Rozmawiamy po meczu, gdy praktycznie wszyscy zawodnicy zespołu wraz z rodzinami wciąż są na parkiecie, mimo tego, że od zakończenia spotkania minęła już prawie godzina. Czy w Gran Canarii jest tak zawsze?
Tak, wydaje mi się, że jesteśmy ze sobą bardzo złączeni, wszyscy się dobrze znają. Rodziny spędzają razem czas, to wszystko jest tutaj na porządku dziennym. Na ławce rezerwowych jest podobnie – ja też staram się podbudować kolegów i drużynę, kiedy akurat nie jestem na boisku. Jak gramy dobrze, wszyscy razem idziemy do przodu – zawodnicy, kibice, tu zawsze jest taka atmosfera.
Ten sezon jest na razie najlepszym dla ciebie indywidualnie. Czy to jest efekt „poeurobasketowy”, czy jest to zasługą czegoś innego?
Na pewno jest to tylko i wyłącznie EuroBasket. Aktualnie wydaje mi się, że przydałby mi się jeszcze jeden, teraz, w tym momencie. Miałem dobry początek sezonu, bo byłem w gazie i na dużej pewności siebie po mistrzostwach Europy. Teraz jest troszeczkę inaczej. Próbuję wrócić do tego, co było, ale to nie zależy tylko ode mnie. Na razie czekam na najbliższe okienko kadrowe, żeby wrócić do kolegów i trenera. A później na pewno będę myślał o EuroBaskecie 2025, ale na razie to jeszcze nie jest ten moment, żeby mieć obsesję na tym punkcie.
Po sierpniowym meczu pre-eliminacji do mistrzostw Europy z Chorwacją na Torwarze pojawiło się sporo głosów, że grałeś źle, że jesteś w słabej formie. Jechałeś na EuroBasket z myślą w stylu: „no to teraz wam wszystkim pokażę”?
Na pewno. Nie tylko wszystkim innym, ale też pokażę samemu sobie, na co mnie stać. To była taka podwójna motywacja – 50/50. Cieszę się, że mi się udało. Dla mnie to był kluczowy moment w mojej dotychczasowej karierze. Mam nadzieję, że będzie jeszcze kilka takich imprez w barwach reprezentacji.
Mowiąc, że przydałby ci się jeszcze jeden taki EuroBasket, masz na myśli ponownie zbudowanie pewności siebie, więcej minut gry, inne środowisko czy coś jeszcze innego?
Dosłownie wszystko naraz (śmiech).
Pod względem drużynowym Gran Canaria miała świetny początek sezonu, ale teraz jesteście w połowie stawki w lidze hiszpańskiej. Co się stało?
Uważam, że troszeczkę spuściliśmy z gazu po tym, jak widzieliśmy, jak nam dobrze idzie na początku. Próbujemy to zażegnać i wrócić do tego, co graliśmy wcześniej, zwłaszcza w obronie. Chodzi przede wszystkim o bycie agresywnymi i wydaje mi się, że krok po kroku do tego wracamy, tylko musimy pokazać to jeszcze przeciwko lepszym drużynom.
Co się zmieniło w porównaniu z poprzednim sezonem? Nie mam na myśli tylko zmiany trenera.
Ja rok temu byłem tu tylko w drugiej połowie sezonu, więc tak do końca nie mam na to odpowiedzi. Ale z poprzednim trenerem, Porfirio Fisakiem, miałem naprawdę dobry kontakt. Wierzył we mnie, zwłaszcza w tym pierwszym sezonie z jego udziałem, czyli dwa lata temu. W poprzednim było mi trudno wrócić do rotacji i swojej gry, bo przyszedłem na gotowe, w sytuacji, kiedy wszyscy mieli już obsadzone role. Teraz gram więcej, a przynajmniej grałem na początku sezonu. Zmieniło się tyle, że zagrałem na EuroBaskecie.
No właśnie, pierwszą połowę poprzedniego sezonu spędziłeś w Belgradzie. Uważasz, że ten wyjazd był nieudany?
W pewnym sensie tak. Złożyło się na to wiele czynników. Taka drastyczna zmiania otoczenia po tym, jak byłem tu przez wcześniejsze osiem lat, była dla mnie czymś takim, jak gdybym znowu wyjeżdżał z domu. Miałem za wysokie oczekiwania wobec siebie, za duże wymagania i głowa już mi po prostu wysiadała. Bardzo czułem presję na sobie – zarówno z zewnątrz, jak i z wewnątrz, z każdego możliwego zaułku. To mnie trochę zjadało od środka. Potrzebowałem takiego wyciszenia, wrócenia do miejsca, gdzie się dobrze czuję i dlatego jestem tu z powrotem.
Czyli traktujesz Gran Canarię jak swój dom?
No tak, po tylu latach, praktycznie dziesięciu mieszkania tutaj mogę śmiało powiedzieć, że to jest mój dom.
Jeśli chodzi o wiek, jesteś jednym z najmłodszych w zespole, z kolei stażem w klubie jesteś jednym z najbardziej doświadczonych. Przekłada się to jakoś na komunikację i twoją rolę w drużynie poza boiskiem?
Nie (śmiech). Gdyby to tak działało, to byłbym szczęśliwy, ale dalej jako jeden z najmłodszych jestem w hierarchii tam, gdzie jestem.
Wracając jeszcze na chwilę do Belgradu – kiedy powiedziałeś, że miałeś za wysokie oczekiwania względem siebie, miałeś na myśli NBA?
Tak, mogę śmiało powiedzieć, że to było to. Ja naciskałem na siebie, osoby wokół mnie naciskały na mnie, że to się musi udać. Nie udało się i moja pewność siebie spadła niemal do zera. Miałem w głowie tylko to jedno i niestety mentalnie spadłem na samo dno. Musiałem się od niego odbić. Zresztą myślę, że było widać, jak wyglądałem w meczach po tym, jak wróciłem ze Stanów Zjednoczonych. Miałem za dużo kilogramów, głowa była nie ta. Musiałem wziąć się za siebie i zresetować umysł. To było bardzo istotne i dobrze, że zrobiłem to w najważniejszym momencie, tuż przed takim ważnym turniejem, jakim był EuroBasket.
W takim razie gdzie obecnie jest NBA w twojej głowie?
Aktualnie w ogóle o tym nie myślę. Mam w głowie obecny dzień. Jeśli ma być NBA, to będzie. Nie daję sobie żadnej granicy, kiedy coś muszę zrobić, nie narzucam sobie presji. Jeżeli będę tam grał, to będę. Jeżeli nie, to nie, życie będzie toczyło się dalej. Zdałem sobie sprawę, że nie wszystkie rzeczy zależą ode mnie. Staram się kontrolować tylko to, co jestem w stanie.
W reprezentacji masz nowego konkurenta na pozycji numer 5, Geoffreya Groselle’a. Jak się zapatrujesz na tę sytuację?
Dobrze (śmiech).
A wyobrażasz sobie, że gracie razem na boisku na pozycjach 4/5?
Nie wiem, to już zależy od trenera. Jeżeli będzie miał taką myśl i będzie chciał tak grać, to mnie to obojętne. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby być na boisku.
Jaki jest cel Gran Canarii w lidze hiszpańskiej i EuroCupie na drugą część sezonu?
Chcemy iść po swoje i spróbować wygrać EuroCup. Teraz będzie Puchar Króla, a później walka playoffach. Jesteśmy w stanie to zrobić, tylko wszyscy musimy w to wierzyć.
Rozmawiał w Las Palmas Radosław Spiak
Czy ten tekst Ci się spodobał? Jeśli tak – to dla nas największa nagroda. Takim dziennikarstwem chcemy się z Tobą dzielić – rzetelnym, pogłębionym, wciągającym. Bez Twojego wsparcia to się jednak nie uda. Dopiero się rozpędzamy. Pomóż nam w tworzeniu jakościowych treści i dołącz do PolskiKosz Premium.