
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Bez wielkich oczekiwań
Nie ma co teraz czarować – informacja o zatrudnieniu przez Śląsk Wrocław Andreja Urlepa mało kogo zachwyciła. Słoweńca na tamtą chwilę kojarzyliśmy z „ tym przegranym” w pamiętnym półfinale z Anwilem, a potem doszła do tego jeszcze ta rezygnacja z posady w trakcie serii o 3. miejsce.. Ostatnie wspomnienie było więc takie – Urlep rozczarował, nie poradził sobie w Zielonej Górze, a jego patenty dłużej już nie działają (abstrahując od powodów).
W tym wszystkim jeszcze była jego wizja zespołu i gry, która zdawała się coraz bardziej rozbiegać z nowoczesną koszykówką. Urlep jawił się nam jako trener mało elastyczny, nie lubiący zmian, uparty, a to kłóciło się z profilem szkoleniowców, którzy odnosili w ostatnich latach sukcesy, którzy z meczu na mecz byli w stanie nieraz dokonać wielkich usprawnień. Urlep stał się trochę zakładnikiem własnego wizerunku, choleryka i trenera z twardą ręka.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
No i się myliliśmy (też jesteśmy w tej grupie osób z delikatnym uśmiechem na twarzy podczas czytania newsa o podpisaniu umowy z Urlepem), a przynajmniej w sporej części. Nieważne już jak, co było po drodze – Śląsk zdobył mistrzostwo Polski, a to przecież się liczy. Od momentu przyjścia Słoweńca do PLK wrocławianie pięli się w górę i naprawdę ciężko jest do czegoś się doczepić (pod względem wyników).
Trice – genialna decyzja
Jedno z najciekawszych pytań tego sezonu, przynajmniej naszym zdaniem – jak duży udział w sukcesie Śląska ma Travis Trice, a jak duży trener Andrej Urlep? Kto „dał więcej”? Trudno będzie to rozstrzygnąć, jednak jedno jest pewne – mistrzostwa bez Trice’a by nie było, więc decyzja o jego zatrudnieniu była kluczem do sukcesu.
Amerykanin to MVP ligi i MVP Finałów, zawodnik wyjątkowy, jeden z najlepszych jacy grali w PLK w ostatnich latach. Mając takiego gracza w ofensywie jest o wiele łatwiej – dla reszty i dla trenera. W przypadku Trice’a można chyba zauważyć pierwszą dużą zmianę w podejściu Urlepa. Słoweniec zaufał swojej jedynce w sposób bezgraniczny, nie chciał za wszelką cenę mieć kontroli nad zespołem, a przecież z tym go kojarzyliśmy.
Spłycając trochę całokształt – Urlep miał w swoim zespole samograja, którego nie starał się uwięzić w schematach (a tak bywało), a dał mu miejsce do jego popisów. Słoweniec w tym czasie mógł skoncentrować się na innych aspektach gry, czyli m.in. na swojej ukochanej obronie. Do tego trzeba było ustawić hierarchię w zespole i to także mu się udało. Dyplomatycznie można więc powiedzieć, że bez Trice’a nie byłoby zachwytów nad Urlepem, a bez Urlepa nie byłoby Trice’a (to on go ściągał).
Obrona
Oczko w głowie Słoweńca, od zawsze. To przez Urlepa w Polsce powtarzaliśmy, że mistrzostwa wygrywa się obroną, to jego zespoły przyzwyczaiły, że najpierw się broni twardo, a punkty potem się jakoś zdobędzie. Trochę też tak to teraz wyglądało, ale dzięki talentowi ofensywnego w zespole, większych problemów z punktowaniem nie było.
Nie ma co mówić, Urlep odświeżył defensywę Śląska i ta na końcu sezonu wyglądała naprawdę dobrze. Być może, tak jak to podkreślał Mantas Cesnauskis, Słoweniec sporo ryzykował swoją taktyką, ale tak jak wrocławianie murowali dostęp do kosza, tak nikt inny tego nie był w stanie zrobić. Co z tego, że Czarni w dwóch meczach zgnietli Śląsk trójkami, skoro całą serię przegrali.
Dużo dobrego można powiedzieć o Urlepie w kontekście takiej pracy psychologiczno – motywacyjnej. Wrocławianie byli 0:2 z Zastalem w ćwierćfinale, przegrali potem -60 z Czarnymi i wszyscy się z nich śmiali (bo było z czego, umówmy się), a i tak kiedy trzeba było, zespół był gotowy. Urlep nie panikował, swoje już w końcu widział i chyba to pomogło w finalnym rozrachunku.
Wyjście ze schematów
Tak jak wyżej napisaliśmy, Urlep kojarzył nam się z trenerem sztywno trzymającym się swoich założeń – w tym sezonie też trochę to widzieliśmy i wielu obserwatorów dziwiło się, jak długo Śląsk będzie grał obronę dołem na pick and rollu i jak wiele razy musi się to zemścić, żeby Urlep zmienił założenia. Przed laty też tak było – sztywna rotacja, utarty, najlepszy schemat i będzie co ma być.
Koszykówka jednak poszła w stronę dopasowania – do rywala i do dyspozycji poszczególnych graczy. Urlep do tego się zaadaptował i w trakcie serii potrafił odkopać głębokich rezerwowych z dużą korzyścią dla drużyny i wyników. D’Mitrik Trice czy nawet Martins Meiers w pewnych momentach okazali się być kluczowi i z punktu widzenia Śląska, dobrze, że Urlep nie bał się ich wpuścić na parkiet.
Czy powinien zostać?
No i teraz pytanie najważniejsze – czy po mistrzostwie Polski trener Urlep powinien we Wrocławiu zostać? W wielu plotkach przewija się teoria, że kontrakt ze Słoweńcem przedłużony jednak nie zostanie. Czy to dobrze? Ciężko o konkretną odpowiedź, bo po stronie plusów i minusów można wypisać całkiem sporo argumentów.
Najpoważniejszym zarzutem w stosunku do Urlepa są transfery – jeśli on miałby być za nie odpowiedzialny, to chyba nie jest to idealny pomysł. W tym sezonie wymiana Langevine’a na Meiersa nie okazała się być gamechangerem dla Śląska, a chyba wszyscy pamiętamy słynnego Alexa Hernandeza z czasów z Zielonej Góry. Kwiatków wyciągnęlibyśmy więcej z bardziej zamierzchłych czasów.
Z drugiej strony trudno o bardziej doświadczonego szkoleniowca, który tegorocznym sukcesem zmienił wiele w postrzeganiu jego osoby, bo poprzednie przygody w PLK wizerunek zwycięzcy trochę podkopały. Dodatkowo patrząc na to, jak spektakularnie Śląsk pomylił się co do trenera przed sezonem 2021/22, opcja bezpieczna (Urlep) musi być rozpatrywaną opcją.
Wybór szkoleniowca przez Śląsk może być więc jedną z najciekawszych decyzji tego sezonu ogórkowego. Gdyby to od nas zależało, raczej byśmy szukali alternatywy. Ostatnie lata nauczyły, że niesamowicie dużo zależy od dobrego doboru personaliów. Urlep poradził sobie jako „strażak”, ale zbyt dużo czerwonych lampek świeci się w jego przypadku w kontekście budowania drużyny od zera, by zaryzykować.
Grzegorz Szybieniecki
[/ihc-hide-content]