
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Wojciech Malinowski: Przed kilkoma dniami Pszczółka Start Lublin ogłosił podpisanie kontraktu z Thomasem Davisem i to od razu 2-letniego. Co zadecydowało, że właśnie od niego rozpoczęliście budowę składu?
David Dedek: Thomas to uniwersalny, zespołowy zawodnik, który wnosi do zespołu dużą jakość. W playoffach udowodnił, że zasługiwał na nową umowę, także 2-letnią.
Czy w waszych rozważaniach i w negocjacjach przewijał się temat otrzymania przez niego polskiego obywatelstwa w tym czasie? W wywiadach Davis kilkukrotnie podkreślał, że byłby tym bardzo zainteresowany.
Wiemy, że istnieje taka możliwość i byłaby to na pewno ekstra korzyść. Jednak podpisaliśmy go jako obcokrajowca i w mojej opinii ma na tyle dużo jakości w grze, że w pełni zasługiwał na 2-letni kontrakt. Polski paszport byłby dodatkowym plusem.
Czy chcecie zatrzymać kilku innych zawodników zagranicznych, z którymi w składzie kończyliście sezon? Czy raczej nastawiacie się na szukanie nowych?
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Na pewno mamy taką chęć, jednak duży znak zapytania stoi przy okazji ich wymagań finansowych, zatem nie będzie to łatwe.
A czy z polskich graczy ktoś ma ważny kontrakt z waszym klubem na sezon 2021/22?
Nie, jest tak samo, jak z obcokrajowcami. Całą budowę zespołu zaczynamy od zera.
Nieoficjalnie słychać również, że chcecie grać w FIBA Europe Cup.
Mogę tylko powiedzieć, że chcemy ponownie wystąpić w europejskich pucharach, ale w tej kwestii jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, żeby mówić o konkretach.
Rozmawiamy telefonicznie w czasie Pana pobytu na Słowenii. Jak wypadło podsumowanie sezonu? Zakładam, że było takie z udziałem Pana i prezesa Arkadiusza Pelczara?
Oczywiście rozmawialiśmy o ostatnich miesiącach. O jego przebiegu decydowało mnóstwo czynników, wiele kontuzji, a także niestety wymian zawodników. Na pewno wszyscy chcieliśmy osiągnięcia lepszego końcowego wyniku, szczególnie że w czasie playoffów pokazaliśmy dobrą koszykówkę. Niestety w 1. rundzie trafiliśmy na Stal Ostrów, czyli przyszłego mistrza Polski.
Na pewno pozostał niedosyt, ale w sporcie często jest on też motorem napędowym do dalszej pracy i osiągania lepszych wyników w przyszłości. Wierzę, że tak też będzie u nas.
Pierwszy mecz w rywalizacji przeciwko Stali przegraliście wyraźnie, ale w 3 kolejnych bardzo mocno biliście się o zwycięstwa. Czy były to najlepsze występy Pana drużyny w minionym sezonie?
Nie chcę spekulować, czy były najlepsze, czy nie w naszym wykonaniu, ale rzeczywiście mieliśmy na playoffy bardzo dobrą formę i graliśmy dobrą koszykówkę. Każdy, kto oglądał tę serię, zapewne zauważył, że była to szybka, dynamiczna, nowoczesna koszykówka, a mecze stały na wysokim poziomie.
Czy Pana zdaniem był jakiś jeden moment w trakcie sezonu, który wyjątkowo skomplikował wam sytuację? Czy raczej była to kombinacja czynników?
Zdecydowanie złożyło się na to wiele małych rzeczy. Absolutnie jednak na to nie chcę narzekać, gdyż był to specyficzny sezon, bardzo trudny dla wszystkich drużyn z powodu sytuacji epidemiologicznej. Niektórzy sobie z tym poradzili lepiej, niektórzy gorzej.
Wszyscy chcielibyśmy oczywiście osiągnąć więcej, ale uważam, że 6. miejsce nie jest złe, a teraz trzeba podwinąć rękawy i postarać się o lepszy wynik w kolejnym sezonie.
A czy Pan wyciągnął jakieś konkretne wnioski z minionych rozgrywek? Czy było coś, na co zwrócił Pan większą uwagę, albo czegoś nowego się nauczył w ich trakcie?
(po chwili zastanowienia) Tak, że trener Milicić na ostatnią akcję stawia obronę strefową.
Czy zgodzi się Pan z tym, że największą porażką Startu Lublin było to, że po wielu zmianach w składzie i odejściu Yannicka Frankego nie wykorzystaliście przysługującego wam limitu 6 obcokrajowców?
Ci obcokrajowcy, którzy z nami byli, w połączeniu z polskimi graczami tworzyli naprawdę dobry zespół, który grał dobrą koszykówkę w serii przeciwko Stali.
Jednak z punktu budowy składu zespół, który ma prawo wystawić 6 obcokrajowców, a ma ich 5 na decydujące mecze sezonu, nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału. Czy po powrocie do zdrowia wszystkich graczy mógł Pan zrobić coś więcej w rotacji zawodnikami? Choćby po to, by Yannick Franke nie chciał odejść z zespołu przed decydującymi meczami?
Yannick nie chciał z nami zostać i poprosił o możliwość przejścia do innego klubu. Na playoffy planowaliśmy, że więcej będziemy grali niskim ustawieniem, czasami nawet 4 graczami obwodowymi. Jego decyzja trochę nam to pokrzyżowała. Powtórzę jednak, że nie chcę narzekać, gdyż każdy z pozostałych zawodników dał z siebie 100 procent.
Był Pan w zdecydowanej większości trenerów ligowych, którzy typowali dla naszego portalu zwycięstwo Enea Zastalu w serii finałowej, a to jednak Stal Ostrów zdobyła mistrzostwo Polski. Mocno to Pana zaskoczyło?
Na pewno trochę tak, pewne rzeczy wyglądały inaczej, niż się spodziewałem. Myślę, że większe znaczenie niż przypuszczałem, miała jednak własna hali Stali, która dobrze to wykorzystała. Grali na swoje kosze i większość meczów grali na bardzo dobrej skuteczności.
Widać było, że ostrowski zespół lepiej radził sobie w najważniejszych momentach, gdy trzeba było trafić z dystansu. W czasie całego sezonu to było z kolei bardzo silną stroną Zastalu, jednak w finałowej serii w niektórych meczach tego zabrakło. Tu była na pewno przewaga Stali.
Czy był jakiś element w grze Stali, przy którym zaskoczyło Pana, że Zastal sobie nie poradził?
Myślę, że i jeden i drugi zespół był dobrze taktycznie przygotowany. Było widać, że Stal dobrze korzystała ze swoich silnych stron – trochę gry tyłem do kosza, a także bardzo dużo atakowania z obwodu grą 1 na 1. Z tym Zastal miał ostatnio problem, pokazał to już choćby Śląsk. Zespół z Zielonej Góry gra bardzo agresywnie w obronie i można to wykorzystać, gdy mija się ich zawodników w grze 1 na 1.
Widać również było, że zmiany w trakcie sezonu bardzo zaszkodziły Zastalowi, szczególnie odejście tak klasowego gracza, jak Iffe Lundberg, a Marcel Ponitka też był ważnym elementem układanki. Uważam, że mieli dużo wypracowanych pozycji rzutowych, ale jak już wspominałem, bardzo przeszkadzała im w decydujących momentach słaba skuteczność z dystansu.
Czy podpisanie kontraktu z Thomasem Davisem jest sygnałem, że lubelski klub jest już bardzo aktywny na rynku transferowym?
Z Davisem udało nam się szybko porozumieć, jednak generalnie w tym momencie koncentrujemy się na negocjacjach z polskimi zawodnikami. Jest jednak za wcześnie, by mówić w tym przypadku o konkretach.
Rozmawiał Wojciech Malinowski
[/ihc-hide-content]