Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Oczywiście, po wygraniu meczu nr 2 serii z Phoenix Suns na ustach wszystkich znalazł się Brandon Ingram. Już 37 punktów z 21 rzutów robiło wrażenie. A 11 zbiórek, 9 asyst i całkiem sporo dobrych akcji w obronie?
Ingram, szczególnie w drugiej połowie, chodził po wodzie. Gdy rozgrywał najlepszy mecz w karierze, niejeden skaut przypominał sobie draft 2016, gdy debata „czy Ingram może odebrać Benowi Simmonsowi pick nr 1?” się toczyła, choć przez większość obserwatorów uznawana była za lekko niedorzeczną.
Przecież Simmons miał być australijskim LeBronem Jamesem. Jasne.
Sześć lat później po prostu jest słabszym koszykarzem od Ingrama. Mało odkrywcze stwierdzenie, jeśli weźmie się pod uwagę, że od roku de facto nie gra w kosza? OK, w zanadrzu mam inne, nieco bardziej obrazoburcze: niespełna 25-letni (!) Brandon Ingram ze swoim kontraktem (100 mln dol. za kolejne trzy lata gry) ma większą wartość rynkową niż o cztery lata starszy – i o 15 kg za ciężki – Anthony Davis ze umową 120/3.
Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!