
Courtney, jak to się w ogóle stało, że tak opasłym koszykarskim CV znalazłeś się w Stargardzie?
Courtney Fortson: Zrobiłem sobie dwa lata przerwy od koszykówki, bo moja żona miała komplikacje po narodzinach dziecka. Wszystkie kluby mówiły, że jestem już za stary i nie mogę grać w koszykówkę. Spójnia postanowiła dać mi szansę.
To była twoja jedyna oferta?
Tak. Jedyna. Szalone co? Nie wziąłem tego personalnie do siebie. Rozumiem ten biznes. Wiem, że jestem z jednym najlepszych graczy w tej lidze i to udowadniam.
Słyszałem, że podpisałeś aneks do umowy by zostać tutaj do końca sezonu. Zawarliście w nim duży buyout, gdyby ktoś chciał wykupić twoją umowę.
To prawda. Inne kluby nadal wciąż mogą mnie wykupić, ale to nie jest niska kwota.
Podejrzewam więc, że więcej niż 20 tysięcy dolarów?
Zgadza się. To dobrze dla klubu.
Jakie kluby się po ciebie zgłosiły? Poziom Eurocupu czy Basketball Champions League?
Obecnie dzwonią wszyscy! (śmiech) Mi się tu jednak podoba. Na razie nigdzie się nie wybieram. Nie spieszy mi się.
Twoja koszykarska podróż jest imponująca. Grałeś w Chinach, Rumunii, Rosji, Turcji a teraz jesteś w Polsce. Lubisz poznawać nowe kraje?
Oczywiście. Mam już 34 lata, ale wcale tego nie czuje. Widzicie jak gram, chyba nie gram jak typowy 34-latek. Nie wiem, kiedy postanowię powiesić buty na kołku. Na razie czuję się rewelacyjnie.
Na ile lat się czujesz?
Na 25. Nie mam żadnych kontuzji. Nic mnie nie boli. Moje ciało jest w świetnym stanie. Poza tym mam sporo szczęścia.
Co robisz, żeby pozostać w tak doskonałej kondycji?
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
To moja dieta. Zdradzę ci sekret. Nie jem śniadań. Jem dwa duże posiłki dziennie. Tak jak mówiłem, omijają mnie kontuzje, więc to chyba działa. Czego nie jem? Wołowiny ani wieprzowiny. Jem tylko ryby i kurczaka.
Jak podoba ci się w Stargardzie?
Kocham to miasto. Sam pochodzę z małej miejscowości w Alabamie, to mały rolniczy stan, i wszyscy się w nim znają. Tu jest podobnie. Wszędzie możesz dostać się w 10-15 minut, co bardzo mi odpowiada.
Podobnie jest z trenerem i zespołem?
Trener oddał mi klucze do naszej ofensywy. Ufa mi. Tak samo jak koledzy z drużyny. To jest dla mnie dobre doświadczenie, szczególnie po dwóch latach przerwy.
Mówi się, że wysocy gracze powinni część wypłaty oddawać swoim rozgrywającym. Nie wiem czy pamiętasz, ale tak mówiło się, gdy Marcin Gortat u boku Steve’a Nasha wykręcał niesamowite statystyki. Zgadzasz się z tym?
Haha, zgadza się. Powiedz to moim wysokim, że wiszą mi po połowie swojej pensji. Benson, Penava, Clarke – cała trójka! (śmiech)
Kiedy ogląda się ciebie, to wydaje się, że gra dla ciebie zwalnia i widzisz więcej na boisku niż inni.
To może zabrzmieć dziwnie, ale ja widzę zagrywki w ataku zanim mają one miejsce. Po prostu wiem co się za chwilę stanie. Nawet nie potrafię tego wyjaśnić. To jest dar, który posiadam.
A jesteś koszykarskim freakiem, który ogląda mecze całymi dniami?
Niekoniecznie. Studiuje natomiast nasze mecze. Skupiam się na mojej drużynie i szukam rzeczy, w których możemy być lepsi.
Słyszałem również, że nie znosisz przegrywać. To prawda?
Tak. Nawet rozmawiając z tobą, jestem bardzo wściekły [rozmawiamy po przegranym meczu z Anwilem Włocławek pod szatnią Spójni – przyp. red]. Będzie okej, ale muszę to przetrawić. Po prostu mam mentalność Kobe’go Bryanta. Mamba mentality.
Na treningach też nie znosić przegrywać. Nawet w grach jeden na jeden. To ci pomaga?
Nieważne w co gram, po prostu nie znoszę przegrywać. Tak, myślę, że to wyzwala najlepszą wersję samego siebie. Uwielbiam rywalizować. Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie to. Tak jak mówiłem, mam 34 lata, dwa ostatnie nie grałem zawodowo. Niewielu ludzi byłoby w stanie to zrobić. To błogosławieństwo i przekleństwo jednocześnie. Mam w sobie ogromną pasję do koszykówki, jednocześnie po prostu nie znoszę przegrywać.
Chciałem spytać o twoje doświadczenie z NBA. Zagrałeś 10 meczów w sezonie 2011/2012. To było spełnienie twoich marzeń czy może masz uczucie niedosytu?
Tak. Spełniło się moje marzenie, ale NBA jest bardzo polityczna. Nie patrzysz na liczby, tylko na znajomości. Szczególnie dla mnie, a byłem debiutantem. Reprezentował mnie młody agent, dla którego był to pierwszy rok jego pracy. Gdybym widział, że tak to się potoczy, to podpisałbym kontrakt z większą agencją. Myślę, że wtedy moja przygoda potrwałaby dłużej.
Masz obecnie znajomych w NBA?
Mailk Monk z Sacramento Kings. To mój młodszy brat. On jest z Arkansas, gdzie obecnie mieszkam, więc trenujemy razem latem. Sacramento Kings mają świetny sezon w tym roku, a on gra dobrze, więc cieszy mnie to. Pracowaliśmy razem już w czasach, kiedy grał dla Kentucky. Mogę spokojnie powiedzieć, że to jeden z moich bliższych znajomych.
Chciałem cię spytać o twoje wspomnienie z Chin. Byłeś tam szmat czasu. Jak wspominasz tamten okres?
Koszykówka w Chinach jest podobna do NBA. To jakby osobny świat. 300 mln ludzi ogląda koszykówkę. Mam same dobre wspomnienia. Myślę, że nadal byłbym tam, gdyby nie przerwał gry na dwa lata. Mają świetnych fanów, tak samo szalonych jak w Stargardzie. Podobała mi się tamta kultura. Gdziekolwiek nie jestem, chcę jak najwięcej chłonąć z kultury i obyczajów miejscowych. To jest dla mnie doskonałe przeżycie. Dlatego, gdy jestem w Polsce, to staram się jeść waszą kuchnię. To wspaniałe doświadczenie. Większość ludzi płaci za to, żeby być na wakacjach i poznawać inne kraje. Ja poznaje je, grając w koszykówkę. Nigdy nie wiesz, kiedy będzie twój ostatni dzień. Wyciskam więc z tego jak najwięcej.
Byłeś także w Saratowie. Pamiętam, że klika lat temu jeden z koszykarzy stwierdził, że w szatni klubu pachnie zwłokami. Jak wspominasz swój pobyt tam?
To był dla mnie świetny czas. Pozwolili mi grać basket w szybkim tempie, jakie uwielbiam. Dzięki dobrym występom tam, dostałem propozycje z Banvitu, a później grałem w Chinach. To był dla mnie olbrzymi krok w karierze. Teraz ktokolwiek idzie tam i gra, później dostaje lepszą ofertę. Ja byłem pierwszy, który to zrobił.
Na koniec chciałem spytać cię, jak daleko możecie zajść ze Spójnią w tym sezonie?
Myślę, że wygramy mistrzostwo Polski.
Naprawdę? To mocne stwierdzenie!
Mamy dobry zespół, w którym każdy ma swoją rolę. Nie mamy tutaj wielkiego ego. Wszyscy gramy zespołowo, lubimy się poza boiskiem. Dzisiaj po prostu nie wpadały nam rzuty. Z Anwilem nie przegraliśmy dziesięcioma punktami, ale dwoma. To sporo mówi o nas.
Nie boisz się klubów z Wrocławia czy Ostrowia?
W żadnym wypadku. To oni muszą bać się nas. My damy sobie radę.
[/ihc-hide-content]
Rozmawiał Kosma Zatorski