Idiota też może mieć rację

Idiota też może mieć rację

Dopiero gdy po latach spędzonych razem, potrafisz rozstać się z dziewczyną tak, by móc jej życzyć wszystkiego najlepszego, zyskujesz pewność, że było warto. Jako kibic CJ McColluma oraz Blazers nie żałuję – poza tym wujkiem – kompletnie niczego. 
CJ McCollum / fot. wikimedia commons

 

Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>

Że uczucia kibica i porzucanego bądź porzucającego kochanka niekoniecznie idą w parze? Nic bardziej mylnego. Zaręczam, istnieją badania naukowe potwierdzające, że to właśnie kibice sportowi są najbardziej romantyczną grupą społeczną. 

Jako niezłomnemu kibicowi Portland Trail Blazers zdarzało mi się stać pod balkonem CJ-a i śpiewać serenady. 

Po raz pierwszy – w 2015 roku. Podczas beznadziei ogarniającej Blazers przy okazji rejterady LaMarcusa Aldridge’a, w trakcie przegranej gładko serii z Memphis Grizzlies. To wówczas – de facto tylko dzięki kontuzjom Wesa Matthewsa i Aarona Afflalo – talent McColluma eksplodował na dobre. 

Po raz drugi śpiewałem mu już osobiście – w trakcie jednej z najbardziej wyrównanych serii skończonych już po pięciu meczach. 2016, maj, wiosna w Portland pachniała ponad 30-stopniowym upałem, a duet Clinton/Kaine przemierzał kolejne stany, będąc w drodze do Białego Domu. Kibice Portland nosili stylizowane na prezydenckie flagi z napisem „Lillard/McCollum”, a Blazers z Aminorklessem oraz Masonem Plumleem w pierwszej piątce, na moich oczach, ograli w meczu nr 3 Golden State „73-9” Warriors. 

Owacja była na stojąco.

[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]

– Są jak Steph i Klay, tylko młodsi – dało się usłyszeć w korytarzach Moda Center po meczu nr 4, gdy Warriors dopiero rzutem (Harrisona Barnesa) na taśmę doprowadzili do dogrywki, w której Curry musiał rzucić 17 punktów, by przełamać opór Blazers. 

Trzecia serenada? Ta najbardziej oczywista. Najlepszy moment w XXI-wiecznej historii klubu z Oregonu. Znów maj, tym razem 2019:

 

Można było się dać ponieść chwili. Ale to nie kibiców Blazers, nawet takich najbardziej zatwardziałych jak piszący te słowa, poniosło najbardziej. Oni, po 0:4 z przetrzebionymi już nieco kontuzjami Warriors w finale Zachodu, szybko zostali sprowadzeni na ziemię. 

Zdecydowanie bardziej poniosło kilka miesięcy później dziennikarzy ESPN. 

Każdy ma swoje rytuały. Jedni codziennie sprawdzają stan konta. Inni raz na tydzień chodzą do multipleksu na film. Albo do kina, studyjnego. Są też ludzie sprawdzający stan zaopatrzenia domu w mąkę i cukier, gdy nadchodzi kolejna fala epidemii. A jak, ja też mam swój rytuał. Gdy słyszę kroki kolejnego sezonu NBA, gruntownie sprawdzam ranking 100 najlepszych koszykarzy NBA stworzony przez dziennikarzy ESPN. 

Jesienią 2019 roku, po upewnieniu się, że Lillard wylądował w Top 10, przeniosłem się do miejsc 20-30, by zobaczyć, gdzie głosujący umieścili CJ-a. Ale tam go nie było. „Oho, ktoś tu chyba nieco puścił wodze fantazji i wrzucił go do Top 20” – pomyślałem. Zacząłem od miejsca 20. zmierzać w górę rankingu. Gdy doszedłem do 15, zwątpiłem. „Obrażają mojego człowieka” – zmieniłem ton na jestem oburzony i postanowiłem się wycofać do miejsc 30-40.  

Dopiero gdy tam też McColluma nie odnalazłem, wróciłem do wyższych pozycji. Jakim cudem go przeoczyłem? Szybko przejrzałem raz jeszcze miejsca 20-30. Na nic. A zatem raz jeszcze – spójrzmy od 20 w górę. 

  1. Donovan Mitchell
  1. Bradley Beal
  1. Karl Anthony-Towns
  1. Kemba Walker
  1. Luka Doncić
  1. Ben Simmons
  1. Rudy Gobert
  1. CJ McCollum

Aha, na miejscu 21. był Jimmy Butler – ten sam, który w rozpoczynającym się chwilę później sezonie własnoręcznie wyszarpał LeBronowi z gardła dwa mecze w finale NBA. 

Później ci sami dziennikarze, którzy w 2019 roku uznali CJ-a za jednego z 13 najlepszych zawodników NBA, krytykowali Portland Trail Blazers za to, że ci właśnie latem 2019 roku zaoferowali 27-letniemu wówczas zawodnikowi przedłużenie kontraktu o trzy lata za 100 milionów dolarów. 

Czego nie rozumiecie?

Przyszłość pokazała jednak dobitnie, że Blazers faktycznie popełnili błąd. Nie chodzi o wycenę umiejętności McColluma wyrażoną dziewięcioma cyframi. Ważniejsze było to, że przedłużać z nim umowy po prostu nie musieli – poprzednia wygasała dopiero dwa lata później. 

CJ to gość pewny siebie, wręcz arogancki, lecz twardo stąpający po ziemi. Na temat rankingu ESPN przemyślenie miał zapewne podobne do moich. Kilka tygodni po jego publikacji w prowadzonym przez siebie podcaście sam – ze znaczącym śmiechem (nie mylić z kurtuazyjnym uśmiechem) – przyznał, że gdyby ktoś mu zaproponował wymianę McColluma i kilku picków na Giannisa zgodziłby się pięć minut przed otrzymaniem tej propozycji, nawet gdyby sam wciąż pozostawał tymże McCollumem. 

– Tak, sprzedałbym siebie samego!

Większość zawodników NBA, nawet jeśli miewa podobne myśli, nigdy ich nie wypowie. Bo duma, bo nie wypada. Z CJ-em jest inaczej. 

Większość zawodników NBA ma problemy z tym, by ciekawie i płynnie mówić. Z CJ-em jest inaczej. Lektorem audiobooków też mógłby być. 

Większość zawodników NBA ma żony/partnerki, które w życiu są głównie żonami/partnerkami zawodników NBA. Z CJ jest inaczej – jego żona skończyła stomatologię na Columbii i ma własną karierę. 

Zdecydowana większość zawodników NBA – poza jednym – nie jest przewodniczącym związku zawodowego zawodników NBA. Z CJ-em jest inaczej. 

Z Blazers bez CJ-a też będzie inaczej. Że w tym sezonie gorzej? Tym lepiej. A później? Życie napisze scenariusz. 

O przyszłości Blazers zadecyduje szczęście w loterii draftu i, przede wszystkim, zdrowie Damiana Lillarda. Jeśli ten po operacji mięśni brzucha nie wróci do grona dziesięciu najlepszych zawodników ligi, żadne tańce godowe wykonywane wokół salary cap przez tymczasowego GM Blazers Joe Cronina nie pomogą. Nie pomoże choćby i Chet Holmgren. Jabari Smith? Też nie. 

Co zadecyduje o przyszłości CJ-a? Stan (nad)wagi Ziona Williamsona? Też. Ale przede wszystkim – ich chęci. I Ziona, i CJ-a też. Finansowo McCollum jest już dawno zabezpieczony. Winnica nabyta w południowej części Oregonu to jego oczko w głowie, a przecież wzywa jeszcze kariera dziennikarska. Jakby tego było mało – kilka tygodni temu urodził mu się syn. 

– Wciąż będę grał w kosza. Czasami wygram, innym razem przegram, ale wiem, że za każdym razem jak wrócę do domu, on tam będzie na mnie czekał. Fajna świadomość. 

Blazers z powodu zbliżających się narodzin (i powziętego już na początku grudnia planu, by wysadzić zespół w powietrze i liczyć kolejne porażki oraz na szczęście w drafcie) dali mu miesiąc tacierzyńskiego i poprosili, by wspólnie z nimi wybrał sobie nowy klub. 

Nadmiar dobrych manier, jeśli przypomnieć sobie to przechodzenie pod zasłonami CJ-a w trakcie, przegranej w fatalnym stylu, ostatniej serii play-off z Denver Nuggets? Nie. McCollum na takie traktowanie zasłużył. A Blazers? W ciągu ostatnich kilku miesięcy pod względem marketingu i szeroko rozumianego PR robili dosłownie wszystko nie tak jak należy. Tym razem ustali skok. 

W okolicach, będącego symbolem Oregonu wulkanu, Mt. Hood mówi się, że CJ mógł się przenieść do Dallas i zagrać u boku Luki Doncicia. Wolał Nowy Orlean. McCollum to koszykarz nietuzinkowy. Jedyny taki w historii NBA. Nikt wcześniej nie kończył siedmiu kolejnych sezonów ze średnią powyżej 20 punktów na mecz, tak rzadko dostając się na linię rzutów wolnych. I nie grając ani razu w Meczu Gwiazd. 

Ale CJ nie potrafi żyć/grać bez koszykarskiego tańca z piłką w rękach. Gdyby musiał przez całe mecze stać w rogu, czekając na podanie od Doncicia, mógłby zwariować. A tak wciąż jest szansa, że jeszcze zobaczymy, jak wariują jego rywale. 

Niczym Dirk. Albo stara i nowa nadzieja Sacramento Kings, Donte DiVincenzo:

.

Są zawodnicy wybitni, których gry nie ogląda się z niekłamaną przyjemnością. Są też tacy jak CJ – którzy najpewniej nigdy nie zagrają w Meczu Gwiazd, nigdy nawet tak naprawdę nie będą Top 13 graczami NBA – ale ich grę (w ataku) ogląda się niczym konia w galopie, jaskinię Melissani w środku lata i Bar Uniwersalny vis-a-vis dworca kolejowego w Małkinii Górnej o zmroku. 

Przez całe lata zadawałem sobie pytanie „jak wyglądałby CJ w roli lidera zespołu?”. Nie wiem, czy okaże się liderem Pelicans. Nie wiem, czy jest jeszcze fizycznie i mentalnie na tym etapie kariery, by móc rozpocząć nowy rozdział z entuzjazmem. Prawdę powiedziawszy: wręcz wątpię. 

Wczoraj obejrzałem film opublikowany przez dział PR Pelicans na okoliczność przybycia McColluma do klubowej szatni. Była niemalże opustoszała. (Nie) witało go dwóch kolegów z zespołu – gdy wchodził, byli odwróceni do niego plecami, siedząc z nosami w telefonach. On, taszcząc walizkę na kółkach, przerwał im, przybił piątki i podszedł do szafki ze swoim nazwiskiem. Otworzył i, zdając sobie sprawę z obecności klubowej kamery, chciał wypaść dobrze, więc rzucił coś w stylu „o moje buty, wszystko gotowe”. 

No ale dobrze to to nie wyszło. Ogólnie – wyszło słabo. Coś jak pojawienie się przy swoim docelowym biurku księgowego specjalizującego się w obsłudze spółek komandytowych w poniedziałkowe przedpołudnie – na drugim piętrze w skrzydle B, biurowca Bussines Shark (klatka numer 3). 

Nowy Orlean nie zasługuje na drużynę NBA. 

A propos rekinów:

Mam nadzieję, że ten coś jeszcze w swojej karierze upoluje. Choć, tak szczerze mówiąc to jak z tym związkiem i fajną, byłą dziewczyną – niby życzysz jej jak najlepiej, ale przecież nieszczególnie akurat tego, by zdołała ułożyć sobie nowe życie szybciej od ciebie. CJ też mógłby w trwającym sezonie skupić się na synu. W końcu jeśli Pelicans awansują do play-off, Blazers stracą pick w loterii draftu.

PS. Jeśli wspólnie spędzone chwile były tego warte, człowiek może nie żałować, nawet jeśli od lat matka powtarzała „to nie jest dziewczyna dla ciebie”, a ojciec znacząco milczał. Człowiek, gdy mu wygodnie, bywa uparty i potrafi ignorować też inne głosy doradcze: przyjaciół (ona cię wykorzystuje!), znajomych (oj, wy chyba do siebie nie pasujecie), a nawet niezbyt nachalnie orientujących się w temacie wujków, którzy nie znając się na niczym szczególnie dobrze zawsze wiedzą wszystko najlepiej.

.

 

Michał Tomasik

[/ihc-hide-content]

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38