Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Wojciech Malinowski: Aż 73 mecze rozegrał Zastal w tym niesamowitym sezonie. Pamięta Pan pierwszy dzień treningów?
Filip Put: Rzeczywiście, 73 to całkiem sporo (śmiech). A tamten dzień pamiętam dobrze, gdyż było nas bardzo niewielu na treningach – chyba 5 Polaków i Janis Berzins. Resztę obcokrajowców zatrzymały sprawy formalne, do końca nie wiadomo było, czy mają być na kwarantannie, czy nie i ostatecznie pierwsze dni spędzili na treningach w domu. Zaczęliśmy chyba 15 lipca, zakończyliśmy sezon 14 maja, czyli za nami 10 miesięcy w Zielonej Górze.
Jak Pan świeżo po jego zakończeniu patrzy na cały sezon? Wiadomo, że to Pana praca, ale też w pewnym sensie przygoda z tak dużą liczbą spotkań, dodatkowo rozgrywanych w takiej, a nie innej sytuacji na świecie w związku z koronawirusem.
10 miesięcy to rzeczywiście długo, ale to była rzeczywiście niesamowita przygoda. Sporo pozwiedzaliśmy, zagraliśmy dużo meczów i sporo z nich wygraliśmy, także takich, które będziemy długo wspominać.
Skoro wspomniał Pan o wyjazdach – polubił Pan wschodnie klimaty?
Podróże same w sobie, te wszystkie kilkanaście godzin spędzane w trasie, na pewno nie były moim marzeniem. Szczerze muszę jednak przyznać, że była to pewnego rodzaju odskocznia od tego, co się działo w Polsce. U nas z uwagi na COVID bardzo długo nie można było nigdzie wyjść, życie sportowe praktycznie umarło, a w Rosji wyglądało to jednak zupełnie inaczej. Na trybunach byli kibice, był również ruch na lotniskach czy przejściach granicznych.
Czy w czasie wyjazdów zagranicznych mieliście okazję trochę pozwiedzać miasta swoich rywali? Pamiętam z mediów społecznościowych zdjęcia z Placu Czerwonego po wygranym przez was w Moskwie meczu z Chimkami, ale może było takich sytuacji więcej?
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!