
Pamela Wrona: Sport to zdrowie?
Dariusz Kaszowski, trener Rawlplug Sokoła Łańcut: Na pewno uprawianie sportu ma wpływ na naszą kondycję fizyczną i formę psychiczną, ale kierowanie ligowym zespołem sportowym to już coś innego.
Jest pan na ławce trenerskiej od 1996 roku. Ciężko trzymać nerwy na wodzy?
Zdecydowanie tak. Z całą pewnością te emocje są inne, kiedy zespół gra dobrze, jest w górnej części tabeli i częściej odnosi zwycięstwa niż porażki. Cele, które zakłada się przed sezonem są realizowane, a wyniki drużyny są lepsze od zakładanych i wyprzedzają zespoły z większymi możliwościami od nas. Mimo wszystko adrenalina pojawia się za każdym razem.
Duży stres, który temu dość często towarzyszy przekłada się czasem na to, co spotkało mnie pod koniec sezonu 2018/2019 w trakcie drugiej rundy play-off. Rok 2019 był dla mnie bardzo pechowy od samego początku – w styczniu doznałem urazu zerwania więzadła rzepki, który wyłączył mnie na kilka miesięcy z życia sportowego.
Cała sytuacja była dla mnie niespotykana. Przez całą moją przygodę trenerską opuściłem tylko jedno spotkanie ligowe, gdyż termin meczu zbiegł się z datą pierwszej komunii mojej córki i nie udało się przełożyć tego spotkania. Poza tym, zawsze byłem dyspozycyjny i gotowy do działania.
Jak dziś się pan czuje?
Dziś czuję się dobrze, wszystko jest w porządku. O przebytym zawale przypominają mi jedynie tabletki, które muszę codziennie zażywać. Dużej dawki pozytywnej energii dostarcza mi teraz obecny skład, który swoim podejściem do pracy pokazuje, że chce w tym sezonie walczyć o najwyższe trofeum. Staram się myśleć z nadzieją o sezonie 2020/2021, choć obecnie panująca sytuacja, związana z COVID-19, nie napawa optymizmem.
Myślał pan wówczas, że potrzebuje odpoczynku, trochę zwolnić?
Wtedy wszyscy byliśmy skoncentrowali na realizacji celu, jaki sobie postawiliśmy. Graliśmy w półfinale play-off z zespołem z Bydgoszczy. Wywieźliśmy z ich hali jedno zwycięstwo i było 1:1. Mieliśmy duże szanse na to, by zagrać w wielkim finale.
Zawał dopadł mnie tuż po pierwszym meczu u nas, gdy wygraliśmy bardzo wyraźnie 99-79 w trzecim meczu i wyszliśmy na prowadzenie 2:1. Trudno powiedzieć, co by się wydarzyło, gdybym był zdrowy i dotrwał do czwartego spotkania.
Co się działo w pana głowie, kiedy okazało się, że to zawał?
Nie mogłem w to uwierzyć, bo nigdy wcześniej nie miałem żadnych objawów i problemów z sercem. Wszystkie badania, które wykonywałem wcześniej nie wskazywały na to, że może mnie coś takiego spotkać. Kiedy dotarłem do szpitala wszystko działo się już bardzo szybko, ekspresowo wykonane badania i decyzja o koronarografii była natychmiastowa.
Emocje byłe zdecydowanie większe, kiedy słyszałem dźwięk sygnału karetki przez cały transport do rzeszowskiego szpitala. Ale byłem w dobrych rękach dr. Macieja Dąbka i ratowników medycznych, którzy są kibicami Sokoła. Jeszcze raz z tego miejsca chciałbym im podziękować za ich fachowość i pomoc oraz słowa otuchy. Dziękuję także doktorowi Wojciechowi Stanikowi ze Szpitala Wojewódzkiego nr 2, który przeprowadził zabieg.
Myślę, że cała ta sytuacja bardzo mocno odbiła się na mojej rodzinie. Cieszę, się, że to jednak ja wygrałem to decydujące starcie, bo nadal mogę być z nimi.
Jaka była pierwsza myśl, gdy doszedł pan do siebie?
Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!