Anwil nawet zalicza ostatnio mecze, w połowie których można powiedzieć – wyglądają pewnie, mają pomysł, oni to wezmą. Przecież tak właśnie było w ostatnich spotkaniach. Na końcu jednak włocławianie mają kolejną porażkę w swoim bilansie zamiast zwycięstwa i coś – rozgrywanie końcówek – zdecydowanie w tej drużynie nie działa.
Fatalne końcówki
Nasi gracze na piłce muszą to po prostu zrobić lepiej. – tak po meczu z Treflem Sopot w ramach turnieju o Puchar Polski mówił trener Przemysław Frasunkiewicz. Te słowa dotyczyły rozgrywania końcówek przez Anwil i podejmowanych przez graczy obwodowych decyzji. Włocławianie konsekwentnie wymuszali zmiany krycia i starali się wykorzystać mismatch w izolacjach – rzadko kiedy przynosiło to jednak dobre rzuty i punkty.
Niestety dla Anwilu problem ponownie zaistniał w meczu ligowym z Kingiem, w którym włocławianie po raz kolejny przegrali końcówkę (lub stracili przewagę jak w Stargardzie), choć przez większość spotkania prowadzili i mieli inicjatywę. Zespół z Włocławka licząc same czwarte kwarty i dogrywki, jest lepszy od swoich rywali o 4,2 punktu na 100 posiadań, jednak gdy z tego wyodrębnimy zacięte końcówki (crunch time), to otrzymamy cyferki przerażające (negatywnie).
Anwil w crunch time jest gorszy od rywali o 16,9 punktu na 100 posiadań (efektywność ofensywna 99,4, efektywność defensywna 116,3). Dla porównania, najgorsza drużyna ligi (Arriva Twarde Pierniki Toruń) w całym sezonie jest -10,4 jeśli chodzi o NetRTG. Zaskakuje zwłaszcza ta zjeżdżająca w dół pod względem efektywności obrona.
Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!
Grzegorz Szybieniecki, Jacek Mazurek