Pamela Wrona, Polski Kosz: Czy media społecznościowe mówią o tym, kim jesteśmy?
Jakub Nizioł, koszykarz WKS Śląska Wrocław: Media społecznościowe mówią o nas wszystko. Jeśli kogoś nie znamy, to pierwsze co robimy, wpisujemy imię i nazwisko na Facebooku lub Instagramie. Wiem, że wiele klubów przegląda social media zawodników przed zakontraktowaniem ich, aby zobaczyć, czy mogą mieć potencjalnie problematyczny charakter.
Jak sam reagujesz na niepochlebne komentarze?
Podchodzę do nich z bardzo dużym dystansem. Internet, a przynajmniej Twitter w moim mniemaniu jest miejscem, gdzie można wyrażać swoje opinie. Ludzie, którzy często niepochlebnie wypowiadają się na temat nas, sportowców, nie liczą się z tym, jak ktoś może to odebrać i jak się z tym poczuje. A jeśli profesjonalny sportowiec lub ktokolwiek z tego środowiska wypowie się na jakiś temat, to czują się wtedy pokrzywdzeni. Obserwuję to z ciekawością, jak ludzie reagują, kiedy my wchodzimy z nimi w interakcje. Wydaje się, że sportowcom „nie wypada”. Traktuję to w formie zabawy, nie chcę nikogo urazić. Niektórzy podchodzą do tego mniej lub bardziej na poważnie, ale dla mnie jest to pewna relacja z kibicem.
Ale ostatnio dość często można przeczytać, że „powinieneś bardziej skupić się na koszykówce”.
Dla mnie krytyka to część pracy, jaką wykonujemy jako sportowcy. Krytyka jest zawsze, niezależnie od poziomu na jakim grasz. Natomiast dla nas jest to praca, którą wykonujemy najlepiej, jak potrafimy w danym momencie. Uważam nawet, że krytyka jest wskazana, bo ludzie traktują sport jako coś, co ich relaksuje, odrywa od codziennego życia i mają prawo wyrazić swoje zdanie. Taki jest dzisiejszy świat.
Korzystam głównie z Twittera i tam podłączyło się do mnie nawet kilku kolegów z boiska, jak Jakub Schenk. Z mojej strony jest to normalne. Staram się nie wchodzić w dyskusje, ale też wyrażam swoje opinie i obserwuję, co się potem dzieje.
Nie bierzesz tego do siebie?
Nie, ani trochę.
Dystansu nabiera się wraz z wiekiem, doświadczeniem, czy jednak jest to bardziej zasługa charakteru?
Dystans to raczej kwestia mojego charakteru. Wiem, że to co robię jest dla mnie najważniejsze i to kocham. To, co do powiedzenia na mój temat ma ktoś, kto mnie nie zna, jest dla mnie mało istotne. Ludzie są obserwatorami, którzy widzą sport z boku, nie wiedząc, jak to naprawdę wygląda. Z krytyką jest jak z wodą na młyn.
Nierzadko jest tak, że kluby potrafią inaczej patrzeć na zawodnika, jeśli ten powiedział za dużo, na przykład odnośnie zaległości.
Ja nie miałem takiej sytuacji, ale z mojej perspektywy, tematy czysto biznesowe oraz te, które poruszam ja – kibicowskie, rozrywkowe, to dwie różne rzeczy. Nigdy nie zdarzyło się żebym na przykład nie otrzymywał swojej pensji. Tam, gdzie dotychczas grałem, otrzymywałem swoje wynagrodzenie – z mniejszym lub większym opóźnieniem i nie czekałem dłużej niż pół roku, więc nie wiem jakbym się zachował, ale wydaje mi się, że należy spojrzeć na to z innej strony. Ludzie pracują od poniedziałku do piątku, siedzą w niej kilka godzin i nie mają pieniędzy od dwóch miesięcy – czy by to było do zaakceptowania?
Mówi się, że koszykarze zarabiają niewyobrażalne pieniądze, robią to, co kochają, więc być może nie zrobi im to różnicy, ale prawda jest taka, że wielu sportowców ma rodziny, kredyty i inne zobowiązania finansowe, jak każdy inny. Czasami oprócz sportu trzeba dostrzec aspekt ludzki, który jest bardzo często pomijany przez kibica.
Szczerość popłaca – prawda, czy fałsz?
Mamy takie czasy, że szczerość nie jest zbyt pożądna. Ja często mówię to, co myślę. Mam świadomość, że nie każdemu się to podoba. Mam swoje zwyczaje. Po ostatnim meczu, w którym jako drużyna zagraliśmy naprawdę dobrze, a indywidualnie było to dla mnie słabsze spotkanie, zamieściłem jeden wpis. Bo potrafię oddzielić i odróżnić social media od pracy, jaką wykonuję.
Niejednokrotnie spotkałam się z tym, że zawodnik tworzył na parkiecie mylne wyobrażenie o swojej osobie.
Prawda jest taka, że zawodnika tworzą kibice. Obserwują zachowania, grę i nawyki. Często przypinają łatkę i później ciężko jest się jej pozbyć, jeśli jest ona negatywna. Ludzie tworzą sobie obraz w głowie poprzez śledzenie nas w mediach społecznościowych, ale i na parkiecie. Na co dzień jesteśmy normalnymi ludźmi, chodzimy do kościoła, na spacery. Mam wielu kolegów, z którymi prywatnie się trzymam, a przeciwko którym nienawidzę grać, bo na parkiecie są zupełnie inni niż poza nim.
Kult pracy, zaangażowanie, pewność siebie – skąd Jakub Nizioł ma ten charakter?
Powtarzam moim kolegom z szatni, że u mnie 50 proc. to pewność siebie, swoich umiejętności. Niektóre braki w aspekcie sportowym można zakryć charakterem. Sądzę, że jestem w stanie idealnie połączyć te dwie rzeczy, bo sportowo, może nie jest to najwyższy poziom, natomiast swoim zaangażowaniem jestem w stanie nadrobić naprawdę wiele. Za to, kibice w klubie, dla którego aktualnie gram myślę, że to zauważają i doceniają.
Sądzisz, że to koszykówka ukształtowała cię w ten sposób?
Zdecydowanie, to przychodzi z wiekiem, ale i z poziomem sportowym, na jakim się aktualnie jest. Wiadomo, że jeśli jest się dziewiątym, dziesiątym lub jedenastym w rotacji, ciężko jest nabrać pewności siebie. Jeśli wejdzie się na pewien poziom i czuje się, że to jest twoje miejsce, poziom, na którym powinieneś się znajdować, a nawet chcesz być jeszcze wyżej, to ta pewność siebie przychodzi – i trudno jest ją odebrać.
Są ludzie, którzy pod naciskiem trenerów czy mediów społecznościowych często tracą poczucie własnej wartości i pewność siebie. Ja znam swoją wartość jako zawodnika i jako człowieka. Od kilku sezonów widać, że jest ze mną na parkiecie.
Gdy mówi się o życiu sportowca, zazwyczaj pomija się perspektywę dziecka. Często mówi się o partnerkach lub rodzinie ogólnie. Miałeś okazję widzieć, jak to wygląda naprawdę i tego doświadczyć.
To prawda. Miałem o tyle komfortową sytuację, że z moimi rodzicami najmłodsze lata spędziłem w Stargardzie, Pleszewie i Zielonej Górze, zatem naprawdę miałem spojrzenie na koszykówkę i życie zawodnika już od małego.
Jak wspominasz ten czas?
Z mojej perspektywy, w dorosłym życiu przygotowało mnie to do podejmowania decyzji, szybkiego klimatyzowania się do nowych miejsc. Teraz, gdziekolwiek nie będę, mam wielu znajomych, przyszywanych wujków, naprawdę fajne relacje i znajomości. Wyciągnąłem z tego tyle, ile mogłem. Oczywiście, jako dziecko nie zawsze byłem zadowolony z nowego otoczenia, szkoły. Z upływem czasu zrozumiałem jednak, że dało mi to naprawdę wiele. Taka była droga moich rodziców, a to nauczyło mnie bycia decyzyjnym i łatwości w dostosowywaniu się do okoliczności i nowych sytuacji.
Kariera ma to do siebie, że w jednym miejscu możesz spędzić rok, a może cztery. Trzeba szybko adaptować się do nowych warunków – czy przyjdzie nowy trener, zawodnik, albo zmienisz klub i miasto.
Czy są pewne nawyki, które odziedziczyłeś po ojcu?
Na pewno mam nawyki, których nawet mogę nie być świadomy, bo w genach przecież dużo się odziedzicza, wiele wynosi się z domu. Myślę, że tata nauczył mnie, że ciężką pracą można dojść do wszystkiego. To pokazuje moja aktualna sytuacja, bo mój ojciec koszykówką zarabiał na życie, na naszą rodzinę. Każda przygoda ma swoje wzloty i upadki. Tego nauczył mnie tata, że niezależnie od tego, co nas spotka, musimy znaleźć sposób, by sobie z tym poradzić, wyjść z tego z możliwie najlepszym rezultatem.
Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!
Pamela Wrona