
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
#TriceBrothers
Travis Trice jest najlepszym zawodnikiem naszej ligi i chyba nie ma osoby, która się z tym stwierdzeniem nie zgodzi. Amerykanin to magik, który na poziomie PLK wygląda niesamowicie. W finale notuje średnio 22,3 punktu i 7 asysty, a w czwartym meczu był całkiem blisko triple double – 21 punktów, 9 zbiórek i 8 asyst, a przy tym 0 strat, co chyba imponuje najbardziej.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
We wtorkowym meczu Travis dostał także duże wsparcie od swojego brata, a wręcz we dwóch przejęli to spotkanie w kluczowych minutach. D’Mitrik w ostatnich spotkaniach został trochę odkopany przez trenera Andreja Urlepa i odpłaca bardzo dobrą grą – potrafi przejąć odpowiedzialność za zespół, kiedy na ławce siada starszy brat.
D’Mitrik i Travis w czwartej kwarcie meczu nr 4 zdobyli 17 z 19 punktów Śląska. Wrocławianie praktycznie w całości zawierzyli swój los w ich ręce i wyszli na tym zwycięsko. Niesamowita trójka Travisa to ozdoba tego meczu i kto wie, czy nie najważniejszy rzut tych finałów – w kontekście mistrzostwa i MVP Finałów.
Na obwodzie
Czwarte starcie tej serii wyglądało zupełnie inaczej niż poprzednie. Największej przewagi Śląska w tej serii upatrywaliśmy w strefie podkoszowej i w pierwszych meczach to się sprawdzało. Błyszczał Aleksander Dziewa, a i odkurzony Martins Meiers zaliczył bardzo udane spotkanie numer 3.
Ta gra dla Śląska we wtorkowym meczu jednak się skończyła. Meiers rozegrał niespełna 8 minut, ale kompletnie nic nie wniósł i trener Urlep z wściekłością zmienił go w trzeciej kwarcie, a po meczu skrytykował. Swojej liczby akcji nie dostał także Kerem Kanter, który trafił ledwie 1 rzut z 7 – 2 punkty to jego najniższy wynik w sezonie.
Dziewa też oddał tylko 8 rzutów, trafił 2 i widać było, że w tym spotkaniu jego granie z Tricem nie funkcjonuje tak, jak w poprzednich meczach. Można więc rzec, że Legia w tym spotkaniu osiągnęła naprawdę dużo (wiele w tym zasługi Adama Kempa) – punkt ciężkości (pozdrawiam fanów Jacka Bartosiaka) gry przeniosła na obwód, gdzie w teorii powinna być mocniejsza. W teorii.
Praktyka pokazała jednak, że obwodowi Śląska prowadzeni przez duet Trice’ów i dobrego Kolendę byli w stanie pokonać swoich bezpośrednich rywali i poprowadzić Śląsk do zwycięstwa. Podkoszowi ekipy z Wrocławia zdobyli ledwie 10 punktów, a i tak goście wygrali – znając te liczby, chyba byśmy na ich zwycięstwo nie postawili.
Robert Johnson
Dużo dyskusji jest wokół lidera Legii, choć przecież w czwartym meczu zdobył 19 punktów i zebrał 7 piłek. Pretensje do niego są jednak o jakość decyzji i niedzielenie się piłką – ledwie 1 asysta zawodnika, który jest odpowiedzialny za piłkę, to zdecydowanie za mało. Ja jednak to drugie rozumiem, a z tym pierwszym się zgadzam.
Śląsk broni generalnie dobrze, nie pozwala za bardzo na atakowanie pomalowanego i odrzucenia piłki na obwód, a w tym Legia jest najmocniejsza. Johnson ma cały czas rywala przy sobie i Śląsk nie musi stosować do niego głębokiej pomocy, po której mógłby Amerykanin odgrywać piłkę na zewnątrz. Nawet jeśli więc Johnson piłki się pozbędzie, puści ją w ruch, to pozycji za bardzo warszawianie nie mają, by zamieniać je na punkty.
Zmierzam do tego, że w sytuacji, kiedy ciężko systemowo jest wypracować jakieś pozycje – kilka wyjść zza zasłony Cowelsa to mało, a gry pick and roll nie ma prawie wcale, to piłkę musi wziąć pod pachę gracz, który 1 na 1 jakąś przewagę stworzy. W Legii takich graczy jest dwóch – Johnson i Abdur Rahkman.
Być może więcej odpowiedzialności za piłkę mogłoby powędrować do MAAR-a, ale i w tym czwartym meczu mieliśmy przykłady, że jego wejścia na kosz kończyły się blokami. Liczba rzutów Johnsona niespecjalnie mnie więc dziwi – kto jak nie on w takiej sytuacji ma kończyć akcje? Trochę zastrzeżeń można mieć do jego decyzji, zwłaszcza zbyt wręcz maniakalnych rzutów z półdystansu – to można by było poprawić, ale raczej wątpię, by nagle Johnson oddał 10 rzutów i zrobił 10 asyst. Prędzej ta wajcha pójdzie jeszcze dalej i zamiast 21 rzutów, odda 26 – nie widzę za bardzo opcji, kto miałby je od niego przejąć.
Brakuje drugich opcji
Już przed tą serią spodziewaliśmy się, że los Legii będzie w dużej mierze zależał od trójek i dyspozycji graczy obwodowych. Pod kosz warszawianie nie grają – tylko raz w play offach ktoś z dwójki Kemp-Wyka (akurat Kemp) zdobył 10 lub więcej punktów. Cały ciężar ataku Legii spoczywa więc na obwodzie, bo także tam najlepiej czują się silni skrzydłowi ekipy z Warszawy.
Brak Grzegorz Kulki jest sporą stratą jak się okazuje – on dawał te 2 trójki w meczu, a Grzegorz Kamiński w tym względzie tak regularny nie jest. Słabiej gra także Łukasz Koszarek, który rozczarowuje, choć tak naprawdę być może za dużo oczekiwaliśmy od (już) 38-latka, którego nęka ponad dwumetrowy Ivan Ramljak (obrońca ligi 2 razy z rzędu).
Koszarek w tych finałach trafił 4 trójki z 18 prób. Dwa rzuty z otwartych pozycji w końcówkach, rzuty na wagę dogrywki, nie wpadły do kosza, choć gdzieś podświadomie spodziewaliśmy się, że akurat on taki rzut trafić może. „Koszar” dodatkowo traci dość głupio jak na siebie piłkę w tych finałach i to w kluczowych momentach.
Legia żeby przedłużyć tę serię potrzebuje większego wkładu w zdobywanie punktów kogoś spoza trójki Johnson-MAAR-Cowels. Ktoś musi – Koszarek, Skifić, Kamiński, Wyka.. Jeśli wszyscy wymienieni skończą mecz numer 5 poniżej 10 punktów, spodziewam się świętowania 18-tki we Wrocławiu.
Grzegorz Szybieniecki
[/ihc-hide-content]