
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
To była niedziela, pamiętam jak dziś. Smutna jak kibice NY Knicks w XXI wieku, szara jak stroje San Antonio Spurs i zimna jak większość grudniowych niedziel w Warszawie. Nawet jeśli w 2001 roku o tej porze roku czasami zalegał jeszcze śnieg. 16 grudnia.
Żyłem z dziennikarstwa, bo były to czasy, gdy można było z niego żyć na całkiem przyjemnym poziomie. Dla ówczesnych dziennikarzy sportowych niedziela była najbardziej pracowitym dniem tygodnia. Wieczorny dyżur rozpoczynał się w okolicach południa i kończył się między 22.23 a 23.22. Po wysłaniu ostatniej strony do drukarni człowiek miał zazwyczaj do wyboru:
– pójść z towarzysz(k)ami niedoli na jedno lub trzy głębsze celem odreagowania,
– patrzeć na starszych kolegów i pytać po raz kolejny siebie samego: stary, kochasz sport, ale czy naprawdę za 30 lat chcesz jak oni, zbliżając się do emerytury, w ten sposób spędzać niedziele?
– w efekcie znużenia i psychicznego zmęczenia zapaść w stupor.
Michael Jordan chwilę wcześniej wrócił ze sportowej emerytury. Miał lat 38. Jako współwłaściciel Washington Wizards podpisał ze sobą kontrakt. I wybrał sobie trenera.
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!