
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Rewolucyjna przemiana
Za nami 85 minut pojedynku Anwil – King, które mieliśmy okazje oglądać na przestrzeni ostatnich kilku dni. W tym dwóch meczach zobaczyliśmy kilka oblicz obu zespołów – te gorsze mogą trochę martwić w kontekście play off i regularności, która jest tam potrzebna. W każdym meczu dwie kompletnie różne połowy Kinga i Anwilu, i też różne przyczyny.
Na pomeczowej konferencji trener Frasunkiewicz podkreślał – w Szczecinie Anwil najpierw zagrał leniwie, a potem agresywnie i z dużym zaangażowaniem. W czwartek za to pierwsza połowa była rozegrana w wielkim skupieniu i z dużą konsekwencją, a druga szarpana, nerwowa i na zmęczeniu. Włocławianie w ćwierćfinale, w pierwszej połowie wykręcili ofensywną efektywność na poziomie 140 punktów na 100 posiadań, a w drugiej 70 na 100 posiadań!
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
King też przechodzi w trakcie meczów przemianę. W czwartek w pierwszej połowie nie był w stanie zrobić nic przeciwko obronie Anwilu poza rzutami z daleka, a w drugiej rzucił się na rywali jak prawdziwa wataha. Na końcu można powiedzieć, że w tych meczach wygrała drużyna agresywniejsza, która była w stanie przekraczać kolejne granice w fizycznej grze.
Walczaki
Było już -26, ale King się nie poddał, choć sam trener Arkadiusz Miłoszewski przyznał, że nie wierzył w przerwie w odwrócenie wyniku (za co się trochę wstydzi). Nie byłoby tego powrotu, gdyby nie charakter i emocje, jakie na parkiet wnosi duet Jakub Schenk i Filip Matczak. Kuba ma wielu przeciwników, sporo kibiców nie lubi jego stylu gry, ale on podgrzewając atmosferę na parkiecie napędza się, a razem z nim cały zespół.
Agresja w obronie buduje Kinga, a dwa najważniejsze elementy defensywy to właśnie wspomniana dwójka. Matczak i Schenk nie zastanawiają się nad tym, czy poświecić swoje ciało na parkiecie, oni po prostu walczą do upadłego. Wiara w zwycięstwo i samego siebie pozwala im być bardzo dobrymi obrońcami 1 na 1 (co przeciwko Anwilowi jest bardzo ważne), ale też otwierają ich w ataku.
Zespół niegotowy
King pociągnęli do wygranej znów ci sami gracze co ostatnio i znów dobre rzeczy wydarzyły się wtedy, gdy rotacja była wąska – tym razem nie z konieczności. Powrót do gry Malachaia Richardsona i Jaya Threatta wybił resztę ekipy z rytmu i to było widoczne w pierwszej połowie. Obaj chyba nie byli gotowi na grę o taką stawkę i przełożyło się to na słabą grę z nimi na parkiecie.
Wąską rotacją można wyszarpać kilka meczów, ale ligi się raczej nie wygra i przed trenerem Miłoszewskim teraz zadanie ułożenia zespołu z większej liczby graczy – to nie będzie łatwe i sam to przyznawał na konferencji. Odpowiedni podział ról i zadań będzie wymagający, bo ambitnych graczy w tym składzie nie brakuje, co już ustaliliśmy.
Panika
Kiedy Anwil mógł sobie w ataku grać komfortowo, zdobył w 20 minut 58 punktów. Kiedy jednak King wyszedł z obroną na całym parkiecie, nacisnął bardzo agresywnie na kozłujących, zaczęła się panika. Straty, nerwowe akcje, szarpana gra, trudne rzuty – King postawił Anwil pod ścianą i włocławianie nie widzieli drogi ucieczki.
Trener Frasunkiewicz bardzo ufa swoim graczom, co często podkreśla – w tym meczu także pozwolił im przetrwać kryzys na parkiecie i nie reagował szybkim czasem czy zmianami na trudniejsze momenty. Kto wie, czy to trochę nie zgubiło szkoleniowca Anwilu – wydaje się, że cały zespół, zawodnicy razem z trenerem, stracili panowanie nad wydarzeniami na parkiecie i już tej sytuacji nie potrafili odwrócić. Z perspektywy czasu można ocenić, że można było tę drugą kwartę rozegrać z o wiele chłodniejsza głową.
Ego większe niż umiejętności
Trener Frasunkiewicz na konferencji wskazał pewien przełomowy moment w trzeciej kwarcie, który jego zdaniem odwrócił to spotkanie. Padło kilka gorzkich słów – „zaczęliśmy się bawić”, „bezsensowne rzuty bez ani jednego podania”, „wymuszenia fauli”, „flopowanie”. Szkoleniowiec Anwil skwitował też to trochę ostrzej – „ego większe niż umiejetności”.
Duża przewaga rozpieszcza i rozluźnia – to na pewno. Jednak 20 minut w koszykówce to bardzo dużo, o czym się znów przekonaliśmy. Znów wracamy więc do kontroli tempa i całego meczu – słuszne są pretensje do graczy, w tym tych doświadczonych, że trochę nonszalancko podeszli do kilku posiadań, ale też słusznie na początku swojej wypowiedzi trener wziął winę na siebie – cały zespół mógł i łowieniem zachować się inaczej.
Ten mecz jest pewnym kamyczkiem do ogródka trenera Frasunkiewicza, choć trzeba też dodać, że w tym sezonie to dopiero „pierwsza jaskółka”. Meczów pod presją będzie jednak więcej i tutaj od zespołu z aspiracjami należy wymagać więcej – wyrachowania, w tym zamknięcia meczu taki jak ten czwartkowy.
Izolacje – 2:0 King
I w Szczecinie i w Lublinie na końcu spotkań doszło do wymiany – izolacja za izolacje, szukanie zmiany krycia za szukanie zmiany krycia. W obu przypadkach górą był King, który kluczowe rzuty trafił – w czwartek bardzo ważne akcje przeprowadził Schenk, a wcześniej także Matczak czy Dorsey-Walker. Jeszcze tydzień temu powiedzielibyśmy raczej, że jeśli dojdzie do końcówki, to Anwil ma więcej atutów, które zresztą już w tym sezonie pokazał.
Tutaj trzeba przyznać, że King ma dobrze przygotowany skład na takie granie i trener Miłoszewski był w stanie zmontować taką piątkę, w której nie mógł Anwil znaleźć korzystnego przekazania. Obrona 1 na 1, to klucz do pokonania Anwilu – wyraźnie podkreślał na konferencji trener Kinga. 3:0 w tym sezonie dla ekipy ze Szczecina – chyba już wiemy, na kogo włocławianie raczej nie będą chcieli trafić w play off..
Grzegorz Szybieniecki
[/ihc-hide-content]