Artur Lewandowski: W moim myśleniu nie ma żadnych granic [ROZMOWA]

Artur Lewandowski: W moim myśleniu nie ma żadnych granic [ROZMOWA]

Kiedyś sprzedawał lemoniadę, a dziś jest przedsiębiorcą i właścicielem sportowych klubów. "Koszykarski freak" - tak mówi o sobie. Kto stoi za klubem Niedźwiadki Chemart Przemyśl?
fot. Archiwum prywatne, na zdjęciu Artur Lewandowski

Pamela Wrona: Czy twardo stąpa pan po ziemi, czy jednak chodzi z głową w chmurach?

Artur Lewandowski, prezes klubu Niedźwiadki Chemart Przemyśl: Wydaje mi się, że twardo stąpam po ziemi, chociaż badania pokazały, że w moim myśleniu nie ma żadnych granic.

To znaczy?

Kiedy mam pewne wyobrażenie na jakiś temat to posuwam się bardzo daleko i wtedy w moim myśleniu oraz postępowaniu nie ma żadnych granic. Mogę przechodzić do ogromnych skrajności. I tak też się dzieje, zarówno w sporcie, jak i biznesie.

Jak zaczynałem zabawę ze sportem jeszcze jako sędzia, stawiałem sobie jeden cel: sędziowanie piłki nożnej na mistrzostwach świata. W koszykówce nie mierzyłem aż tak wysoko, natomiast marzyło mi się wówczas sędziowanie meczów ekstraklasy. W innych dziedzinach, w biznesie, pokazuję ludziom, że nie powinniśmy ograniczać się jedynie do tego co mamy.

Głowa w chmurach? Niekoniecznie. Ale marzenia już tak. Trzeba mieć marzenia, stawiać sobie wysokie cele, by te marzenia realizować i kreować swoją przyszłość.

Jeżeli o ograniczeniach mowa, ponoć gdy w Przemyślu pojawił się problem z dostępnością mieszkań dla graczy… miał pan kupić całą kamienicę.

Była kamienica, którą faktycznie chciałem kupić. Wszystko było dogadane, ale z uwagi na wysoki podatek, sprzedający zrezygnował ze sprzedaży i transakcja została odroczona. Kupiłem pojedyncze mieszkania na potrzeby klubu, bo był problem z wynajmem. Była też druga kamienica, którą się interesowałem i już dawno byłaby nasza, gdyby był to produkt gotowy i do zamieszkania od zaraz.

W koszykówce pojawiali się ludzie, którzy mieli wielkie plany, lecz poza niesmakiem nic więcej nie pozostało. Czy zdarza się, że pana intencje są inaczej odbierane albo jest pan do takich osób porównywany?

Wszyscy wiedzą kto odpowiadał za R8 Basket Kraków i na czym zbudowano chwilową dominację. To były pieniądze ukradzione. Bardzo nie lubię, jak ktoś porównuje nas do tego projektu. To zbieg okoliczności, że ktoś również chciał zainwestować pieniądze w koszykówkę. Jest wiele osób, które odbiera nas w taki sposób, porównują, ale one są zwyczajnie zawistne. Takie osoby zablokowałem w mediach społecznościowych.

Wiem od Michaela Hicksa (współpracowali razem w TS Wisła Kraków – przyp.red), jak to działało, bo grał w tym klubie i nie otrzymał swojego wynagrodzenia. Jeśli ktoś buduje firmę czy klub na nielegalnych pieniądzach i źródłach dochodu, prędzej czy później to się źle skończy.

Wydaje się, że jest pan wyjątkiem. Wszystko jest poparte ciężką pracą, konsekwencją w dążeniu do celów, a pomimo możliwości finansowych wszystko jest przemyślane. Zaczęło się od sprzedawania lemoniady, a tymczasem zarządza pan klubem sportowym i prowadzi firmy.

Jeżeli mowa o nas, firm mamy kilkanaście. Poza koszykarskim klubem Niedźwiadki Chemart Przemyśl, mamy Unię Tarnów (żużel – przyp.red), budujemy szkółkę piłkarską w Krakowie pod nazwą „Lewandowski Sport School”. Tam, inwestujemy duże pieniądze w infrastrukturę. Później będzie można delektować się tym, jak młodzież będzie się rozwijać. Myślę, że efekty przyjdą za kilka lat.

Jestem cierpliwy i nie potrzebuję robić koszykówki czy innego sportu na już. To nie jest taka forma, że kiedy pojawiają się pieniądze, ktoś tu i teraz zrobi od razu coś dużego.

Dlaczego pan zainwestował w koszykówkę?

Od dziecka uwielbiam ten sport. Od prawie czterdziestu lat się nim pasjonuję. I to jest jedyny powód.

Co jest zatem istotne w prowadzeniu klubu, by tę etykietę z błędnymi przekonaniami poniekąd odkleić?

Tak naprawdę dopiero uczę się, jak prowadzić klub. Jest to realizowanie moich pasji. Czas, który poświęcam dla klubu daje mi wiele satysfakcji i mogę to nazwać odpoczynkiem. Kiedy pracuję dla klubu, mimo że często wymaga to dużych poświęceń, nie czuję zmęczenia, jest to dla mnie odskocznia od codzienności.

Zaznaczę, że wolę wykonywać pracę twórczą. Kiedy wdrożę jakiś nowy pomysł i zacznie to działać, nie wyobrażam sobie, abym to później dalej nadzorował. Wolę, aby kompetentni ludzie się tym zajmowali, żebym mógł kreować coś nowego, jakąś innowacyjność lub coś, co podniesie naszą jakość.

Gdy został pan właścicielem i prezesem Niedźwiadków, to od razu założył pan sobie wieloletni plan, gdzie określił miejsce klubu za kilka lat, na przykład w ekstraklasie?

Tak. Zakładając klub od razu ustaliliśmy, gdzie będziemy w danym roku. Wtedy było to dla mnie banalne – założymy klub, w pierwszym sezonie nie awansujemy do I ligi, bo to za wcześnie i chcemy sprawdzić, czy koszykówka w Przemyślu jest jeszcze potrzebna. Zakładałem, że pogramy dwa sezony w drugiej lidze, następnie awansujemy do pierwszej. Mówiąc to wszystko, wydawało mi się to proste i oczywiste.

Plan podstawowy na szczęście wykonaliśmy, czyli awans do pierwszej ligi w dwa lata, ale tylko my wiemy, ile nas to kosztowało pracy, wiedzy, a nawet i trochę szczęścia. Nie przyszło to łatwo, tak jak nawet kiedyś sam zapowiadałem.

Według planu, kiedy ma przyjść ekstraklasa?

Plan nie jest zaburzony, a ekstraklasa miałaby być za 3 sezony.

Teraz, paradoksalnie może być już nam łatwiej awansować do ekstraklasy, ponieważ wachlarz zawodników, których możemy pozyskać jest o wiele większy. Teraz ogranicza nas jedynie miejsce, gdzie będziemy grać. Dopóki miasto nie rozpocznie budowy obiektu, to raczej nie będziemy zainteresowani awansem. Ogranicza nas też rozwój naszych zawodników. Na ten moment mamy kilku bardzo zdolnych graczy, którzy potrzebują sezonu lub dwóch, aby pograć na poziomie pierwszej ligi. Ich rozwój będzie warunkował to, kiedy zaatakujemy ekstraklasę.

Większość klubów raczej zmaga się z problemem braku wystarczających środków, by realizować swoje cele.

Moglibyśmy już dziś wydać fortunę na drużynę, która dałaby nam awans, choć w sporcie nigdy nie ma pewności. To jest według mnie droga donikąd, bo to powielanie schematów, które się nie sprawdziły. Jeżeli coś szybko przychodzi zbyt łatwo, to ludzie tego nie doceniają, może się szybko znudzić i skończyć. Do pewnych sukcesów lepiej dochodzić pracą. Lepiej zdobywać je w odpowiednim czasie niż „kupić” sobie wszystko i cieszyć się, że w dwa lata można dojść na najwyższy poziom rozgrywek.

Przeskok organizacyjny z pierwszej ligi do drugiej jest w jakiś sposób odczuwalny?

Jeszcze nie, natomiast w pierwszej lidze budżet zwiększymy 3 – 4 krotnie. Mamy ten komfort, bo nie mamy z góry ustalonego budżetu. W zależności od potrzeb, ile trzeba będzie, aby zrealizować cel, to tyle dołożę. Oczywiście, to nie jest tak, że mamy nieograniczony budżet.

Podam przykład. Mielibyśmy 2 miliony złotych na ten sezon i byłaby potrzeba dołożenia pół miliona złotych lub więcej, to tyle bym dołożył. W drugiej lidze zakładaliśmy określony budżet na sezon, a później okazało się, że bez wzmocnień prawdopodobnie nie damy rady awansować.

Sam odbyłem mnóstwo rozmów namawiając koszykarzy z ekstraklasowych i pierwszoligowych klubów, sprowadziliśmy ze Stanów Zjednoczonych zawodników – wtedy pieniądze nie miały znaczenia. Oferowałem stawki – wydaje mi się – bardzo pozarynkowe za grę w rundzie rewanżowej w fazie play-off, razem z premiami za awans odbiegającymi od drugoligowych standardów. Sądzę, że tak samo będzie teraz.

Jeżeli chodzi o organizację, jestem trochę poza tym. Nie lubię spraw organizacyjnych, dokumentów, procedur. Słaby ze mnie organizator. Wolę żeby zajmowali się tym ludzie, którzy się na tym znają. Moim zadaniem jest budowanie pozytywnego wizerunku klubu, wciąganie do klubu jak najwięcej młodzieży, trenerów, kibiców, sponsorów. I jednoczenie ludzi wokół klubu.

Ma pan poczucie, że tego brakuje?

W Polsce największą bolączką jest to, że prezesi lub właściciele nie potrafią łączyć ludzi, tylko ich dzielą. Kiedy osiągniemy sukces i będziemy asymilować, będziemy jak magnes. Ale czy to się sprawdzi? Wydaje mi się, że to może być klucz do sukcesu. Ciężką pracą można udowodnić, że warto w kogoś inwestować. Żeby ktoś chciał nas wesprzeć w przyszłości, musimy na to zapracować. Ale to też kwestia szczęścia i biznesu. Ale mogę się mylić.

Nie rozumiem sytuacji, kiedy klub nie jest w stanie uregulować swoich zobowiązań. Mam świadomość, że ktoś może być nieufny i mogę nie być dla kogoś wiarygodny. Ja nawet jestem skłonny zapłacić zawodnikowi z góry za sezon. Wiem, że na wiarygodność trzeba sobie zasłużyć i to trzeba zbudować.

W biznesie, pierwszą spółkę założyłem 21 lat temu. W tym roku mieliśmy około 200 milionów sprzedaży. Nie możemy pozwolić sobie na to, żebyśmy komukolwiek nie zapłacili. Trzeba zdawać sobie sprawę, że nie da się prowadzić biznesu na dużą skalę, oszukiwać i migać się z płatnościami. Jeżeli przez 21 lat wypracowałem swoje nazwisko i dostawcy dają mi towar na przelew, to ufają i wierzą, że im zapłacę. A to są ogromne pieniądze. W koszykówce niezapłacenie komuś kilku lub kilkudziesięciu tysięcy złotych jest absurdalne. Dla mnie nie powinno się coś takiego wydarzyć.

Wspomniał pan o tym, że chcieliście najpierw sprawdzić, czy koszykówka w Przemyślu jest potrzebna. Jakie są wnioski?

Klub powstał po rozmowie z prezydentem, który zachęcał mnie, aby założyć nowy klub, a nie reaktywować istniejące podmioty. Te relacje z Miastem Przemyśl na początku wydawały się wzorowe, natomiast później odczuwałem rozczarowanie postawą Miasta i tym, jak podchodzą do naszego projektu. Wspierają nas, ale jest to wsparcie w mediach. Jeżeli chodzi o pomoc finansową jest ona znikoma.

Widzimy, że zapotrzebowanie w Przemyślu na koszykówkę jest, co potwierdza frekwencja – hala wypełnia się po brzegi. Wtenczas, po ogłoszeniu uruchomienia sprzedaży karnetów na sezon 2023/24, w pierwszy dzień sprzedaliśmy 130 karnetów, a nadmienię, że nasza hala pomieści 600 osób. W Przemyślu wszyscy chcą siedzieć na środku, a te miejsca są już sprzedane.

Chcielibyśmy zbudować społeczność, tak jak w latach 90-tych wprowadzić modę na koszykówkę. Sądzę, że to nam się udaje, bo coraz więcej dzieci gra w koszykówkę i to jest budujące. Koszykówka w Przemyślu staje się sportem numer jeden. Zależy nam na tym, żeby poprzez budowanie całej piramidy szkoleniowej, liczba kibiców z roku na rok wzrastała. Nie musi być to kibic, który jest ciekawy, jak to jest zobaczyć widowisko na wyższym poziomie i może przyjdzie, jeśli będziemy wygrywać.

Chcemy, aby poprzez bazę szkoleniową, to jak wiele ludzi chcemy zaangażować, aby byli członkami klubu, żeby to byli ludzie, którzy będą z klubem już na zawsze. Żeby to było miejsce, w którym lubią spędzać wolny czas bez względu na to gdzie będziemy i czy będziemy wygrywać.

Nie da się ukryć, że zwycięstwa są najlepszym marketingiem. Pierwszą ligę Przemyśl gościł dekadę temu – dla niektórych kibiców może być to sentymentalna podróż.

Sam jestem z tego pokolenia, kiedy przebojem weszliśmy do ekstraklasy. W pierwszym sezonie po awansie zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski, a w kolejnym brązowy medal. Uważam, to był czas, gdzie na bazie tamtych sukcesów można było zbudować duży i solidny klub na lata. Wówczas okazało się, że był chwilowo bardzo duży worek z pieniędzmi – pieniądze pochodzące z bazaru, na tamte czasy ogromne. Do dziś ludzie, którzy mnie spotykają, mówią, że to były tak duże pieniądze, że sobie nie wyobrażam. Wtedy byłem nastolatkiem. One zostały szybko skonsumowane. Nie poszło za tym żadne szkolenie. To było coś na chwilę.

Jaka idea przyświecała powstaniu Niedźwiadków Chemart Przemyśl?

Model, o którym przed chwilą rozmawialiśmy to zupełnie inny model niż nasz. Moim celem jest zainwestowanie w szkolenie młodzieży. Co z tego będzie? Nie wiem. Bliżej mi do wybudowania ośrodka, infrastruktury i wydania na to 20 – 50 milionów niż przeznaczenie takiej sumy na ściągnięcie topowych graczy i zdobycie jakiegoś tytułu.

Szybciej zdecyduję się na szkolenie młodzieży niż na taką konsumpcję środków. Być może dlatego, że są to moje prywatne środki. Planuję wydawanie pieniędzy długofalowo, nie mamy wsparcia od dużego sponsora. Najważniejsza jest inwestycja w zawodników, klub i społeczność.

Wychował się pan na przemyskiej koszykówce. W latach młodości próbował pan swoich sił jako zawodnik, a potem został pan sędzią. Czym urzekła pana koszykówka?

Byłem piłkarzem. Koszykówkę zacząłem uprawiać pod wpływem emocji, kiedy poszedłem na mecz, zobaczyłem, jaka to wspaniała gra. Spodobała mi się bardziej niż piłka nożna, ponieważ w każdej akcji można zdobyć punkty. W piłce nożnej tego nie ma. Często można grać 90 i więcej minut i nie zdobyć bramki. W koszykówce jest dynamicznie, a ta euforia kibica, kiedy okazuje swoją radość bardzo buduje. Kiedy gra się na wyjeździe, a drużyna ucisza miejscowych kibiców, to bardzo fajne uczucie. To mi się spodobało.

To były czasy, kiedy NBA pokazało się na ekranach polskiej telewizji. Zarywałem noce i oglądałem mecze. To fantastyczne przeżycia. NBA i to, co zawodnicy pokazywali, co mogą zrobić z piłką i z tym sportem, sprawiało, że koszykówka stała się w moim życiu sportem numer jeden.

Jeżeli o NBA mowa, w sieci udostępnił pan nagranie, jak za oceanem promuje przemyskie Niedźwiadki!


Całe Maiami kibicuje Niedźwiadkom 🏀🐻😉 Z tego rzędu już tylko krok na ławkę zawodników😉 | By Niedźwiadki Chemart Przemyśl-Basketball – Facebook | Facebook


Byłem teraz na finałach ligi NBA (Miami Heat – Denver Nuggets). Wcześniej uczestniczyłem w meczu Euroligi w Kownie. Kiedy zakładam koszulkę swojego klubu, widzę bardzo uśmiechnięte twarze kibiców miejscowych. Często dopytują co to za klub. Wydaje mi się, że to promocja klubu, a przyznam, że niekiedy ludzie, których poznaję i którym opowiadam o swojej pasji, o koszykówce i o tym co robimy, chcą się do tego przyłączyć. Myślą, że jest koszykarski „freak”, który robi w koszykówce fajne rzeczy i świetnie byłoby w tym uczestniczyć oraz wesprzeć finansowo.

Wydaje mi się, że im więcej ludzi nie tylko ze środowiska koszykarskiego dowie się o naszym klubie, to w przyszłości stworzymy większą społeczność. Mam nawet dalekosiężny plan, o którym jeszcze w mediach nie opowiem, bo to za wcześnie. Mam wizję, w której widzę, jak wygląda klub za 3 – 5 lat. Ze szczegółami jeszcze się wstrzymam. Zdradzę, że marzy mi się klub ogólnopolski.

Na koniec miałam pytać: jak daleko sięgają pana marzenia?

[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]

Po wyjeździe do Kowna uświadomiłem sobie, że Euroliga to poziom spektaklu, sportowy, do którego chcielibyśmy dążyć. Wiadomo, że Euroligi nigdy nie będzie w Przemyślu. Po prostu, nie ma odpowiedniej infrastruktury i taka nigdy nie powstanie.

Żeby w Polsce była Euroliga, ludzie muszą się jednoczyć. U nas ludzie się dzielą. Jeżeli ktoś ma pieniądze, to każdy chce mieć coś na własność, swoje poletko i zostać mistrzem. Nie umniejszam nikomu, ale wydaje mi się, że czasami żeby zbudować potężny klub, potrzeba odwrotnego działania.

Patrząc na Kraków, który ma kilka klubów, ludzie są zwaśnieni, znienawidzeni przez siebie, oczerniają się wzajemnie. Można powiedzieć, że nie ma koszykówki. Mnie marzy się coś takiego, żeby ludzie pracowali razem, spotykali, wymieniali doświadczeniami. Nie chodzi tylko o sport, ale budowanie finansowe klubów. Może gdyby pojawili się pasjonaci koszykówki, taki projekt udałoby się w Polsce zbudować.

Mnie nie byłoby stać, żeby utrzymywać klub z budżetem 50 czy 60 milionów. Wierzę jednak, że w przyszłości może się to udać – zbierze się grupa ludzi, która wspólnymi siłami sprawi, że na tym wierzchołku będzie Euroliga. Takie mam marzenia.

[/ihc-hide-content]

Pamela Wrona

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38