Hubert Śledziński: Koszykówka w Afryce wygląda inaczej

Hubert Śledziński: Koszykówka w Afryce wygląda inaczej

Praca z reprezentacją Republiki Zielonego Przylądka i Ivanem Almeidą to nie tylko egzotyczna przygoda, ale przede wszystkim profesjonalne wyzwanie i prawdopodobnie początek większej historii. Hubert Śledziński, trener przygotowania fizycznego Anwilu Włocławek, opowiada o swoim udziale w turnieju kwalifikacyjnym do AfroBasketu w egipskiej Aleksandrii.
Hubert Śledziński / fot. P. Kieplin / KK Włocławek

 

Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>

Wojciech Malinowski: Nie jest tajemnicą, że współpracę z Panem od lat bardzo ceni sobie Ivan Almeida. Proszę jednak opowiedzieć, jak dokładnie doszło do Pana wyjazdu do Aleksandrii, gdzie w weekend odbywały się eliminacyjne mecze grupy E do AfroBasketu 2021?

Hubert Śledziński (trener przygotowania fizycznego Anwilu Włocławek): Rozmawialiśmy z Ivanem o wspólnym wyjeździe już dużo wcześniej. Jednym z pomysłów był dłuższy pobyt w trakcie minionych wakacji w jego rodzinnych stronach, gdzie na miesiąc, czy dwa zjeżdżają się wszyscy gracze Cabo Verde i wspólnie trenują. Z powodu pandemii okazało się to jednak niemożliwe do zrealizowania.

Po tym, gdy Ivan dołączył do Anwilu w bieżącym sezonie, to jakieś 2 miesiące temu zapytał, czy byłaby możliwość, bym poleciał z nim na mecze eliminacyjne. Oni mieli zresztą jeszcze preeliminacje w Kamerunie i już wtedy też był temat wspólnego wyjazdu, ale Ivan doznał akurat kontuzji, nie leciał na mecze kadry i wszystko znowu odsunęło się w czasie.

Miesiąc temu raz jeszcze zapytał się, czy bym z nim poleciał, a ja swobodnie odpowiedziałem – „Oczywiście, że tak”. Dwa-trzy tygodnie później dostałem na maila oficjalne powołanie, wszystko potoczyło się zatem dosyć płynnie.

Rozumiem, że pełnił Pan oficjalną funkcję przy zespole Republiki Zielonego Przylądka?

[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]

Tak, jako trener przygotowania motorycznego. Oprócz tego na miejscu był cały sztab szkoleniowy – główny trener, asystent, fizjoterapeuta i jeszcze jeden trener od przygotowania fizycznego. Młody chłopak, którego federacja wysłała, by uczył się, podpatrywał to, co się dzieje.

Turniej odbył się w Aleksandrii, w Egipcie. Czy było przed nim jakieś zgrupowanie kadry Cabo Verde?

Nie. Do Aleksandrii polecieliśmy w poniedziałek, a mecze graliśmy od piątku. Nie było zatem dużo czasu. We wtorek czekaliśmy w hotelu na wyniki testów, zatem tak naprawdę tylko środę i czwartek mogliśmy poświęcić na treningi. Lecieliśmy przez Stambuł, gdzie wszyscy się zbierali i stamtąd już wspólnie wyruszyliśmy jako zespół.

Czy zasady pobytu były podobne jak w przypadku reprezentacji Polski w Walencji? Przykładowo, wszystkie drużyny w jednym hotelu, który został przygotowany tylko dla nich?

Tak. Zostaliśmy zakwaterowani w typowym resorcie wakacyjnym i jedna z jego części została przygotowana tylko dla uczestników turnieju.

Jak wyglądały kwestie bezpieczeństwa? Osoby, które przebywały w Egipcie na wakacjach, zapewne pamiętają wszechobecną ochronę i to często z poważnym uzbrojeniem.

Tu też tak było. Ochrona, zarówno w cywilu, jak i umundurowana towarzyszyła nam wszędzie — w hotelu, w autobusie, a także na hali. Zawsze z bronią, także długą. Wojskowi byli również obecni i widoczni na samych meczach.

Czy w „bańce” w Aleksandrii też funkcjonowały tak sztywne zasady – brak czasu wolnego, ograniczenie wyjść do treningów i meczów?

Tak było. Tak naprawdę zawodnikom, czy trenerom nie robiło to jednak wielkiej różnicy, gdyż nawet w normalnych okolicznościach tego czasu nie mieliśmy zbyt wiele.

Tak jest również, gdy podróżujemy po Europie. Harmonogram dnia jest z góry ustalony i mocno napięty. Dla nas to nie tylko treningi, posiłki, meetingi, ale także niewidoczna dla innych praca, którą wykonujemy w pokojach indywidualnie z zawodnikami. Każdy z nich ma przecież drobne problemy, urazy, nad którymi należy cały czas pracować. Czasu na zwiedzanie i odpoczynek zatem nie ma, a pobyt w Aleksandrii nie był w tej kwestii wyjątkiem.

Widziałem, że w reprezentacji Zielonego Przylądka było zaledwie 9 graczy. Orientuje się Pan, czemu taka wąska kadra przyjechała do Egiptu?

Były dwie kontuzje, a jedna z nich wydarzyła się już na miejscu w Aleksandrii. Typowo zmęczeniowy uraz, raczej nie dało się go uniknąć. Myślę, że do lutego powinno udać się go wyleczyć. Drugi z zawodników doznał kontuzji jeszcze przed przyjazdem, ale także w jego przypadku spodziewamy się, że w lutym będzie gotowy.

Do tego brakowało oczywiście Waltera Tavaresa, którego nie puścił Real Madryt. Nie było także innego Tavaresa – to nie rodzina, który nie mógł zagrać z powodu problemów licencyjnych.

Czyli tak naprawdę nie było czterech zawodników, z których trzech byłoby zapewne graczami pierwszej piątki.

Czy przed turniejem zapowiadało się, że to właśnie mecz z Marokiem będzie dla Cabo Verde decydujący o awansie? Czy raczej w zespole spodziewano się, że będzie to niedzielne spotkanie z Ugandą? Zakładam, że Egipt miał być i był silny.

Liczyliśmy na oba te mecze. Podejrzewam, że gdybyśmy z Ugandą byli w pełnym składzie, to mielibyśmy dwie wygrane. Był to jednak trzeci dzień grania, przy bardzo dużych minutach na boisku dla czołowych graczy. Widać było tego efekty na parkiecie. Uganda grała szerszym składem i w końcówce mecz nam uciekł.

W drużynie Zielonego Przylądka dwóch zawodników grało bardzo dużo na piłce, co też dodatkowo męczy. Zarówno Ivan, jak i Jeffrey Xavier, byli poddani dużym obciążeniom. Dodatkowo odczuwaliśmy pojedynek z Egiptem, który atakował nas na całym parkiecie. To wszystko miało ogromne znaczenie w starciu z Ugandą.

Jak wyglądał skauting przedmeczowy? Przeciwnicy byli dobrze rozpracowani? Dało się to porównać na przykład z przygotowaniem zawodników na mecze w polskiej lidze?

Zawodnicy sami z siebie znali swoich rywali, ale także oglądaliśmy mecze na wideo. Przygotowanie może nie było aż tak obszerne, jak choćby u nas w klubie, ale trzeba pamiętać, że był to turniej, w którym rozegraliśmy trzy spotkania dzień po dniu. Możliwości czasowe były zatem ograniczone.

Ogólnie koszykówka w Afryce wygląda trochę inaczej. Nie mówię, że lepiej, czy gorzej, po prostu inaczej. Mecze też rządzą się swoimi prawami.

Jakimi na przykład?

Dużo wyższe jest tempo meczów. Jest mniej taktyki, za to gra jest znacznie bardziej atletyczna.

Trudno uciec w naszej rozmowie od osoby Ivana Almeidy, który w trzy dni rozegrał ponad 113 minut ze 120 możliwych. Jak on to robi, że w ogóle wytrzymuje takie obciążenia?

Tutaj grał głównie jako rozgrywający, ale były też momenty, gdy przesuwany był na pozycje „2”, „3”, a nawet „4”, mierzył się zatem z różnymi zawodnikami.

Jak on to robi? Jest niebywale pracowitym zawodnikiem, nie tylko na boisku w trakcie meczu, ale także poza nim. Widać to było choćby, gdy doznał kontuzji w trakcie sezonu. Dba także o to, co je, a także o właściwą suplementacją. Wszystko, co widzimy na boisku, jest konsekwencją jego zaangażowania i profesjonalizmu.

Czy widać po zespole Cabo Verde, że Ivan to rzeczywiście lider drużyny? Zwłaszcza w sytuacji, gdy nie było Tavaresa.

Tak, ale nie tylko na parkiecie, ale również poza nim. On bardzo dba o tych chłopaków, pomaga im w różny sposób. Stara się też być ich mentorem, pokazywać im drogę na swoim przykładzie, szczególnie kilku młodszym kolegom. Jego liderowanie nie bierze się tylko z boiska.

Zakładam, że Joel Almeida, brat Ivana, był Panu wcześniej znany?

Tak. On już w pierwszym sezonie spędził u nas około pół roku, współpracowaliśmy też indywidualnie. Teraz również przebywa w Polsce i trenuje ze mną w trakcie szukania nowego klubu.

Jak zatem bracia funkcjonują w jednym zespole? Dogadują się?

Powiedzmy, że tak (śmiech).

A, poważnie – mówimy o tym, że Ivan jest liderem i większość zachowań, które o tym świadczą, są pozytywne. Czasami są jednak sytuacje, że jest z czegoś na boisku niezadowolony i wtedy potrafi w mocny sposób zwrócić na to uwagę. W takich sytuacjach brata traktuje tak samo, jak innych członków zespołu.

Byli jacyś zawodnicy z innych zespołów albo nawet z Republiki Zielonego Przylądka, którzy wpadli Panu w oko i już są w notesie trenera Marcina Woźniaka? Widziałem, że w zespole Ugandy w meczu z wami szalał Ishmail Wainright.

Tak, ale jego akurat znaliśmy już ze spotkań z niemiecką Vechtą w europejskich pucharach. Co ciekawe, później spotkaliśmy go na lotnisku i lecieliśmy wspólnie do Stambułu. Bardzo fajna, sympatyczna postać. Przeciwko nam zagrał rzeczywiście bardzo dobrze, ale był to pierwszy jego taki występ na tym turnieju.

Innych graczy nie chcę oceniać, trener Woźniak wie, co ma wiedzieć i zobaczymy, co przyniesie przyszłość.

Czy jesteście już umówieni na kolejny wyjazd, tym razem w lutym do Rwandy na finały AfroBasketu?

Jak najbardziej. Jesteśmy w ogóle po większych rozmowach, gdyż w Aleksandrii pojawił się też prezes federacji i spędziliśmy sporo czasu na dyskusjach i naradach. Choćby o późniejszej i szerszej współpracy w okresie wakacyjnym.

Rozmawiał Wojciech Malinowski, @stingerpicks

[/ihc-hide-content]

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38