Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Pamela Wrona: Ile czasu trwało świętowanie awansu do ekstraklasy?
Jakub Musiał: Świętowaliśmy kilka dni. Wspólnie z drużyną spędzaliśmy czas wieczorami, a nawet w ciągu dnia przesiadywaliśmy na plaży w Ustce. Na spokojnie, chociaż nie przez cały czas (śmiech). Nastąpił moment rozluźnienia – przecież nie codziennie awansuje się do ekstraklasy. Było to duże wydarzenie, szczególnie że graliśmy u siebie.
Radość była tym większa, bowiem mogliśmy mieć namiastkę normalności – kibice byli co prawda poza halą, ale tuż po ostatnim gwizdku „wpuścili” się na parkiet. To było świetne uczucie.
W finale z Górnikiem zmierzyły się ze sobą dwa silne zespoły, choć trzeba przyznać, że ta rywalizacja przypominała sinusoidę. Decydujące było ostatnie, piąte spotkanie, w którym wszystko było możliwe. Jaka była dla Was ta seria?
Rzeczywiście, to była seria wzlotów i upadków. Potrafiliśmy rozegrać dobre spotkanie na świetnej skuteczności, a kolejne w słabszym stylu.
Momentami rywal rozgrywał taką koszykówkę, na którą nie powinniśmy mu pozwolić. Ostatni mecz, był meczem o wszystko. Wykorzystaliśmy przewagę parkietu, potwierdziliśmy, że hala Gryfia była w tym sezonie (prawie) nie do zdobycia.
Byliśmy zdeterminowani i cały czas wierzyliśmy w wygraną. Niewielki niepokój pojawił się przed meczem w Wałbrzychu, kiedy przegrywaliśmy 1-2. Osobami, które trzymały nas w ryzach, motywowały i podtrzymywały na duchu, byli trener Mantas Cesnauskis i zawodnicy, jak Hubert Pabian, czy Piotr Śmigielski. Ich wsparcie w szatni było wtedy nieocenione. Dużo dała nam siła i wiara w to, że jesteśmy w stanie to wygrać. Przed ostatnim meczem nie było kalkulacji. Wiedzieliśmy, że musimy zrobić swoje.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!