EuroNudy zamiast eliminacji

EuroNudy zamiast eliminacji

Można narzekać na wojnę Euroligi z FIBA, można tęsknić za czasami letnich okienek i graczami z NBA, można też zrzucić wiele na pandemię, ale obecny system wyłaniania uczestników EuroBasketu pokazał jasno – eliminacje, które przechodzi większość drużyn, są w zasadzie pozbawione sensu.
Jeden z meczów Polska vs. Rumunia / fot. FIBA Europe

 

Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>

Zacznijmy od liczb. Do FIBA Europe należy 49 federacji – w eliminacjach do przyszłorocznych mistrzostw wzięło udział 41 z nich, z czego 17 walczyło w prekwalifikacjach. 8 z nich awansowało do właściwych kwalifikacji, gdzie łączna liczba zespołów wyniosła 32. Awans wywalczyły 24 z nich, czyli 75 procent biorących udział.

To kompletny absurd, zwłaszcza że w okienkach grały również cztery reprezentacje, które miały zapewniony udział jako współgospodarze. Sama pogrubiona powyższa liczba mówi niemal wszystko, ale warto popatrzeć na te eliminacje bardziej szczegółowo, bo wtedy można się dobitnie przekonać, dlaczego były synonimem nudy.

Brak niespodzianek

[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]

Gdy awansuje trzy czwarte zespołów, trudno spodziewać się ogromnej liczby niespodzianek. I faktycznie – w przypadku eliminacji do przyszłorocznych mistrzostw prawie nic takiego się nie wydarzyło. Jedyną prawdziwą sensacją był awans Bułgarii kosztem Łotwy. Można jeszcze uznać awans Wielkiej Brytanii zamiast Czarnogóry za niespodziankę, aczkolwiek biorąc pod uwagę skład, jakim w całych eliminacjach grali Czarnogórcy, nie jest to jakoś specjalnie szokujące.

Owszem, było blisko prawdziwej megasensacji, ale dzięki blokowi Mantasa Kalnietisa Litwa uratowała się przed kompromitacją i odpadnięciem przeciwko pozbawionych Iffe Lundberga Duńczykom. Ostatecznie Litwini zagrają więc na swoich 13. mistrzostwach Europy z rzędu.

Mecze bez znaczenia

Brak niespodzianek to tylko jedna strona medalu. Bo gdyby eliminacje były chociaż emocjonujące do samego końca, poprzedni akapit można by jakoś przeboleć. Ale tak nie było.

Skupmy się na właściwej części eliminacji (32 zespoły), bo do najbliższego EuroBasketu – w przeciwieństwie do np. tego w 2015 roku – nie dało się awansować bezpośrednio z prekwalifikacji (wtedy Estonia zakwalifikowała się nawet przed startem ME 2013). Największy zarzut do całych eliminacji jest prosty – fakt, że awansuje tyle krajów, powoduje, że wiele meczów było o nic – a to chyba najgorsza rzecz, jaka może być w sporcie.

Na 96 meczów rozegranych w kwalifikacjach wynik nie miał znaczenia dla co najmniej jednej z drużyn w 39 przypadkach (!). To oczywiście pokłosie udziału w eliminacjach współgospodarzy turnieju. Jaki sens ma granie takich eliminacji, gdy w ponad 40 procent meczów jeden z krajów nie musi grać o awans? W tych 39 przypadkach zawiera się 16 przypadków, gdy wynik nie miał znaczenia dla żadnej z drużyn (przystępując do meczu, obie miały zapewniony awans, albo jedna wiedziała, że awansuje, a druga, że nie).

Gigantomania atakuje

Mania poszerzania składu uczestników mistrzostw nie dotyczy tylko Europy ani tylko koszykówki. W 2016 roku piłkarskie Euro po raz pierwszy odbyło się z udziałem 24 zespołów, co skutkowało również bardzo nudnymi eliminacjami. Mistrzostwa świata w kopaną w 2026 roku będą liczyły już 48 zespołów. W siatkówce mistrzostwa Europy zostały powiększone z 16 do 24 drużyn dwa lata temu. W piłce ręcznej jest podobnie – edycja 2020 ME liczyła już 24 kraje zamiast 16.

Czy gdzieś jest kres tego szaleństwa? Bo niestety często bywa tak, że później zarówno w eliminacjach, jak i we właściwych mistrzostwach, jest…

Im więcej, tym nudniej

I nie chodzi tylko o liczbę uczestników, ale też o gospodarzy turnieju. W 2015 roku EuroBasket miał się odbyć na Ukrainie, ale aneksja Krymu przez Rosję i kryzys polityczny u naszych wschodnich sąsiadów spowodował, że „awaryjnie” mistrzostwa odbyły się w czterech krajach. Najwyraźniej FIBA Europe ten pomysł się spodobał, bo w edycjach 2017 i najbliższej pomysł podtrzymano. I tu pojawiają się dwa minusy.

Pierwszy, już wymieniony – cztery kraje z automatu otrzymują udział w EuroBaskecie. W eliminacjach trenerzy mają spokój, mogą testować różne ustawienia, analizować do woli, pozwalać grać debiutantom, ale kibice z tych krajów mają dwa lata przeżywania jakichkolwiek emocji z głowy.

Drugi, łączący liczbę gospodarzy z ogólną liczbą zespołów – w wielu przypadkach mecze mistrzostw Europy odbywają się przy niemal pustych trybunach. Wystarczy przypomnieć sobie niektóre mecze EuroBasketu 2017. Np. w Helsinkach, w hali mogącej pomieścić 14 tysięcy widzów Polacy walczyli ze Słowenią przy oszałamiającej liczbie 835 widzów w dzień roboczy o godzinie 12:45. Bo przecież jakoś te mecze trzeba upchnąć w terminarzu.

Co z tą Polską?

Ostatni EuroBasket z udziałem 16 zespołów odbył się w Polsce w 2009 roku. W 2011 też miał być z szesnastoma, ale FIBA Europe już po eliminacjach poszerzyła grono uczestników do 24. Gdyby nie to,  na Litwę byśmy nie pojechali. W eliminacjach do EuroBasketu 2013 byliśmy najlepsi w grupie, przed ME 2015 podobnie, przed ME 2017 tak samo, więc w tych trzech przypadkach awansowalibyśmy tak czy inaczej.

Ale już za rok – przy takim samym systemie eliminacji jak obecnie, tylko że z awansem 16 zespołów zamiast 24 (przyjmijmy, że dwóch najlepszych z każdej grupy, a nie trzech) – siedzielibyśmy przed telewizorami i oglądali inne kraje walczące o tytuł. Można więc powiedzieć, że akurat w dwóch przypadkach (2011 i 2021) na poszerzeniu zyskaliśmy.

Za, a nawet przeciw

Oczywiście można argumentować, że nawet pomimo tego, że w dużej mierze eliminacje były nudne jak flaki z olejem, spełniły swoją funkcję – walczono przecież też o jak najlepsze rozstawienie przed losowaniem grup EuroBasketu, trenerzy mogli przetestować różne ustawienia, dać pograć młodym itp. W samej kadrze Polski mieliśmy kilka bardzo ciekawych wątków, o których już pisaliśmy tu i tu.

Owszem, to wszystko prawda. Problem w tym, że podstawowa idea eliminacji, podstawowe pytanie, które na ich starcie zadają sobie kibice: „kto awansuje, a kto nie?”, zostało sprowadzone do absurdu. Bo skoro awansuje większość, niespodzianek prawie nie ma, a część meczów bardziej przypomina letnie sparingi, w których wynik jest kompletnie bez znaczenie, to komu są potrzebne takie eliminacje?

Nuda, przewidywalność i rywalizacja o nic to chyba trzy najgorsze rzeczy w sporcie z perspektywy kibica. Dopóki FIBA Europe nie zmniejszy liczby uczestników ME z powrotem do 16 (max. 20), a do tego nie zmniejszy liczby gospodarzy do jednego-dwóch, nie ma co liczyć, że to się zmieni.

Radosław Spiak

[/ihc-hide-content] 

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38