
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Zmiana odświeża
Rozmowę o tym, czy Łukasz Kolendy zrobił postęp w poprzednim sezonie, należy zacząć od tego, że zmienił zespół, który nie potrafił przejść pierwszej rundy playoffów na przyszłych mistrzów PLK. Zmienił poziom na jakim rywalizował oraz jakość graczy, których miał wkoło. Można to bagatelizować, ale w Sopocie może nie tyle co osiągnął sufit, co dynamika jego koszykarskiego rozwoju była w pewien sposób ograniczona.
Przenosiny do Wrocławia były wyzwaniem – pierwsza zmiana klubu, nowe środowisko (nowe, bardziej wymagające środowisko) i nowe oczekiwania – względem jego osoby i względem całego zespołu. Śląsk przecież od początku celował w medale, a gra w EuroCup potwierdzała chęć zrealizowania planu „powrotu potęgi”.
Kolenda doświadczył w końcu czegoś innego – rytmu z dwoma meczami w tygodniu i odcięcia się od łatki polish golden boya. W Sopocie od wielu lat był na niego pomysł i mimo że chyba coś nie grało w tym planie, to konsekwentnie próbowano Łukasza w pewien schemat wepchnąć – mamy tu na myśli bycie jedynką i zbawieniem dla kadry, którą po wielu latach osierocił Koszarek.
Inne zadania
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
We Wrocławiu Łukasz miał inne zadania niż wcześniej – zwłaszcza trener Urlep widział w nim kogoś więcej niż rozgrywającego. Kolenda otrzymał naprawdę sporo minut w ustawieniach obok Travisa Trice’a i chyba wszyscy się zgodzimy, że na tym sporo skorzystał. Wróciła pewność siebie i radość ze zdobywania punktów – może to tu był właśnie problem – próbowano oszukać naturę łowcy punktów wpychając go w rolę podającego, kiedy Łukasz chyba nie do końca się w tej roli czuł dobrze.
Kolenda rok temu po raz pierwszy więc w swojej profesjonalnej karierze znalazł się w zupełnie nowej sytuacji i jednocześnie na takim poziomie. Efekty był lepsze (mecze o finałowe) oraz gorsze (seria z Czarnymi). Rola spadła (większość meczów z ławki), ale też za tym poszły nieco mniejsze oczekiwania (i chyba dobrze, w końcu musimy zaakceptować, że Luka Doncić jest jeden).
Gdy spojrzymy w zaawansowane statystyki zobaczymy, że wskaźnik PER Kolendy spadł z 14.6 do 10 co jest bezpośrednio związane z innymi zadaniami na parkiecie. Kolenda już tak wiele posiadań nie kończy (procentowo w skali drużyny) i widać to we wskaźniku usage, który spadł z 23.3 proc. do 19.3 i jest to najniższy wynik od jego pierwszego sezonu w PLK. Statystycznie mamy więc regres, ale chyba nie o to dokładnie chodzi.
Zdobywanie punktów
Warto zwrócić uwagę na effective field goal, czyli skuteczność, która uwzględnia wartość rzutów 3 punktowych. Ta skuteczność powędrowała aż do 53 proc. i tylko raz w karierze Kolenda miał wyższy wynik w tej statystce. To również jest związane z mniejszą liczbą prób oraz lepszą selekcją rzutową, ale także ze zdecydowanie lepszym wykańczaniem akcji w kontrze (dodatkowo skuteczność za 2 urosła z 48,4% do 53,2%).
Generalnie można odnieść wrażenie, że Łukasz poprawił grę do obręczy. W kadrach juniorskich mordował często rywali swoimi wjazdami na lewą rękę – mało który obrońca był w stanie ustać przeciwko niemu w obronie 1 na 1. W PLK zderzył się z fizycznością i musiał znaleźć na to sposób. Kolenda do swojej dynamiki dołożył bardzo dobrą pracę nóg przy dwutakcie – eurostep, opóźniony drugi krok, długi krok – to wszystko może się podobać.
W Synergy z kolei ciężko dopatrzyć się poprawy jeśli chodzi o rzuty w akacjach typu catch and shoot czy po koźle. Tu możemy zaobserwować wyniki na poziomie średniej oraz poniżej średniej ligowej, a przecież w poprzednich rozgrywkach był to poziom lepszy od 70 proc. graczy w akcjach typu catch and shoot oraz 91 proc. po koźle.
Rzucanie do kosza z dalszej odległości wymaga szlifowania, to bez dwóch zdań. Łukasz grając w tak dobrej drużynie jak Śląsk będzie miał wiele pozycji i musi reszcie graczy zapewniać spacing samą swoją obecnością. Rzuty po koźle z kolei to coś, co najtrudniej rozwinąć i wymaga najwięcej czasu, ale ta umiejętność odróżnia w naszej lidze graczy klasowych od zwykłych średniaków.
We współczesnej koszykówce, pełnej przekazań krycia i mismatchów, gracz obwodowy chcący grać na najwyższym poziomie, musi potrafić wytrącić z balansu rywala i oddać rzut po step backu czy kroku w bok. Dla jasności – w naszej kadrze ciężko znaleźć takiego zawodnika, więc to naprawdę trudne zadanie, ale to właśnie ta rzecz może wynieść Łukasza ponad resztę.
Lepszy sezon
Choć statystyki niektóre mówią jasno – jest gorzej niż było, tak kilka tygodni po zakończeniu sezonu mamy jednak poczucie, że Łukasz Kolenda zagrał dobry sezon. Tak po prostu, już nawet odkładając liczby na bok. Zebrał niesamowite doświadczenie – mistrzostwo Polski, EuroCup (w tym akcja praktycznie na zwycięstwo przeciwko Partizanowi), gra obok Trice’a, które na pewno zaprocentuje. No i te statystyki wcale nie kują w oczy, choć mogłyby być lepsze.
Można odnieść wrażenie, że Łukasz znalazł swoje miejsce i jest nim Wrocław, a nie Sopot. To „dobre miejsce” dla niego potwierdza decyzja o podpisaniu kontraktu aż 2-letniego. Łukasz na głębokiej wodzie, bez rękawków jakie czasem były mu doczepiane w Sopocie, nie utonął, a wręcz przeciwnie, szybko nauczył się pływać.
Więc tak – Łukasz Kolenda zrobił postęp. Nie statystyczny, ale koszykarski. Chyba to jest już ten czas, by przestać używać przy okazji opisywania gry Łukasza słów talent, nadzieja, prospekt, potencjał. Kolenda jest już graczem, który oczywiście cały czas będzie się rozwijał, ale jest już graczem – ważnym elementem drużyny mistrzowskiej i topowym Polakiem w naszej lidze.
To ostatnie zdanie sprawia, że Śląskowi można tylko bić brawo za dogadanie się z Łukaszem na kontynuację współpracy przez najbliższe 2 lata. Może zbyt optymistycznie, ale nie zdziwimy się, jak w sezonie 2023/24, Łukasz będzie najlepszym Polakiem w PLK.
Jacek Mazurek, Grzegorz Szybieniecki
[/ihc-hide-content]