Grzegorz Kulka: Toczymy prawdziwe wojny

Grzegorz Kulka: Toczymy prawdziwe wojny

W zdecydowanej większości spotkań 2. drużyny sezonu zasadniczego był graczem pierwszej piątki - wreszcie zaliczył przełom w ekstraklasie. Grzegorz Kulka, silny skrzydłowy Legii opowiada, co zmieniła w jego karierze przeprowadzka do rodzinnej Warszawy, co daje praca z trenerem Kamińskim i w czym tkwi tajemnica sukcesu w tych rozgrywkach.
Grzegorz Kulka i Ivan Almeida / fot. P. Koperski, legiakosz.com

 

Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>

Aleksandra Golec: W serii z Kingiem zagrałeś dwa świetne mecze, ale w czwartym spotkaniu zanotowałeś 5 fauli w zaledwie 4 minuty i 40 sekund. Co tam się w ogóle wydarzyło?

Grzegorz Kulka: Ta seria była bardzo fizyczna, kibice oglądali dużo przepychanek i walki. W pierwszej połowie odgwizdano mi trzy faule, co zawsze wyprowadza zawodnika z rytmu… W drugiej połowie starałem się zatrzymać Maćka Lampego – w play-offach nie możesz pozwolić przeciwnikowi na łatwe punkty – i faul numer cztery. Potem kolejna akcja – izolacja na mnie – piąty faul. Każdy kibic wie, z czego słyną drużyny trenera Wojciecha Kamińskiego i że w obronie nie ma miejsca na miękką grę. 

Sam trener Wojciech Kamiński znany jest też z dawania szans polskim graczom. Jakiej postawy i zachowań na boisku oczekuje właśnie od Ciebie? 

Pełnego zaangażowania po obu stronach parkietu. Preferujemy agresywną obronę od połowy boiska na pick’n’rollach, na piłce, więc zawodnik na każdej pozycji musi zasuwać, żeby to przyniosło oczekiwane efekty. W ataku wszyscy – nawet Earl Watson, który ostatnio trafił dwie trójki (śmiech) – dysponujemy rzutem z dystansu, a to jak wiemy jest w nowoczesnej koszykówce wielki atut. Im większy spacing tym każdemu gra się łatwiej, zatem nie komplikujemy sobie specjalnie.

Mnie w tym sezonie idzie też łatwiej, bo czuję że poprawiłem czytanie gry obrońców. Będąc w sytuacjach meczowych inaczej widzisz, wręcz przewidujesz pewne rzeczy. 

[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]

Trener Kamiński jest świetnym trenerem, a moje słowa potwierdza wynik, jaki robi z nami, bo ten półfinał to efekt punktów, które rzuciliśmy my – zawodnicy, ale to zawodnicy trenera Kamińskiego, który nas dobrał, scalił i sprawił, że trafiamy.

I w efekcie rozmawiamy w oczekiwaniu na pierwsze od blisko 50 lat półfinały z udziałem koszykarskiej Legii. Tak szczerze, czy ktokolwiek w klubie myślał przed sezonem, że będziecie 2. zespołem rundy zasadniczej i w play-off dojdziecie do strefy medalowej? Jakie były cele przed rozgrywkami?

Trener Kamiński zadzwonił do mnie w wakacje i powiedział, że chce zbudować drużynę z zawodników, którzy mają coś do udowodnienia i że planuje powalczyć o play-offy. Mówiło się o celu długofalowym, bo zawodnicy, których kompletował trener mieli na początku po prostu potwierdzić swój potencjał. 

Obecne TOP 4 to dla kibiców miła niespodzianka, a dla nas dowód, jakie efekty przynosi równa gra zgranego zespołu.  

Indywidualnie wyglądasz naprawdę dobrze – 28 z 34 spotkań w pierwszej piątce, ponad 23 minuty, średnio 7.6 punktu i ponad 5 zbiórek. Udowadniasz to, o czym rozmawialiście z trenerem przed sezonem, zatem przed Legią, w Wałbrzychu, Kula przełamał się na dobre? 

Tak, zdecydowanie, mimo sezonów na ławce nigdy nie przestałem wierzyć w siebie i w to, że naprawdę potrafię grać w koszykówkę. Kluczowe było zejście o poziom niżej, gra dla trenera Łukasza Grudniewskiego, który zapraszał mnie do Wałbrzycha, pamiętając o tym, co pokazywałem jako junior. Ja przecież też to pamiętałem i wreszcie, w meczach, mogłem to zaprezentować. 

Trener starał się przekuwać to, co grałem jako młodzieżowiec, moją wszechstronność, w dobro drużyny, co zapewniło udane rozgrywki i Górnikowi oraz mi indywidualnie, za co jestem Wałbrzychowi bardzo wdzięczny.  

Przed Wałbrzychem były chyba jednak momenty zwątpienia? 

Były różne momenty, niektóre bardzo ciężkie, szczególnie, gdy słyszałem: pracuj tak dalej, trenuj jak trenujesz, a minut nie przybywało. Był niedosyt, który rodził frustrację, ale z tą mierzyłem się na siłowni i w sali. 

Oczywiście, w Sopocie była duża konkurencja, dlatego musiałem dawać z siebie maximum i dlatego, jeśli trening był na 18, ja już od 17 robiłem siłownie, a po dwugodzinnym treningu z drużyną zostawałem z Mielonym (Artur Mielczarek – przyp. red.) i przez pół godziny graliśmy na low poście. To było zawsze około 4 godzin pełnego zaangażowania, pełnej gotowości, w przypadku, gdy nadejdą szanse.

To dlaczego młodym chłopakom tak trudno o te szanse, czy przejście z juniorskiej do seniorskiej koszykówki musi tyle trwać? 

 Każdemu młodszemu od siebie koledze powiem: musisz znaleźć miejsce, w którym będziesz grał. Najważniejsze jest granie: jeśli nie w ekstraklasie, to pójdź do pierwszej ligi. Na pewno, dobra postawa w niższej klasie rozgrywkowej to efekt lat bycia w ciągłym treningu z doświadczonymi zawodnikami z PLK. Dużo wyciągnąłem też od moich ekstraklasowych trenerów: Maskoliunasa, Marticia i Rajkovicia. 

Tylko jeśli pokazuje się coś regularnie na treningu, to chciałoby się spróbować tego w meczu. Nikt się nie przełamie bez pewnych minut. Kluby ekstraklasowe mają swoje priorytety, a twoim priorytetem musi być gra w meczach. 

Grasz, nie boisz się przepychanek pod koszem, mocno zwiększyłeś masę… 

U wielu zawodników, również u mnie, przerwa spowodowana pandemią zaowocowała dodatkowymi kilogramami. W sumie na dobre mi to wyszło, bo brak klasycznego treningu doprowadził do zwiększenia masy, a tej zawsze mi brakowało. Na szczęście dzięki pracy z naszym trenerem przygotowania motorycznego – Adamem Blechmanem udało się zrzucić zbędne kilogramy, a resztę przekuć na siłę, której w seniorskiej koszykówce na tym etapie potrzeba spore nakłady.

Mamy trzy jednostki treningowe siłowni w tygodniu, które prowadzone są bardzo profesjonalne. Zawsze byłem typem późno rozwojowym, ta fizyczność przychodziła u mnie później. Poza tym my, siłą rzeczy, widzimy się teraz rzadziej, a Ty zwracasz na to uwagę, zatem ten aspekt jest już na właściwym miejscu i mogę się w ekstraklasie trochę porozpychać.

Czwórka w nowoczesnej koszykówce po prostu musi trafiać za 3 punkty, a Ty w tym sezonie notujesz niecałe 30% – daleko od optymalnej skuteczności. Czy pracujesz nad tym jakoś specjalnie?

Mamy bardzo dużo treningów rzutowych z różnymi konkursami, które nawet wygrywam, także ten mój procent to nie jest jakiś problem, który ciągle siedzi w głowie. Czasem wychodzi to z niedopracowanych sytuacji, czasami może trochę ze zmęczenia, bo to dla mnie przełomowy sezon, pierwszy w ekstraklasie, w którym gram tyle minut, przy takiej intensywności gry ręka może jeszcze zawieźć, ale trener nie robi z tego problemu – wie, że potrafię rzucać z dystansu, daje zielone światło na wykonywanie rzutów zarówno mi, jak i pozostałym kolegom. 

Od coacha dostajemy dużo pewności siebie, nigdy w tym sezonie, nawet po słabszych meczach, nie było takiej sytuacji, że trener powiedział komuś: nie próbuj tego, nie rób tak, trener w nas wierzy, wierzy we mnie, więc i ja wierzę w swój rzut. Na pewno pomocna jest też rywalizacja na treningach z Walerijem Lichodiejem, który w tym aspekcie jest jednym z najlepszych ligowych skrzydłowych. 

Rozmawiacie, pomagacie sobie, dobra chemia to chyba jeden ze składników przepisu na półfinał? 

Na pewno, poza boiskiem w tym sezonie tworzymy bardzo zgraną paczkę, chociaż gdyby ktoś podpatrzył nasz trening, to mocno by się zdziwił. Toczymy prawdziwe wojny. Jesteśmy podzieleni na dwie grupy i po prostu się naparzamy. Teoretycznie na treningach stawiamy sobie nawzajem cięższe warunki niż obrońcy przeciwko nam w meczach. 

Trener Marek Zapałowski nie gwiżdże nam wtedy prawie nigdy fauli, między zawodnikami dochodzi do różnych wymian, również słownych. Nie wyglądamy wtedy jak zakolegowana ekipa, a jak dwa zwalczające się oddziały, ale nasze, czasem wręcz brutalne, zaangażowanie to chyba też efekt tego, że po prostu lubimy ze sobą przebywać. (śmiech) 

Ty z kolej, po latach w rozjazdach, wreszcie możesz poprzebywać trochę w rodzinnym domu… 

Na pewno, fajnie było wrócić do Warszawy, nie ukrywajmy, dobrze jest mieszkać 4 minuty autem, a 15 minut piechotą od rodziców. (śmiech) Spędzamy razem sporo czasu, jakieś wspólne obiadki, spacerki… Moja rodzina to warszawiacy od przynajmniej 5 pokoleń, choć nie jest powiedziane, że ta nasza historia ze stolicą nie sięga jeszcze głębiej.  

Jadąc na trening codziennie mijam moją podstawówkę i parafię, w której przystępowałem do Pierwszej Komunii. Warszawa to też moje sportowe początki – choć przed koszykówką, wspólnie z bratem, chodziliśmy na piłkę nożną, a jeszcze wcześniej, przez dwa lata, trenowaliśmy judo. 

Trener Adam Latos zobaczył w nas potencjał, dość szybko powiedział rodzicom, że mamy warunki do grania w basket, brata po drodze ze sportu wykluczyła kontuzja, a ja trenuję do dziś.

Te wszystkie klimaty i wspomnienia na pewno są fajne i choć forma w przypadku seniora-profesjonalisty wynika z treningu i drużyny, jaką ma dookoła siebie, to jednak komfort, jaki daje mi Warszawa i wyjątkowość naszego miasta wpływają na moje dobre samopoczucie poza boiskiem. 

W środę zaczynacie półfinały ze Stalą, do której trafiłeś w ramach wypożyczenia, gdy byłeś jeszcze zawodnikiem Trefla. W Ostrowie poznałeś narzeczoną, znasz ten klub i choć ostrowska ekipa bardzo zmieniła się od tamtego czasu, to znasz ich mocne strony. Co trzeba będzie grać, żeby w serii ze Stalą przejść do kolejnego etapu?

Twarda i agresywna obrona, dzielenie się piłką, celne trójki – nie ma co tego zmieniać. W przegranym meczu w Szczecinie każdy próbował za mocno, forsował coś za bardzo, przestaliśmy sobie podawać, a w play-offach nie ma miejsca na indywidualne granie. W trzeciej kwarcie w 5 minut zrobiliśmy run 17-0, bo wróciliśmy do swoich założeń, do swojej zespołowej koszykówki. 

Od początku sezonu jako drużyna stawiamy się wszystkim i właśnie jako drużyna weszliśmy do półfinałów. Nie nakładamy na siebie żadnej presji, wiemy, że Stal jest w naszym zasięgu. Zresztą, wbrew pozorom, to Stal jest w cięższej sytuacji, to ich miasto organizuje bańkę i oni muszą wygrać, o nas w sezonie zasadniczym mówiło się: kiedy ta Legia przestanie trafiać, kiedy będą mieli kryzys… Kryzys nie przyszedł, nie chcemy przestawać, chcemy z pozycji underdoga zawalczyć ze Stalą o finał. 

Rozmawiała Aleksandra Golec, @aemgie

[/ihc-hide-content]   

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38