Dariusz Kaszowski: Wygrałem decydujące starcie

Dariusz Kaszowski: Wygrałem decydujące starcie

- Zawał dopadł mnie tuż po pierwszym meczu u nas, gdy wygraliśmy bardzo wyraźnie 99-79 w trzecim meczu i wyszliśmy na prowadzenie 2:1. Trudno powiedzieć, co by się wydarzyło, gdybym był zdrowy i dotrwał do czwartego spotkania - wspomina Dariusz Kaszowski, trener pierwszoligowego Rawplug Sokoła Łańcut.
Dariusz Kaszowski / fot. Sebastian Maślanka, materiały prasowe PTG Sokół Łańcut

Pamela Wrona: Sport to zdrowie?

Dariusz Kaszowski, trener Rawlplug Sokoła Łańcut: Na pewno uprawianie sportu ma wpływ na naszą kondycję fizyczną i formę psychiczną, ale kierowanie ligowym zespołem sportowym to już coś innego.

Jest pan na ławce trenerskiej od 1996 roku. Ciężko trzymać nerwy na wodzy?

Zdecydowanie tak. Z całą pewnością  te emocje są inne, kiedy zespół gra dobrze, jest w górnej części tabeli i częściej odnosi zwycięstwa niż porażki. Cele, które zakłada się przed sezonem są realizowane, a wyniki drużyny są lepsze od zakładanych i wyprzedzają zespoły z większymi możliwościami od nas. Mimo wszystko adrenalina pojawia się za każdym razem.

Duży stres, który temu dość często towarzyszy przekłada się czasem na to, co spotkało mnie pod koniec sezonu 2018/2019 w trakcie drugiej rundy play-off. Rok 2019 był dla mnie bardzo pechowy od samego początku – w styczniu doznałem urazu zerwania więzadła rzepki, który wyłączył mnie na kilka miesięcy z życia sportowego. 

Cała sytuacja była dla mnie niespotykana. Przez całą moją przygodę trenerską opuściłem tylko jedno spotkanie ligowe, gdyż termin meczu zbiegł się z datą pierwszej komunii mojej córki i nie udało się przełożyć tego spotkania. Poza tym, zawsze byłem dyspozycyjny i gotowy do działania.

Jak dziś się pan czuje?

Dziś czuję się dobrze, wszystko jest w porządku. O przebytym zawale przypominają mi jedynie tabletki, które muszę codziennie zażywać. Dużej dawki pozytywnej energii dostarcza mi teraz obecny skład, który swoim podejściem do pracy pokazuje, że chce w tym sezonie walczyć o najwyższe trofeum. Staram się myśleć z nadzieją o sezonie 2020/2021, choć obecnie panująca sytuacja, związana z COVID-19, nie napawa optymizmem.

Myślał pan wówczas, że potrzebuje odpoczynku, trochę zwolnić?

Wtedy wszyscy byliśmy skoncentrowali na realizacji celu, jaki sobie postawiliśmy. Graliśmy w półfinale play-off z zespołem z Bydgoszczy. Wywieźliśmy z ich hali jedno zwycięstwo i było 1:1. Mieliśmy duże szanse na to, by zagrać w wielkim finale. 

Zawał dopadł mnie tuż po pierwszym meczu u nas, gdy wygraliśmy bardzo wyraźnie 99-79 w trzecim meczu i wyszliśmy na prowadzenie 2:1. Trudno powiedzieć, co by się wydarzyło, gdybym był zdrowy i dotrwał do czwartego spotkania. 

Co się działo w pana głowie, kiedy okazało się, że to zawał?

Nie mogłem w to uwierzyć, bo nigdy wcześniej nie miałem żadnych objawów i problemów z sercem. Wszystkie badania, które wykonywałem wcześniej nie wskazywały na to, że może mnie coś takiego spotkać. Kiedy dotarłem do szpitala wszystko działo się już bardzo szybko, ekspresowo wykonane badania i decyzja o koronarografii była natychmiastowa. 

Emocje byłe zdecydowanie większe, kiedy słyszałem dźwięk sygnału karetki przez cały transport do rzeszowskiego szpitala. Ale byłem w dobrych rękach dr. Macieja Dąbka i ratowników medycznych, którzy są kibicami Sokoła. Jeszcze raz z tego miejsca chciałbym im podziękować za ich fachowość i pomoc oraz słowa otuchy. Dziękuję także doktorowi Wojciechowi Stanikowi ze Szpitala Wojewódzkiego nr 2, który przeprowadził zabieg. 

Myślę, że cała ta sytuacja bardzo mocno odbiła się na mojej rodzinie. Cieszę, się, że to jednak ja wygrałem to decydujące starcie, bo nadal mogę być z nimi.   

Jaka była pierwsza myśl, gdy doszedł pan do siebie?

To był trudny czas. Gonitwa myśli, rozmyślanie o przyszłości, co będzie dalej z moim życiem i pasją do koszykówki. Przez pierwszą nieprzespaną noc myślałem o tym, czy będę mógł dalej funkcjonować w taki sam sposób jak do tej pory. Oczywiście, w myślach przewijały się też trwające play-offy. 

Na drugi dzień poprosiłem doktora o możliwość oglądania czwartego meczu, na co wyraził zgodę. Gdy usłyszałem wspierające mnie słowa spikera oraz zobaczyłem kibiców skandujących na stojąco moje imię i nazwisko, tętno skoczyło mi z 65 na 160 i o mały włos pielęgniarki nie zabrały mi telefonu (śmiech). Lekarz stwierdził, że w obecnej sytuacji większym stresem dla mnie mogłoby być nieoglądanie meczu niż jego oglądanie. Po paru minutach wszystko wróciło do normy i mogłem dokończyć oglądanie spotkania, choć nie było to łatwe.

Po tej sytuacji szybko wrócił pan na ławkę trenerską.

Jestem zdyscyplinowanym pacjentem i stosowałem się solidnie do zaleceń lekarza  prowadzącego. Ponadto trafiłem naprawdę w ręce dobrych specjalistów. Koszykówka, tuż za moją rodziną – żoną i dziećmi – to najcenniejsze, co mam i czemu poświęciliśmy razem ponad 20 lat życia.

Mówił pan później, że nie powinien się denerwować. W tym zawodzie to możliwe?

Nie ma takiej możliwości (śmiech). Jeżeli zespół gra dobrze i nie ma powodów do nerwów, to zdarza się, że panowie z gwizdkami przyczyniają się do podniesienia ciśnienia i szybszego bicia serca.

Ale zdrowie też jest ważne.

Trzeba normalnie funkcjonować. Nie potrafię zaciągnąć ręcznego, choć w pewnym momencie musiałem nieco zmniejszyć obroty. Ale to już było – teraz wróciłem do swojego rytmu. Chyba nie potrafię sobie wyobrazić mojego życia bez tej dyscypliny sportu, bez adrenaliny, pozytywnej energii, taktyki, widowiskowości, tych porażek i sukcesów, które są siłą napędową do dalszego działania. Takim jestem człowiekiem.

Koronawirus jednak trochę ten ręczny hamulec zaciągnął?

Zdecydowanie tak i ten czas spędziliśmy bardzo rodzinnie. Bardzo brakowało nam tego, by pobyć razem z dziećmi. Syn opuścił rodzinne gniazdo już w wieku 13 lat. W roku szkolnym przyjeżdżał na zaledwie kilka dni w czasie świąt. Z uwagi na powołania do reprezentacji kraju, czas wakacji zawsze był okresem wytężonej pracy przygotowującej do udziału w ME.  Nie pamiętam, abyśmy razem spędzili więcej czasu niż tydzień. 

Od ogłoszenia stanu pandemii w Polsce Mateusz wrócił z Gdyni do domu i tu przygotowywał się do matury. Mogliśmy być wszyscy razem i cieszyć się ze swojej obecności i choć odrobine nadrobić ten czas kilkuletniej rozłąki.

Wyobraża pan sobie jakby miało nie być koszykówki w pana życiu?

Odkąd pamiętam jest zawsze przy mnie. Żyję koszykówką nie tylko ja, ale i cała moja rodzina. Żona Małgorzata jest wiernym kibicem i osobą, która zawsze mnie wspiera i dużo spoczywa na jej barkach, jeśli chodzi o organizację klubu. Dzieci od najmłodszych lat uprawiają tę dyscyplinę. Syn Mateusz od U14 do dzisiaj jest reprezentantem Polski w grupach młodzieżowych i ma na swoim koncie wiele sukcesów zespołowych, jak również indywidualnych na poziomie Mistrzostw Polski i Europy. Obecnie wchodzi w skład ekstraklasowego zespołu seniorów Asseco Arki Gdynia. 

Cieszę się z faktu, że Mateusz poszedł w moje ślady i radzi sobie całkiem dobrze. To niezwykle uczucie widzieć młodą latorośl, która powoli osiąga cele nakreślone własnymi ambicjami i ciężką pracą. 

Córka Amelka dla koszykówki porzuciła akrobatykę sportową, którą uprawiała z sukcesami. Od dwóch lat szkoli umiejętności koszykarskie w szkółce Sokoła „Wrzuć nudę do kosza”. 

Wiele osób twierdzi, że ten czas pomógł przewartościować pewne rzeczy.
W tym okresie został pan jeszcze bez jednej i drugiej pracy.

Praca nauczyciela w szkole była ukierunkowana na pracę zdalną z uczniami. Trzeba było przygotować naprawdę sporo materiałów, aby proponowane tematy były jak najbardziej interesujące i podane w przystępnej formie dla dzieci. To bardzo czasochłonne. Cały ten okres był także intensywną pracą względem samokształcenia, jeśli chodzi o aspekty czysto koszykarskie, pracy z seniorami. Dużo szkoleń i wykładów zostało przerobionych. Nie zmarnowałem ani minuty.

Przez tyle lat nie popadł pan w rutynę?

Sport uczy pokory. W tym momencie o żadnej rutynie nie ma mowy. Cały czas są nowe wyzwania związane z budowaniem zespołu i jego przygotowaniem do kolejnych rozgrywek. Sezon sezonowi nigdy nie jest równy, za każdym razem to podejście jest inne. Nie ma gotowego „szablonu”, wg którego można postępować.

Jak się pan przygotowuje?

Cały czas pracuję nad tym, aby nie stać w miejscu i nieustannie się rozwijać, analizować jak najwięcej spotkań ligowych i szkoleń. W dzisiejszych czasach możliwości jest znacznie więcej, łatwiej jest dotrzeć do pewnych treści. Każdą wolną chwilę spędzam na przeglądaniu materiałów, które mogą mi pomóc w mojej pracy. Nie mam konkretnego szkoleniowca, którego bym podpatrywał. Z uwagą obserwuję każdy poziom rozgrywkowy. Nawet koszykówka młodzieżowa bardzo często proponuje ciekawe rozwiązania taktyczne, które trenerzy wprowadzają w swoich zespołach. 

Patrząc na medale, które ma pan w domu, co przychodzi do głowy?

Patrzę i myślę, że trochę tych sukcesów było, nie tylko na poziomie seniorskim, ale i młodzieżowym, bo jako nauczyciel Szkoły Podstawowej nr 2 w Łańcucie wraz z uczniami bardzo pozytywnie zaprezentowaliśmy się na arenie ogólnopolskiej. Małe, bo osiemnastotysięczne miasteczko zdobyło tytuł Mistrza Polski „Orlik Basketmanii” oraz trzecie miejsce w mistrzostwach Polski i Igrzyskach Młodzieży Szkolnej. 

W seniorskiej koszykówce, jak dobrze pamiętam, ostatnie 6 sezonów jesteśmy w TOP4 pierwszej ligi – czy jest drugi taki zespół, który może pochwalić się takim wynikiem? Na pewno jest to duża satysfakcja, ale pozostaje pewien niedosyt, gdyż mamy na swoim koncie kilka brązowych krążków i dwa srebrne brakuje tego najcenniejszego – złotego.

To może być odpowiedni moment, aby powalczyć o ekstraklasę? 

Myślę, że mamy wszystko jeżeli chodzi o skład personalny, aby powalczyć o złoty medal, którego brakuje w naszej kolekcji. Oczywiście, inne zespoły też nie śpią, są ambitne i budują zespoły pod tym kątem. Jest kilka bardzo mocnych, topowych zespołów, które już teraz aspirują do pierwszego miejsca w tabeli. Pozostałe zespoły też budują ciekawe składy. 

Ostatnie transfery w zespołach, w których ostatnio niewiele się działo, pokazują, że liga naprawdę będzie mocna i ciekawa. Będzie duża gratka – i oby z kibicami. Na sytuację związaną z pandemią, jak już wcześniej mówiłem, nie mamy wpływu. Świetnie się gra, jeśli są kibice i jest dla kogo grać. 

Nie wyobrażam sobie do końca gry przy pustych trybunach, to było by bardzo wymagające rozwiązanie, tak dla mnie, jak i zawodników. Kibice są zawsze naszym ważnym elementem gry, są naszym 6 zawodnikiem.

Czy można w ogóle mówić, że kiedykolwiek będzie odpowiedni moment?

Było wiele przypadków, kiedy boisko wszystko weryfikowało, bo nigdy nie można niczego być pewnym, to jest właśnie sport. Ostatnie sezony to także pokazały. Zespoły budowane z myślą o ekstraklasie, sporymi budżetami, dużymi nazwiskami, nie osiągnęły zamierzonego celu.

Wydaje mi się, że w tym roku przy dużej pomocy naszego miasta na czele z Burmistrzem Rafałem Kumkiem oraz wszystkich naszych sponsorów, których nie sposób teraz wymienić, zbudowałem skład najsilniejszy w historii łańcuckiego Sokoła. Teraz z tego materiału ludzkiego trzeba stworzyć kolektyw, który będzie chciał ze sobą współpracować i walczyć o zwycięstwa.

Mimo predyspozycji i wysokich lokat, wydaje się, że Sokół nigdy nie jest traktowany jako poważny kandydat do awansu. Jak pan to odbiera?

Bo wcześniejsze sezony rozgrywaliśmy ponad stan, mając na myśli skład personalny oraz możliwości organizacyjne. Wszyscy fachowcy pod tym kątem oceniali nas, że będziemy poniżej pierwszej czwórki w tabeli. Ale nam udawało się sprawiać niespodzianki i być niewygodnym przeciwnikiem dla wszystkich.

I co się teraz zmieniło?

Wydaje mi się, że teraz mamy wszystko, pod względem sportowym, aby powalczyć o wygranie ligi. Mamy szeroki skład składający się z doświadczonych zawodników, którzy nie z jednym zespołem świętowali sukcesy  i młodych bardzo zdolnych koszykarsko chłopaków. Skład jest bardzo zbilansowany i uważam, że będzie groźny tak pod koszem, jak i na obwodzie. 

Odczuwa pan presję?

Jeszcze nie. Myślę, że z biegiem czasu to ulegnie zmianie. Obecnie pracuję w spokoju wg poczynionych założeń, aby przygotować zespół jak najlepiej do nowego sezonu.

Żeby osiągnąć sukces, trzeba mieć jasny cel?

Uważam, że nie tylko cel jest ważny, ale przede wszystkim zdrowie, pozytywne nastawienie i chyba odrobina szczęścia. Bez tych składowych nie można odnieść sukcesu.

Będzie mógł pan w tym sezonie spać spokojnie?

Do tej pory nie było z tym problemu, więc mam nadzieję, że będzie tak i teraz. 

Pamela Wrona, @Pamela_Wrona

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38