Dusan Ivković: Koszykówka słodsza niż miód

Dusan Ivković: Koszykówka słodsza niż miód

Jeśli spytasz fana Olympiacosu lub reprezentacji Serbii kim jest Duda, to gwarantuje, że nie pomyśli o żadnym Andrzeju, ale o wybitnym trenerze Dusanie Ivkoviciu, którego kariera trwała niemalże pół wieku. Zapraszam w podróż przez uliczki Belgradu, ateńskie hale i moskiewskie salony.
Dusan Ivoković / fot. wikimedia commons

 

Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>

Hall of Fame w czerni

W pochmurny wrześniowy dzień, trumnę z belgradzkiej cerkwi wynosi sześciu wysokich mężczyzn – Predrag Danilović, Zeljko Obradovic, Vlade Divac, Dino Radja, Jure Zdovc i Zarko Paspalj. Czterej pierwsi zostali wyróżnieni wyborem do jubileuszowej pięćdziesiątki największych postaci Euroligi. Jure Zdovc to mistrz tych rozgrywek i srebrny medalista olimpijski, podobnie zresztą jak Zarko Paspalj. Na ostatnie pożegnanie Dusana Ivkovica przybyli także inni giganci europejskiego basketu: Dragan Kicanovic, Vassilis Spanoulis, Pero Antic czy Nikola Pekovic. Podczas ceremonii pożegnalnej głos zabrał prezydent Serbii, Aleksandar Vucic:

„Jestem dumny, że wśród rodaków mieliśmy tak wybitną osobę. Serbowie o nim nie zapomną.”

Swoimi refleksjami podzielił się Zeljko Obradovic, który w roli szkoleniowca dziewięciokrotnie wygrywał Euroligę:

„Odszedł człowiek, który był dla mnie wszystkim: trenerem, nauczycielem i przyjacielem. Jego dziedzictwo jest ogromne. Wychował olbrzymią liczbę graczy, którym pomógł być nie tylko znakomitymi sportowcami, ale i dobrymi ludźmi. Miałem zaszczyt być wśród nich.”

Spanoulis dodał za pośrednictwem mediów społecznościowych – koszykówka to Ty, mistrzu!

15 tysięcy fanów Partizanu i Efezu, którzy przyzwyczaili nas do niewiarygodnego hałasu panującego w belgradzkiej hali, przez minutę stało w ciszy wpatrując się w trzymany przez zawodników napis „Duda hvala ti!”.

Ivkovic zmarł w wieku 77 lat, 58 z nich poświęcił koszykówce jako zawodnik i szkoleniowiec. Na zawczasu przygotowanym rodzinnym grobowcu znalazł się wymyślny przez Dudę herb: Dwa gołębie siedzące na obręczy, pod którą zamiast siatki rozpościerają się plastry miodu, na których odpoczywa pszczoła. 

Złoto od Tesli

Ojciec Dudy był doktorem prawa, ale zamiłowania naukowe w tej rodzinie mają znacznie dłuższe tradycje. Pradziadek Ivkovica – Trivun był bratem Djuki – matki słynnego konstruktora Nikoli Tesli.  W jednej z gablot muzeum Tesli w Belgradzie znajduje się nawet list napisany przez babcię Ivkovica, w którym prosi o pomoc słynnego krewniaka. W tym samym budynku mieści się urna z prochami fizyka, który zmarł 7 stycznia 1943 roku. 

[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]

Duszan przyszedł na  świat 10 miesięcy po śmierci Tesli i będąc najmłodszym z rodzeństwa, jako jedyny nie otrzymał podarku w postaci złotego dukata. Jego cztery siostry i brat takie właśnie prezenty z okazji narodzin dostali od żyjącego w Ameryce ekscentrycznego wujka. Dukaty nie znalazły swojego miejsca w muzeum – mama Ivkovica by przetrwać powojenną biedę przehandlowała je na belgradzkim targowisku.

„Niechętnie przyznaję się do mojego pokrewieństwa z Nikolą Teslą. Powiedziałem to nieopatrznie w jednym z wywiadów, a później milczałem wiele lat. Uważam, że to niegrzeczne, a nawet niemoralne zawłaszczać dla siebie kogoś tak genialnego.” – Dusan Ivkovic. 

Na Czerwonym Krzyżu

Będąc najmłodszym z szóstki rodzeństwa Duda nie mógł w dzieciństwie narzekać na nudę. Wśród znajomych domów i ludzi zamieszkujących dzielnicę na Czerwonym Krzyżu krzątał się od świtu, najpierw biegł po chleb do piekarni, kolejno organizował drewno na opał i przynosił z piwnicy słoiki pełne kiszonej kapusty czy sproszkowane jajka z amerykańskich racji żywnościowych. W wolnych od obowiązków chwilach pędził do kina Avala po kolejną dawkę cudów z USA. Za pomocą igły wraz z chłopakami „podrabiał” bilety by raz za razem oglądać wyczyny Gregory’ego Pecka czy Johna Wayne’a. Z dziewczętami zamiast na kosztowny western szło się na karuzelę, dobry kolega Ivkovica, Aca Djavo, potrafił tak głośno beknąć, że obsługujący karuzelę był pewny, że psuje się maszyneria, a ludzie uciekali ze swoich miejsc. 

Dowcipne anegdoty to zaledwie procent prawdy o dzieciństwie Ivkovica, które w nowym, jedynie słusznym systemie komunistycznym nie było łatwe. Jego ojciec, będąc przedwojennym absolwentem wydziału prawa, został zmuszony do opuszczenia palestry i udania się na marną rentę inwalidzką. Wymyślił więc, że wykarmi rodzinę zajmując się pszczelarstwem. Miód nie dawał jednak ani wystarczającej ilości pożywienia, ani pieniędzy. 

Ivkovic wraz całymi rzeszami smyków bardziej od kina, karuzeli, a nawet dziewczyn interesował się sportem – od szachów po koszykówkę. Sęk w tym, że deficytowym towarem w powojennym Belgradzie były piłki. Pewnej niedzieli siedmioletni Duszan poleciał z kolegami poopalać się nad dzikimi plażami Dunaju. Niefortunnie kopnięta piłka poleciała nad dłońmi bramkarza i wpadła w środek bystrego nurtu. Mały Duda postanowił ocalić zabawkę i skoczył za nią w fale, by po chwili wciągany przez coraz mocniejszy prąd zacząć się topić. Gdyby nie przechodzący brzegiem student miejscowego AWF-u, życie Dusana skończyłoby się 70 lat wcześniej, Olympiakos nie miałby dwóch tytułów mistrza Euroligi, a Jugosławia srebra na olimpiadzie w Seulu. 

Radnicki Belgrad

Osiem lat po odratowaniu z wód Dunaju Ivkovic zapisał się do swojego dzielnicowego klubu koszykarskiego – Radnicki Belgrad. Stało się tak dlatego, że ojciec kazał Dudzie rozstać się z jego pierwszą sportową miłością – boksem, w którym zadurzył się oglądając na  żywo walki w wadze od koguciej do ciężkiej. Basket również nie przypadł do gustu głowie rodziny, bracia Duda i Piva podsłuchali jak ojciec żalił się ich mamie, że nie potrafi zrozumieć czemu synowie skaczę jak małpy próbując wrzucić piłkę do obręczy, zamiast skupić się na jakimś  porządnym zajęciu. 

Dlatego nawet trenując z seniorską drużyną  Duszan cały czas koncentrował się na studiach realizowanych na wydziale Geologii i Górnictwa– twierdził że taka kombinacja sportu i nauki odpowiednio kształtuje charakter. W całym dorosłym życiu był zdecydowanym przeciwnikiem zaniedbywania edukacji przez młodych koszykarzy. 

Nastawienie Ivkovica nie było wśród miejscowych niczym wyróżniającym, jego kolega z Czerwonego Krzyża, student Ljuba Bojic na olimpiadzie 1960 roku reprezentował Jugosławię w piłce ręcznej, siatkówce i koszykówce. 

W końcu po dziesięciu latach występów w roli rozgrywającego trener Bora Cenic przekonał Ivkovica, by ten po odbyciu obowiązkowej służby wojskowej zawiesił buty na kołku i wrócił do klubu w formie trenera grup młodzieżowych. W tym samym czasie jego brat prowadził pierwszą drużynę. Duszan do dziś właśnie Pivę uważa za najlepszego szkoleniowca z jakim miał styczność. To brat symbolizuje pierwszego z gołębi widniejących w rodzinnym herbie. 

Zazdrość w Partizanie

Z biegiem czasu Ivkovic zaczynał być doceniany w swojej pracy przez trenerską starszyznę, co zaowocowało powołaniami do asystowania przy juniorskiej reprezentacji kraju, między innymi Mistrzostwach Europy w Hiszpanii w 1976 roku. Prawdziwy przełom przyszedł jednak wraz z propozycją Ranko Zeravica, szkoleniowca Partizanu. Dusan zasilił jego sztab w 1977 roku, by już w przyszłym sezonie cieszyć się ze zdobycia potrójnej korony – ligowego mistrzostwa, pucharu i pucharu Koraca. W owych latach jednoczesnym przekleństwem i błogosławieństwem Partizanu było posiadanie w swoim zespole dwójki doskonałych zawodników – Kicanovica i Dalipagica. Sęk w tym, że zestawienie ich w jednej szatni porównać można do jednoczesnego zakontraktowania Jordana i Bryanta. 

Z niespodziewanym ratunkiem dla wybuchowych ego przyszła jugosłowiańska armia – najpierw na służbę poszedł Dalipagic, a Kica w tym czasie wygrał wspomnianą potrójną koronę. Gdy z koszarów wrócił jego rywal, to Kicanovic postanowił sprawdzić czy Partizan zdoła powtórzyć sukces bez niego w składzie i sam poszedł w kamasze. 

Początkujący w seniorskiej koszykówce Ivkovic stanął przed niemałym dylematem, z jednej strony Kicanovic błagał go o zostanie drużbą na ślubie, z drugiej Dalipagic zwierzał się w szatni. 

„Często im powtarzałem – jesteście najlepsi, ale jeśli chodzi o zazdrość to też nie ma wam równych. Nie miałem wystarczającego autorytetu by przekonać ich do wspólnego działania, dzięki któremu sięgnęlibyśmy już wówczas po mistrzostwo Europy. Mając dzisiejsze doświadczenie poradziłbym sobie, ale w tamtym czasie nie potrafiłem rozwiązać tego problemu.” – Ivkovic. 

Niezależnie od wewnętrznych niesnasek, można śmiało stwierdzić, że Ivkovic wprowadził Partizan na ścieżkę zwycięstw i tytułów. Cała jugosłowiańska koszykówka tego czasu to fenomen, jeśli pomyśli się, że w lidze nie mogli grać obcokrajowcy, a rodzimi gracze dostawali pozwolenie na wyjazd zagraniczny dopiero po 28 roku życia. Treningi na halach rozpoczęto w 1967 roku – wcześniej nie istniała odpowiednia infrastruktura. Mimo to zespoły z Jugosławii w latach 79’-92’ siedmiokrotnie wygrywały mistrzostwo Europy. 

I mówili zmiana klimatu

Przywiązany do rodzinnych stron Ivkovic nie wyobrażał sobie trenowania klubów zagranicznych, ale gdy jego starszy syn zachorował na zapalenie oskrzeli, grożące przepotwarzeniem się w astmę,  zdecydował się posłuchać lekarzy i zmienić klimat. Aris Saloniki ponowił swoją ofertę i Duda wraz z rodziną trafił pierwszy raz do Grecji, która mówiąc delikatnie, daleka była od organizacyjnych standardów które znał z ojczyzny. Tuż po przeprowadzce spotkał się ze znanym sędzią Kostasem Dimou, który powiedział mu: „Czemuś tu przyjechał przyjacielu? Będziesz przegrywał w każdym meczu pięćdziesięcioma punktami.”

Przepowiednia mogła być bliska prawdy – zawodnicy przyjeżdżali na treningi o dowolnej porze, odkładali pod halą swoje rowery i zaczynali dzień od kawy i pogaduszek zamiast rozciągania i biegów. Nienawykli do słuchania poleceń trenera ignorowali cudzoziemca, który próbował narzucać im nowe zasady. Ivkovic szybko zmienił taktykę, zamiast użerać się ze starą gwardią postawił na młodzieżowców. W jego pierwszym meczu z Olympiacosem na parkiet wybiegł piętnastolatek, Michalis Romanidis. Najbardziej wyróżniał się jednak Nikos Galis, znany do dziś jako jeden z najlepszych europejskich strzelców, choć Ivkovic cenił także wysoko jego obronę. Duda twierdzi, że mógł wygrać wówczas mistrzostwo, ale było to nie w smak właścicielom klubu, którzy nie mogliby wówczas tak łatwo ingerować w wewnętrzne interesy Arisu. 

Po dwuletniej przygodzie w Grecji Ivkovic wrócił ponownie na stare śmieci i trenował Radnicki Belgrad, kolejno, dla lepszych pieniędzy prowadził Sibenki, Vojvodinę i w 1991 roku wrócił do greckiego PAOK-u. Z tym zespołem zdobył drugie w historii klubu mistrzostwo Grecji, a co ważniejsze, awansował do finału Euroligi. Do dziś w wywiadach zarzeka się, że to PAOK powinien być pierwszym greckim zespołem wygrywającym te prestiżowe rozgrywki. W zespole panowała znakomita chemia, a Final Four rozgrywano w Atenach. 

Na siedem sekund do końca starcia z Benettonem na tablicy wyników widniał rezultat 77-77. Wówczas to doskonale znany Ivkovicowi Tony Kukoc przedarł się na środek i odegrał piłę na obwód. Rzut rozpaczy PAOK-u z połowy boiska okazał się niecelny i to włosi awansowali do finału gdzie ulegli sensacji rozgrywek – francuskiemu Limognes. Grecy i tak sprawili niespodziankę wygrywając pojedynek o trzecią lokatę z Realem Madryt z Sabonisem w składzie. 

Olympiakos po raz pierwszy…

W koszykówce klubowej Ivkovic najmocniej kojarzony jest z Olympiakosem, nie dzieje się tak bez przyczyny – Grecy pod jego rządami dwukrotnie sięgali po mistrzostwo Euroligi. Pierwszy raz tryumfował w 1997 roku, wówczas od finałowego meczu w oczach greckich fanów ważniejsze było starcie ćwierćfinałowe. W derbach Olympiakos odprawił 2:0 swoich rywali z Panathinaikosu, którzy byli wówczas aktualnymi mistrzami Euroligi. Gwiazdą Final Four został David Rivers (28 punktów przeciw Lublanie, 26 przeciw Barcelonie), który tak wspomina Ivkovica:

„Z meczu finałowego pamiętam właściwie tylko jeden obrazek – spojrzałem na linię boczną gdzie stał Ivkovic, z kamienną, pozbawioną wyrazu twarzą. To doskonały trener, w ogóle nie traci kontroli. Rozmawia z graczami w taki sposób, który zapewnia nam spokój i pewność siebie. Myślę, że to właśnie napędza zawodników.”

Sasha Djordevic występujący wówczas dla pokonanych w finale Katalończyków stwierdził: „Nikt do tej pory tak dobrze nie rozczytał naszej gry.”

Sam zainteresowany najbardziej  żałuje pozaboiskowych niesnasek, które doprowadziły do niepodpisania kontraktu z Riversem. 

„Gdyby wówczas został i połączył siły z Bodirogą, zainteresowanym grą dla Olympiakosu, wygrywalibyśmy Euroligę przez wiele lat.”

Matuszka Rosja na przełomie wieków

Niespełniony projekt wielkiego Olympiakosu sprawił, że Ivkovic wybrał na kolejny klub AEK, zapewniając ateńczykom mistrzostwo kraju. Z Grecji wrócił do Belgradu z myślą o zakończeniu kariery, jednak na horyzoncie pojawiły się dwie niezwykle kuszące propozycje. Pierwsza z Denver Nuggets, a druga z CSKA Moskwa. Finalnie małą zimną wojnę o Ivkovica przez niezdecydowanie zespołu z NBA, wygrało mocarstwo ze wschodu. Andrej Vatutin, prezydent moskiewskiego klubu stwierdził:

„Przed przybyciem pana Ivkovica rosyjska koszykówka znajdowała się na równi pochyłej. Wraz z jego kadencją zaczęliśmy wspinać się na szczyt.”

Jak to w Rosji, liczono tylko na najwyższe cele – plan trzyletni zakładał najlepsze możliwe przygotowanie się do europejskich batalii i w końcu wygranie Euroligi w  sezonie 2004-2005 przed własną publicznością.  Ivkovic wraz z zespołem rokrocznie awansował do Final Four, nie sprzyjała mu jednak konstrukcja rozgrywek. Dwukrotnie w półfinale CSKA stawiało twardy opór przyszłym mistrzom grającym w dodatku w swoich halach przy dopingu fanów: 2003 – Barcelona, 2004 – Maccabi.

W końcu nadszedł wielki dzień – stołeczni kibice zapełnili halę CSKA, a z tyłu głowy gracze pamiętali, że ze swoimi rywalami, TAU Ceramicą, wygrali wszystkie cztery spotkania w ostatnich dwóch latach. Pomimo 20 punktów  Holdena Rosjanie przegrali tym razem z rywalami i ponownie stracili szanse na tytuł. 

„Presja była ogromna, a za przeciwników mieliśmy graczy pokroju Pirgioniego, Macijauskasa, Scoli. Każdy wiedział, że ten moment to punkt kulminacyjny naszych działań. Niestety, zawiedliśmy.” – wspomina Duda. 

Szczególnie bolesny dla serbskiego trenera musiał być fakt, że CSKA osiągnęło swój cel rok później, tyle że pod wodzą innej legendy – Ettore Messsiny. Ivkovic pracował wówczas u rywala zza miedzy – Dynama Moskwa, z którym sięgnął po puchar ULEB. 

W tej samej rzece

„Obiektywnie patrząc na tę sytuację – nigdy nie trenowałem drużyny tak słabej jak Olympiakos ze stycznia 2012 roku”. – Ivkovic

Rzeczywiście, Duda ściągnięty z klubowej emerytury do klubu, z którym odniósł największy sukces zastał prawdziwą stajnię Augiasza. Wśród problemów zespołu wymieniał: zbyt wolnych centrów, Spanoulisa (sic!) który zbyt mocno dominował piłkę i pochłaniał swoim kontraktem 1/3 budżetu. W ogóle dostępne pieniądze w stosunku do poprzedniego sezonu zmniejszyły się z 35 milionów do zaledwie 6.7, a skład zasiliło dziewięciu nowych zawodników, zapewniając zgranie na zerowym poziomie. Co więcej fazę grupową Euroligi Grecy rozpoczęli od niechlubnego bilansu 1-3. 

Ivkovic zabrał się do roboty od ściągnięcia niechcianego w Partizanie Lawa na rozegranie i atletycznego Dorseya na piątkę. W drugiej kolejności odbył rozmowę ze swoim kapitanem. Ze wspomnień Spanoulisa wynika, że konwersacja odniosła zamierzony efekt:

„Trener wykonał znakomitą pracę przydzielając zawodnikom odpowiednie role. Każdy z nas je zrozumiał, zaakceptował i egzekwował na boisku. To był klucz do sukcesu – szczery i jasny przekaz od szkoleniowca.”

Olympiakos zaczął wygrywać odkąd przestał być drużyną jednego zawodnika i akcenty rozłożono odpowiednio między wszystkich graczy rotacji, wciąż jednak nikt nie wróżył im zdobycia pucharu, nawet po efektownym odprawieniu Montepaschi Siena 3-1. W Final Four Grecy ograli najpierw Barcelonę po zaciętym meczu 68:64 by w ścisłym finale zmierzyć się z nemezis swojego trenera – CSKA Moskwa z Teodosicem, Siskauskasem, Chriapą, Kirilenką i Kristicem. 

Strata Olympiakosu wynosiła już 19 punktów na dwanaście minut przed końcem spotkania. Spanoulis otrzymał solidną reprymendę od trenera i zespół rzucił się do obrabiania strat, ostatecznie wygrywając ostatnią kwartę 22-8 i cały mecz zaledwie jednym punktem. 

Po spotkaniu przed kamerami stanął poproszony o komentarz Ivkovic. Gdy w tle szalała jego drużyna, on sam stał spokojny i zrelaksowany, mówił:

„Samo zwycięstwo nie ma żadnego znaczenia. Liczy się to, w jaki sposób dotarliśmy do tego miejsca.”

Po latach w wywiadzie dodał:

„Do dziś przebiegają mnie ciarki gdy pomyślę o tamtym meczu. Niesamowity doping publiczności i nasz powrót do gry. Transformacja tego zespołu zajęła zaledwie sześć miesięcy, a to bardzo rzadka sytuacja do doświadczenia w koszykówce.”

Druga wygrana Euroligi z Olympiakosem, była przedostatnim przystankiem w karierze Ivkovica jako trenera klubowego. Tuż przed emeryturą prowadził jeszcze Anadolu Efes, w którym spore minuty na boisku zapewniał młodziutkiemu wówczas Furkanowi Korkmazowi, który dziś z powodzeniem odnajduje się w rotacji 76’ers.

Niespełniona drużyna marzeń

Pięć złotych medali i trzy srebra, w tym olimpijskie z Seulu, to dorobek Ivkovica prowadzącego kadrę Jugosławii, a po zmianach ustrojowych – Serbii. 

„Miałem okazję trenować złote pokolenie jugosłowiańskiej koszykówki, jak i graczy którzy przecierali szlak do NBA. Praca z wybitnymi talentami jest wymagająca, może wydawać się, że wystarczy im rzucić piłkę a mecz sam się wygra. Nic bardziej mylnego. Reprezentację do IO w 1988 przygotowywałem przez pięć i pół miesiąca i jedyne czego żałuję, to że to pokolenie nie zdążyło zagrać przeciwko amerykańskiemu Dream Teamowi cztery lata później. (…) Byliśmy wyjątkowym zespołem na krótko przed rozpadem kraju, ale nikt nie powoływał się w kłótniach na czyjeś pochodzenie. Osiągnięto to przez lata pracy z tą samą grupą ludzi” – wspominał po latach Ivkovic. 

Rozpad byłej Jugosławii i brak udziału w olimpijskich zmaganiach w Barcelonie Ivkovic uważa za najgorszy moment swojej kariery, szczególnie dzień, w którym musiał powiedzieć zgromadzonym na zgrupowaniu graczom, że nie mogą zagrać w znanym sobie składzie na kluczowej dla nich imprezie. 

Patrząc na wspomnienia Ivkovica łatwo dostrzec różnicę między ówczesnym prowadzeniem kadry a dzisiejszymi krótkimi okienkami reprezentacyjnymi. Tym bardziej warto na dłuższy czas zaufać jednemu trenerowi i rzeczywiście postawić na młodzież. 

Gołębie

Lata pracy pod presją nieszczególnie zmieniły Ivkovica, który na emeryturze spędzał czas z żoną Neną i w pełni zaangażował się w pasję towarzyszącą mu od dzieciństwa – hodowanie gołębi. Zaledwie pięć lat cieszył się zasłużonym spokojem, zmarł z powodu problemów z płucami. Według serbskiej prasy zakażenie i problemy zdrowotne mógł przejąć od swoich skrzydlatych pupili. 

Im więcej czytałem o Ivkovicu, tym mocniej zgadzałem się z twierdzeniem Gregga Popovicha, że był to człowiek o niesamowitej osobowości, a jego dziedzictwo znacznie wykracza poza świat koszykówki. Trener Spurs przyznawał też, że kradł do swojego systemu wiele akcji podpatrzonych u Dudy. 

Miód, gołębie, koszykówka – po tych symbolach go pamiętajmy.

Grzegorz Szklarczuk

[/ihc-hide-content]

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38