
Anwil nawet zalicza ostatnio mecze, w połowie których można powiedzieć – wyglądają pewnie, mają pomysł, oni to wezmą. Przecież tak właśnie było w ostatnich spotkaniach. Na końcu jednak włocławianie mają kolejną porażkę w swoim bilansie zamiast zwycięstwa i coś – rozgrywanie końcówek – zdecydowanie w tej drużynie nie działa.
Fatalne końcówki
Nasi gracze na piłce muszą to po prostu zrobić lepiej. – tak po meczu z Treflem Sopot w ramach turnieju o Puchar Polski mówił trener Przemysław Frasunkiewicz. Te słowa dotyczyły rozgrywania końcówek przez Anwil i podejmowanych przez graczy obwodowych decyzji. Włocławianie konsekwentnie wymuszali zmiany krycia i starali się wykorzystać mismatch w izolacjach – rzadko kiedy przynosiło to jednak dobre rzuty i punkty.
Niestety dla Anwilu problem ponownie zaistniał w meczu ligowym z Kingiem, w którym włocławianie po raz kolejny przegrali końcówkę (lub stracili przewagę jak w Stargardzie), choć przez większość spotkania prowadzili i mieli inicjatywę. Zespół z Włocławka licząc same czwarte kwarty i dogrywki, jest lepszy od swoich rywali o 4,2 punktu na 100 posiadań, jednak gdy z tego wyodrębnimy zacięte końcówki (crunch time), to otrzymamy cyferki przerażające (negatywnie).
Anwil w crunch time jest gorszy od rywali o 16,9 punktu na 100 posiadań (efektywność ofensywna 99,4, efektywność defensywna 116,3). Dla porównania, najgorsza drużyna ligi (Arriva Twarde Pierniki Toruń) w całym sezonie jest -10,4 jeśli chodzi o NetRTG. Zaskakuje zwłaszcza ta zjeżdżająca w dół pod względem efektywności obrona.
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″]
Włocławianie w zaciętych końcówkach pozwalają rywalom na aż 44,7% celnych rzutów za 3 punktów. Do tego przeciwnicy oddają znacznie więcej rzutów wolnych (w przeliczeniu na 40 minut, 34,2 rywali i 23,5 Anwilu). Co więcej, Anwil w crunch time traci masę punktów po kontrach rywali – znów, jeśli przeliczymy to na 40 minut, to rywale zdobywają aż 29,6 punktu, gdy Anwil tylko 16 (w całym sezonie włocławianie notują 11,4 punktu z kontry na mecz, a ich rywale 12,6).
Statystyki potwierdzają także to, co widać gołym okiem – zespół prowadzony przez trenera Przemysława Frasunkiewicza wyraźnie przenosi ciężar zdobywania punktów na obwód. W crunch time wzrasta liczba oddawanych rzutów za 3 (z 29,1 per40 na 35,7), a maleje liczba prób spod obręczy (z 34,8 per40 do 28,8). Podsumowując – Anwil w zaciętych końcówkach broni bardzo słabo, a w ataku oddaje sporo rzutów z dystansu, który (jak zaraz pokażemy), rzadko kiedy wpadają do kosza.
Kto ma trafiać?
W ostatnich spotkaniach ciężar kluczowych akcji w atak brał na siebie przede wszystkim Lee Moore. Ameryknin jednak oprócz oddawanie trudnych rzutów z odejścia rzadko kiedy był w stanie wykreować coś lepszego. Tak też było w Szczecinie, gdzie decydująca akcja w dogrywce została przez niego jednak zawalona. Anwil jednak bez Moore’a byłby w crunch time w jeszcze większej czarnej dziurze. Zespół bez Amerykanin jest w zaciętych końcówkach gorszy od rywali o 28,1 punktu na 100 posiadań (absolutna przepaść), a z nim o „tylko” 11,7.
Drugim graczem na duże rzuty w Anwilu jest Kamil Łączyński – jego trafienia z finałów ze Stalą, za które otrzymał MVP, potwierdzają, że to potrafi. Zespół z Włocławka w tym sezonie z Kamilem na parkiecie w crunch time wypada jednak gorzej niż bez niego. Trener Frasunkiewicz ma jednak polską rotację jaką ma i za bardzo alternatywy nie ma jeśli chodzi Polaka.
Lee Moore w zaciętych końcówkach trafił w tym sezonie 2 trójki z 11 prób, a Kamil Łączyński jedną z 11 prób. To właśnie dlatego to przeorientowanie ataku w kierunku rzutów z dystansu, jakie ma miejsce w crunch time, nie wychodzi Anwilowi na dobre.
Anwil musi poszukać innych rozwiązań na kluczowe moment w nadchodzących spotkaniach – liga jest bardzo wyrównana, mamy 9 zespołów o bardzo podobnym potencjale i może dojść jeszcze do niejednej zaciętej końcówki. Dalsze liczenie na trafienia po trudnych rzutach może po prostu nie przynieść oczekiwanych efektów.
[/ihc-hide-content]
Grzegorz Szybieniecki, Jacek Mazurek