
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i graj w Fantasy Lidze! >>
Z CSKA Moskwa w czasach ZSRR było podobnie jak z piłkarską Legią Warszawa w PRL. Klub zarządzany przez armię i ulubiony przez partyjnych dygnitarzy, ściągał talenty z całego wielkiego kraju, siłowymi metodami zbierając u siebie w zasadzie reprezentację kraju. Zasada była bardzo prosta – utalentowany zawodnik dostawał powołanie do wojska i aby nie pójść np. na wojnę do Afganistanu, musiał wybrać grę dla wiadomego klubu. „Czerwonoarmiejcy” przez dekady wygrywali więc mistrzostwo za mistrzostwem, a reszta ligi patrzyła na to z rosnącym marazmem, oddając rywalizację niemal walkowerem.
– Dni, gdy wypadał wyjazd na mecz z CSKA, kluby traktowały jak urlop. Nie trzeba się było starać, bo z wojskowymi i tak nikt nie miał szans – opowiadał o tych czasach Vladas Garastas, trener Żalgirisu.
Można sobie sobie wyobrazić, jaki „uczucia” względem klubu z Moskwy panowały wówczas w Kownie. „Litwini nienawidzą Armii Radzieckiej i kochają koszykówkę. W rezultacie CSKA nienawidzą podwójnie” – pisze Zbigniew Rokita*.
Trenerze, nie chcemy giganta!
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!