
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i wygrywaj nagrody w Fantasy Lidze! >>
1. O włos od śmierci
W 1986 roku Celtics stracili Lena Biasa. Siedem lat później zmarł Reggie Lewis. Ten tragiczny cykl prawie miał swoją kontynuację w 2000 roku, kiedy to Paul Pierce otarł się o śmierć. Jeszcze przed startem sezonu wybrał się do klubu, gdzie podczas bijatyki został 11 razy dźgnięty nożem.
Gdyby nie szybka reakcja Tony’ego Battie, to skrzydłowy Celtics pewnie by nie przeżył. Pomogła także skórzana kurtka, choć brakowało ledwie kilku centymetrów, by któryś z ciosów dosięgł serca i okazał się śmiertelny.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Pierce po latach przyznał, że przez adrenalinę nawet nie czuł, że jest dźgany. Gdy jednak spojrzał w dół, zobaczył mnóstwo krwi nic więc dziwnego, że gdy na tylnym siedzeniu auta – które prowadził Battie – dotarł wreszcie do szpitala, to pytał lekarza, czy umrze. Po jakimś czasie na miejsce dojechali trener Rick Pitino oraz menedżer Chris Wallace, także nie wiedząc, czy ich zawodnik przeżyje.
Operacja na całe szczęście się udała, choć całe wydarzenie zostawiło trwały ślad w psychice koszykarza.
.
Pierce po ledwie 37 dniach od całego wydarzenia wrócił do treningów. Koszykówka była jego ucieczką od tych strasznych chwil. W sezonie 2000/01 22-letni wtedy skrzydłowy rozegrał zresztą wszystkie 82 mecze i notował w karierze najlepsze 25.3 punktów w każdym spotkaniu, pokazując niesamowity hart ducha. Po latach przyznał jednak, że zmagał się z depresją oraz atakami paniki. Zatrudnił nawet 24-godzinną ochronę swojego domu, a poradzenie sobie z problemami zajęło mu sporo czasu.
2. Wyrzucony z zespołu – dwa razy!
Pierce nigdy nie zamierzał być koszykarzem. Początkowo najbardziej fascynował go baseball, dlatego też jako młody chłopak marzył, by zagrać kiedyś dla Los Angeles Dodgers w baseballowej lidze MLB.
Jego początki z koszykówką nie były zresztą wcale łatwe. Na samym starcie nie był nawet największym talentem w okolicy. Wręcz przeciwnie, dwukrotnie został wyrzucony z zespołu szkoły średniej, bo prezentował się po prostu zbyt słabo. Potraktował to jednak jako motywację i wrócił silniejszy – na tyle, że w 1995 roku był już jednym z najlepszych zawodników szkół średnich w całym kraju.
3. Nigdy nie chciał być Celtem
Został legendą Boston Celtics, choć kiedyś otwarcie przyznał, że nie chciał w ogóle grać dla Celtics. Marzył o grze dla Lakers, podziwiając przede wszystkim Magica Johnsona. Wychował się w Inglewood w Kalifornii i jest być może najlepszym zawodnikiem w historii NBA urodzonym w Los Angeles. Jest też jednym z najlepszych zawodników w historii Celtics i od początku swojej przygody w Bostonie pokochał ten klub.
To Celtowie dali mu szansę w drafcie w 1998 roku, kiedy dziewięć klubów pominęło Pierce’a, stawiając m.in. na takich graczy jak Michael Olowokandi, Raef LaFrentz czy Robert Traylor. Gdy w 2013 odchodził z Bostonu, robił to jako drugi najlepszy strzelec w dziejach zespołu – zaraz po Johnie Havlicku, ale przed Birdem, McHale’em, Cousym czy Russellem.
4. Pamiętna reklama z Bryantem
Nigdy nie był największym rywalem Kobe Bryanta, choć przez lata stoczyli sporo pojedynków, w tym także w finałach w 2008 (tu cieszył się Pierce) oraz 2010 roku (tu rewanż powziął Bryant). Pomimo tego nie mieli jednak ze sobą bliższych relacji, choć na pewno obaj szanowali się wzajemnie za ogromnego ducha walki. Najlepszym tego przykładem jest historia, jaką Pierce opowiedział już po śmierci Bryanta, kiedy kręcili razem reklamę Nike.
.
Wszystko działo się na początku XX wieku, a więc zanim jeszcze Pierce i Bryant w ogóle spotkali się na największej scenie NBA w finałach ligi. Reżyser reklamy chciał wtedy nagrać ujęcie, kiedy grają jeden na jednego. Zamiast tego, Pierce i Bryant zaczęli grać na poważnie. Jeden wybijał drugiemu piłkę z rąk, drugi atakował pierwszego tak jak podczas normalnego pojedynku. Obaj poszli wtedy na całość. Kobe w swojej książce określił zresztą Pierce’a jako jednego z najtwardszych rywali, z jakimi przyszło mu się zmierzyć.
5. Rywalizacja z LeBronem
Podobnie o „The Truth” wypowiada się także LeBron James, który kiedyś zapytany został o to, kto na przestrzeni jego kariery był dla niego największym rywalem. LBJ odpowiedział, że najbliżej takiego miana był Pierce i jest w tym sporo prawdy. Obaj panowie nie przepadali za sobą, gdy już w 2004 roku na meczu przedsezonowym doszło między nimi do starcia, a Pierce musiał zostać nawet odciągany przez kolegów.
Kiedy lata później walczyli między sobą na Wschodzie w fazie play-off, rywalizacja odżyła – najpierw gdy LeBron jako gracz Cavs nie potrafił przeskoczyć Celtów, a potem już jako gracz Heat wreszcie tego dokonał.
.
Pierce do dziś ma problem z LeBronem i przez lata nie potrafił docenić jego miejsca w historii NBA. Ostatnio nieco ochłonął w tym temacie, choć nadal zdarza mu się mało obiektywna krytyka obecnego gracza Los Angeles Lakers. Zresztą jeszcze jako zawodnik, Pierce zabraniał nawet swoim kolegom z zespołu noszenia butów Nike z linii Jamesa, choć w wywiadach twierdził, że „nie jest to nic osobistego”.
Ostatecznie ta dwójka spotkała się ze sobą na parkiecie aż 69 razy: w sezonie regularnym więcej razy górą był Pierce (21-18), ale w fazie play-off cztery zwycięstwa więcej ma jednak LeBron (17-13).
6. Przyjaciele od zawsze na zawsze
W Internecie łatwo można dziś znaleźć fotografie przedstawiające dwóch młodych zawodników, którzy kiedyś wspólnie zdobędą tytuł mistrzów NBA. Pierce oraz Kevin Garnett zaprzyjaźnili się jeszcze w czasach szkoły średniej, kiedy to latem KG został wypożyczony na weekend na turniej w Las Vegas i miał grać obok Pierce’a. Szybko złapali wspólny język i zaczęli spędzać ze sobą sporo czasu.
Dzięki pomocy Garnetta, drużyna Pierce’a zdołała zresztą wygrać cały turniej, a nowi przyjaciele także na parkiecie wyglądali tak, jak gdyby znali się od lat.
.
Potem ich drogi się rozeszły, choć w NBA zaliczyli kilka fascynujących potyczek między sobą – w 2003 roku doszło nawet między nimi do starcia na parkiecie, po którym koledzy musieli ich od siebie odciągać. A gdy w 2007 roku wreszcie spotkali się w jednej drużynie, od początku planowali swój mistrzowski sezon, spędzając na rozmowach telefonicznych długie godziny. Rozmawiali zresztą także o byciu rodzicem, bo w tym samym czasie (dwa tygodnie odstępu) urodziły im się córki, które teraz są najlepszymi przyjaciółkami zupełnie tak jak ich ojcowie.
7. Pogodzony z Allenem
Rozstanie Raya Allena z Boston Celtics nie przebiegło w miłej atmosferze. Rajon Rondo czy Kevin Garnett do dziś nie mają dobrych relacji ze swoim byłym kolegą z zespołu. Wyjątkiem jest jednak Pierce, który zakopał topór wojenny z Allenem i pozostaje z nim w całkiem ciepłych relacjach.
Raya zabrakło co prawda na ceremonii zastrzeżenia koszulki z numerem 34 przez Celtics, ale następnego dnia jeden z najlepszych strzelców w historii NBA pogratulował Pierce’owi w mediach społecznościowych. Dodatkowo ta dwójka ma za sobą także występ w meczu pokazowym w Chinach w 2017 roku. Allen i Pierce zagrali wtedy przeciwko sobie – pierwszy zdobył 24 punkty i 15 zbiórek, a drugi 34 punkty oraz 10 zbiórek.
.
8. Na wylocie z Bostonu
Zanim w 2008 roku świętował mistrzostwo z Boston Celtics, kilka razy niemal opuścił Beantown. Po raz pierwszy w noc draftu w 2005 roku, kiedy to Celtics prawie oddali go do New Orleans Hornets za Chrisa Paula. Gazeta Boston Globe przygotowywała się wtedy do wydania numeru na drugi dzień i miała nawet dwie wersje reklamy. W pierwszej zachęcano, by dalej śledzić poczynania Celtics z Pierce’em na czele, a w drugiej witano nową erę ze zdjęciem Chrisa Paula. Ostatecznie do transferu jednak nie doszło, choć rozmowy musiały być naprawdę zaawansowane.
Blisko odejścia Pierce’a z Bostonu było także rok później, kiedy on sam zażądał wymiany. Celtics prawie dogadali się już z Blazers, ale na taki transfer nie zgodził się Pierce, który nie chciał wtedy trafić do Portland. Zamiast tego wolał przenosiny do Dallas, a gdy latem 2006 roku trafił na Marka Cubana to próbował go nawet przekonać, by dobił targu z Dannym Ainge’em. To także się jednak nie udało i choć nawet w 2007 roku wielu ekspertów ponaglało GM-a Celtów, by oddał Pierce’a, to ten zamiast tego sprowadził mu do pomocy Kevina Garnetta i Raya Allena.
9. Zimna krew
Od zawsze znany był z tego, że zachowuje zimną krew jak nikt inny. Trafił mnóstwo ważnych rzutów na przestrzeni swojej kariery, a w historii NBA tylko LeBron James, Kobe Bryant, Joe Johnson oraz Michael Jordan zaliczyli więcej rzutów na zwycięstwo równo z syreną. Pierce ma ich na koncie siedem, a do tego asystował przy pięciu kolejnych.
Co ciekawe, wszystkie siedem buzzer-beaterów skrzydłowego to były rzuty za dwa. Pierce trafiał je zresztą nie tylko w barwach Celtics, bo jeden ze swoich najbardziej popularnych rzutów na zwycięstwo trafił jako gracz Washington Wizards.
.
Pierce po latach przyznawał, że największą siłą napędową były dla niego rzuty spudłowane. – Rzuty na zwycięstwo nie mogłyby smakować tak dobrze, gdyby niecelne próby nie smakowały tak gorzko – stwierdził kiedyś. Do dziś niektóre pudła prześladują go w myślach, bo jak sam mówi: po każdym takim niecelnym rzucie odtwarzasz go w głowie na okrągło. To jednak właśnie myślenie o tym, co mogło się zrobić inaczej pomagało mu zyskać pewność siebie i odnaleźć zimną krew w najważniejszych momentach meczu.
10. Lider przez duże „L”
Ray Allen w swojej książce zdradził, że Pierce na pewnym etapie swojej kariery otwarcie zaczął niektóre mecze odpuszczać. Wolał zachować swoje siły na lepszych przeciwników, a w szczególności na starcia z najlepszymi zawodnikami na swojej pozycji. Nigdy jednak nie można było odmówić mu etyki pracy. Jako młody gracz przychodził na treningi najwcześniej, a jego koledzy z drużyny często pojawiali się w momencie, gdy Pierce przebierał się w nowe ubrania, bo był aż tak spocony ze względu na… trening przed treningiem. A po wszystkim zostawał oczywiście na sali treningowej jeszcze trochę.
Potem jako już nieco starszy zawodnik skupił się na pomocy innym, młodszym graczom, którzy dopiero co wchodzili do ligi. Zanim jednak trafili oni do bostońskiej szatni, często słyszeli, że Pierce oraz Kevin Garnett po prostu ignorują pierwszoroczniaków.
Rzeczywistość okazała się tymczasem zupełnie inna, o czym w poprzednich latach mówili m.in. Avery Bradley czy Jared Sullinger, bardzo sobie chwaląc wskazówki weteranów na starcie swoich przygód z NBA. Po czasie także Rajon Rondo nazwał Pierce’a jednym z najlepszych liderów, z jakimi miał okazję grać.
Tomek Kordylewski
[/ihc-hide-content]