Myślę, że mamy naprawdę dobry zespół, ale chcemy być coraz lepsi. Z racji tego, że mamy bardzo młody skład, gramy szybko, jesteśmy wytrzymali kondycyjnie. Mecz w Karlsruhe nam nie wyszedł, nie graliśmy najlepiej, ale szybko chcemy się poprawić w najbliższy weekend.
Uczyłeś się grać w koszykówkę w Wielkiej Brytanii, potem grałeś w szkole średniej w Stanach Zjednoczonych, teraz jesteś w Niemczech. Czym różni się od siebie koszykówka młodzieżowa w tych krajach, nie tylko jeśli chodzi o styl gry?
Dla mnie największą różnicą jest to, że w USA gracze mają niesamowitą pewność siebie. Sądzę, że ich nastawienie, zwłaszcza tych najmłodszych, jest kompletnie inne od europejskiego. Są bardziej swobodni na parkiecie, nie przejmują się za bardzo popełnianymi błędami, tylko myślą już o następnej akcji. Poza tym gra w Ameryce jest o wiele bardziej fizyczna, ale Europę lubię za taktykę i zespołowość. Kocham grać zespołowo i to, kiedy piłka krąży między zawodnikami, ktoś wykonuje dodatkowe podanie, to jest piękne. Oba style mają swoje zalety i wady.
Twoim zdaniem, z czego wynika ta różnica w pewności siebie?
Wydaje mi się, że z tego, że praktycznie od samego początku gracze w Stanach są w centrum uwagi branży i mediów. W Europie koszykówka nie jest aż tak popularna, przynajmniej nie w większości krajów. Tutaj rządzi piłka nożna, poza tym jest inna mentalność. Nie ma tylu kamer, które podglądają cię i nagrywają nawet w szkole średniej. Myślę, że obcowanie z takimi rzeczami dość wcześnie powoduje, że szybko nabiera się pewności siebie.
Oczywiście, nie można być zbyt pewnym siebie, ale bez wiary we własne umiejętności nie odniesie się sukcesu. Trzeba wierzyć w siebie, bo czasami przychodzą gorsze momenty i ta pewność powinna pomóc ci przez nie przejść, a nie spowodować, że będziesz się obnosił ze swoją wielkością.
Na jakiej pozycji najbardziej lubisz grać i w jaki sposób odnosi się to do tych różnych stylów gry?
Najlepiej czuję się na „trójce” i myślę, że na tej pozycji gram najlepiej. Dobrze czuję się na obwodzie i lubię robić wiele rzeczy na boisku – koncentruję się na dobrej obronie, ale potrafię też wykreować sobie i kolegom pozycje do rzutu. Uważam, że jestem naprawdę niezłym podającym. Dużo widzę na parkiecie i gra przychodzi mi naturalnie.
Jak to się stało, że zacząłeś grać w koszykówkę w Wielkiej Brytanii, kraju, który szaleje na punkcie futbolu?
Zarówno moja mama, jak i mój tata grali zawodowo w koszykówkę, więc dorastałem niemal dosłownie z piłką w dłoni. Owszem, grałem trochę w rugby i piłkę nożną, byłem nawet bramkarzem, ale nadszedł taki moment, kiedy musiałem wybrać jedną dyscyplinę i koszykówka była naturalnym wyborem. Kocham grać i lubię rywalizację.
Mama namawiała cię do tego, żebyś zajął się poważniej koszykówką czy sam doszedłeś do tego, że jest to coś, czym chcesz się zająć zawodowo?
Nie namawiała mnie za bardzo. Rodzice zawsze dawali mi wolność wyboru i byli otwarci na wszelkie moje pomysły, co mnie bardzo cieszyło. W zasadzie sam doszedłem do tego, że chcę się tym zająć na poważnie. Oczywiście, rodzice zawsze są z boku, wspierają mnie i dają rady, ale nigdy nie wymagali ode mnie, żebym kontynuował rodzinne tradycje. Uważam, że to super, bo dzięki temu sam byłem w stanie sprawdzić, co najbardziej lubię robić i odnaleźć miłość do koszykówki samemu, bez żadnej presji z zewnątrz.
Mama była twoją trenerką?
Trochę tak. Myślę, że dzięki temu podniosłem swoje boiskowe umiejętności , zwłaszcza jeśli chodzi o podawanie. Była rozgrywającą [grała w Polonii Warszawa, a później w Oklahomie – przyp. red.], więc w tym była najlepsza.
A nad którym elementem gry musisz pracować najbardziej, twoim zdaniem?
Całościowo patrząc, to nad każdym. Ale myślę, że najbardziej muszę poprawić kozłowanie, być trochę szybszym z piłką w rękach, no i oczywiście skuteczność rzutową. Uważam, że ostatnio bardzo poprawiłem swój rzut, trafiam z lepszą skutecznością, ale może być jeszcze lepiej i nad tym pracuję cały czas.
Skąd numer 1 na koszulce?
Zanim przeniosłem się do Stanów Zjednoczonych, nosiłem numer 9, bo zarówno moja mama, jak i tata grali z dziewiątką. Ale w szkołach średnich w USA nie można grać z takim numerem i uznałem, że jedynka będzie fajna. Po prostu dążę do tego, żeby być jednym z najlepszych graczy na świecie.
Jak reagujesz, gdy ludzie mówią ci, że jesteś talentem na miarę NBA i jednocześnie zaczyna cię obserwować coraz więcej osób?
Nie skupiam się na zainteresowaniu. Fajnie, że ono się pojawia, ale nie chcę, żeby zajmowało mi głowę, ani żeby pojawiały się myśli, jaki to ja nie jestem cool. Szanuję to, że ktoś się mną interesuje, ale po prostu chcę być sobą. Owszem, wierzę, że naprawdę mam szansę trafić do NBA w przyszłości. Taki jest mój cel i moje marzenie, odkąd byłem mały. Ale żeby to osiągnąć, czeka mnie jeszcze masa ciężkiej pracy, żeby osiągnąć taki poziom.
Podpisałeś tak zwany list intencyjny, w którym wyraziłeś chęć dołączenia do uczelni Baylor w przyszłym sezonie. Rozumiem więc, że twoim zdaniem droga do NBA wiedzie przez NCAA?
Już od jakiegoś czasu rozmawiałem z przedstawicielami uczelni. Nasz kontakt zaczął się w ubiegłym roku na mistrzostwach Europy do lat 16, które wygraliśmy [Polacy wygrali Dywizję B, a Sochan został uznany MVP turnieju – przyp. red.]. Podoba mi się ich program koszykarski, system gry, trener też jest świetny. Są jedną z lepszych drużyn w NCAA, chcą zdobyć mistrzostwo, a ja chciałbym grać w dobrej drużynie. To, co mi zaoferowali, było na naprawdę wysokim poziomie. Poza tym to dobra uczelnia, a szkoła zawsze jest moim planem B.
W cenionym rankingu serwisu 247sports.com jesteś aktualnie na 42. miejscu wśród graczy ze swojego rocznika w NCAA. Zwracasz uwagę na takie rankingi i myślisz: „hej, jestem lepszy niż o mnie piszą”?
Przyznaję, że jest to dla mnie małą motywacją. Ale tak naprawdę uważam, że rankingi nie mają większego znaczenia. Jeśli grasz dobrze, skauci NBA i tak cię znajdą. Myślę, że wiedzą, kogo warto wybrać, a kogo nie. Zwłaszcza na poziomie szkół średnich rankingi są niewymierne, bo nie każdy rywalizuje na tym samym poziomie.
W NCAA chcę się rozwinąć i być jednym z najlepszych graczy w swoim roczniku, a Baylor jest do tego bardzo dobrym miejscem, bo aktualnie to jedna z najlepszych uczelni [w przedsezonowym rankingu Associated Press wyżej oceniono tylko Gonzagę; w rankingu „USA Today” Baylor jest na 1. miejscu – przyp .red.].
Szczerze – uważam, że faktycznie jestem jednym z najlepszych ze swojego rocznika, ale ludzie, którzy się na tym znają, sami o tym wiedzą albo się dowiedzą. Nie potrzebują do tego rankingów.

.
Jesteś już pewien, że przejdziesz do Baylor po zakończeniu tego sezonu czy może rozważasz jeszcze pozostanie w Europie?
Jestem zdecydowany, żeby się przenieść do NCAA. Bardzo się cieszę na myśl o grze dla Baylor. Liczę na to, że wszystko pójdzie OK, zwłaszcza z moimi uprawnieniami do gry, bo czasami liga potrafi coś namieszać pod tym względem. Jeśli z jakiegoś powodu to nie będzie możliwe, wtedy na pewno zostanę w Europie, podpiszę zawodowy kontrakt i będę chciał się dostać do NBA tą drogą. Ale bardzo chciałbym pójść do koledżu i na tym się skupiam.
Co oznacza dla ciebie gra w reprezentacji Polski i dlaczego zdecydowałeś się właśnie na nią?
Kadra Wielkiej Brytanii nie ma zbyt wielu pieniędzy, koszykówka nie jest popularnym sportem w tym kraju. Jestem wdzięczny za szansę, jaką od nich dostałem, trenerzy bardzo mi pomogli, ale uznałem, że Polska będzie lepszym wyborem. No i czuję się związany z Polską. Większość mojej rodziny pochodzi właśnie stąd. Poza tym tu też są bardzo dobrzy trenerzy, jak chociażby coach Dawid Mazur, trener naszej reprezentacji U16.
W kadrze U16 byłeś zdecydowanym liderem. Jakim typem lidera jesteś? Potrafisz głośno wyrazić swoje zdanie?
Tak, ale wydaje mi się, że robię to w dość przyjacielski sposób. Dużo mówię, lubię to robić. W wyrażaniu opinii chodzi o to, żeby pomóc innym, a ja jestem otwarty na taką pomoc. Trzeba być pozytywnie nastawionym, bo jedyny sposób na to, żeby dobrze dogadywać się z kolegami i trenerami jest taki, żeby wszyscy mieli poczucie wspólnego celu. A jeśli pojawiają się jakieś problemy, trzeba je po prostu przegadać.
W OrangeAcademy grasz razem z Igorem Miličiciem, który jest o rok starszy od ciebie. On również zapowiedział, że chce grać dla Polski. Jaki masz z nim kontakt?
(Jeremy przechodzi na język polski) No bardzo, bardzo, to mój kolega (śmiech).
Poza boiskiem jesteśmy kumplami i potrafimy się śmiać z tych samych rzeczy. Na boisku – wiadomo, gra się na poważnie. Rozmawialiśmy o wspólnej grze dla Polski. W sumie jak teraz o tym myślę, to byłoby szalone. Obaj wiemy, że chcemy grać dla kadry seniorów i chcielibyśmy grać już teraz, ale wciąż nie dostaliśmy telefonu od Mike’a Taylora (śmiech). Oczywiście mamy nadzieję, że kiedyś to nastąpi, ale najpierw musimy na to zapracować, a to zajmie trochę czasu.
Skoro na chwilę przeszedłeś na polski, to na koniec pytanie – jak sobie radzisz z językiem?
(Polski) Lubię gadać po polsku, ale czasami nie znam słów.
Ogólnie myślę, że jest całkiem OK. Nigdy nie mieszkałem w Polsce, uczyłem się języka od babci i mamy. Przyznaję, że w czytaniu i pisaniu nie jestem dobry, ale rozumiem wszystko, co się do mnie mówi po polsku i lubię mówić w tym języku. A jest to dla mnie ważne, biorąc pod uwagę, że wybrałem grę właśnie dla Polski.
Rozmawiał Radosław Spiak

[/ihc-hide-content]