Ostatnie dwa sezony blisko klubu i drużyny. Po prostu bycie, doświadczanie, czerpanie garściami wszystkich – niekiedy – skrajnych emocji. Tu i teraz. Po pierwsze, jako żona koszykarza. Po drugie, jako dziennikarz. Po trzecie, jako pracownik klubu. Ta perspektywa – proszę mi wierzyć – pozwala na wiele więcej.
W specjalnym kartonie w szafie w moim rodzinnym domu są już srebrne i brązowe medale z sezonów 2014/15 i 2015/16, natomiast to, co wydarzyło się dopiero niedawno jest jednak na swój sposób wyjątkowe. To coś, co może już się nigdy nie powtórzyć. Nie bez powodu mówi się, że Łańcut ma w sobie pewną magię, i na próżno szukać jej w innym miejscu. Choć można było odnieść wrażenie, że ten czar prędko pryśnie.
Prawie dwie dekady w pierwszej lidze – czy to szczęście, czy nieszczęście? O tym, czy Sokół chce (lub nie) awansować do elity od lat toczyły się dyskusje, natomiast zdania były podzielone. Wydawać się mogło, niezależnie od punktu widzenia, że jest to brakujący element. Coś, co rozpatrywać można w kategoriach celów oraz marzeń. W sporcie jest wiele ciągów przyczynowo-skutkowych. Można było tylko przypuszczać, ile zmian przyniesie spełnienie tych marzeń i ile one będą kosztować. Ekstraklasa? Nie wiadomo, czy to szczęście, czy nieszczęście, można było zachodzić w głowę. A klubowi i tak nie wróżono już przecież niczego dobrego.
Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!
Pamela Wrona