
Pochodzi z Przemyśla, od kilku lat jest związany z Ostrowem Wielkopolskim. W wieku 31 lat zadebiutował jako pierwszy szkoleniowiec BM Stali. Wchodzi w olbrzymie buty trenera Igora Milicića. Pracuje w mieście, gdzie presja i oczekiwania kibiców zawsze były olbrzymie. Wygrał już Superpuchar Polski przeciwko Śląskowi Wrocław, a następnie pokonał w lidze drużyny ze Słupska i Szczecina. W rozmowie z Pamelą Wroną dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat pracy koszykarza, asystenta i w końcu pierwszego trenera zespołu.
Pamela Wrona: Odnosisz często wrażenie, że doba liczy za mało godzin?
Andrzej Urban: Zdecydowanie. Dostrzegałem to szczególnie wtedy, kiedy byłem asystentem trenera, natomiast teraz też odnoszę takie wrażenie. W okresie transferowym doba była za krótka. Praca trenera trwa cały czas. Wiąże się z bardzo dużą liczbą godzin, którą trzeba na nią poświęcić.
Zatem, ile twojego czasu wypełnia koszykówka?
Całe życie jest jej podporządkowane. To wymaga ułożenia całego życia konkretnie pod to. Gdy rozpocząłem współpracę z trenerem Igorem Miliciciem, będąc jego asystentem, to któregoś dnia policzyłem, ile godzin pracuję w tygodniu.
I jaki był efekt?
Wyszło około 100 godzin. Wydaje się to absurdalne i nie do wykonania. Trwało to od grudnia do kwietnia. Byłem jedynym asystentem od koszykówki w naszym sztabie. Wtedy zdobyliśmy mistrzostwo Polski i drugie miejsce w rozgrywkach FIBA EUROPE CUP. Po tym, porozmawiałem z trenerem i powiedziałem, że to nie jest praca dla jednej osoby, bo na dłuższą metę, przy takim zakresie obowiązków, jest to fizycznie niemożliwe.
Najwięcej czasu poświęca się niewidocznej pracy?
Mało kto ma jednak świadomość, jak to naprawdę wygląda, bo praca trenera nie kończy się tylko na meczach i treningach. Będąc asystentem masz pewien zakres czasochłonnych zadań do wykonania. Będąc pierwszym trenerem, już samodzielnie dyktujesz sobie, ile czasu poświęcisz na swoją pracę – ale im więcej godzin, tym będziesz lepiej przygotowany.
Często słyszę, że bycie koszykarzem jest prostsze od bycia trenerem. Prawda czy fałsz?
Żeby być koszykarzem, trzeba być utalentowanym w jakimś aspekcie, a nie każdy to ma. Generalnie jest to prostsze, bo głównie myślisz o sobie. Trener zarządza całą grupą ludzi, bierze za wszystko odpowiedzialność. Trzeba myśleć wielowymiarowo, nie można koncentrować się tylko na jednej rzeczy.
Zaczynałeś jako koszykarz. Jak zmieniała się Twoja perspektywa?
Najpierw byłem zawodnikiem. Z upływem czasu, świadomość, że jednak nie uda się grać na wymarzony poziomie, coraz bardziej do mnie docierała. Miałem epizod w ekstraklasie, ale daleko mi było do profesjonalnej gry. Jako junior trenowałem z seniorami i jeszcze karmiłem się tym, że mi się uda. Naturalnie, że chciałem osiągnąć jak najwięcej. To, jak zmieniała się ta perspektywa i jak dojrzewała we mnie ta myśl, było trudne. Ciężkie jest zderzenie z rzeczywistością i przekonanie, że nie jest się wystarczającym, by sprostać własnym oczekiwaniom. Kończąc studia zadałem sobie pytanie, czy będę w stanie jako zawodnik żyć z koszykówki. Wtedy wiedziałem już, że muszę mieć inną alternatywę, ale nie wyobrażałem sobie, by nie była ona związana z tym sportem.
Grając w koszykówkę, skupiałem się na rzeczach, które wchodziły już w zakres obowiązków szkoleniowców. To zawsze mnie bardzo interesowało. Zastanawiałem się, dlaczego trener w danej sytuacji podjął taką, a nie inną decyzję, wszystko analizowałem. Wiedziałem, że prędzej czy później na pewno będę chciał sam tego spróbować. Nie spodziewałem się jednak, że nastąpi to tak szybko i przede wszystkim, na tak wysokim poziomie.
Czy koszykarze z pozycji rozgrywającego, z cechami lidera, nierzadko określa się jako przyszłych szkoleniowców?
Faktycznie, często mówi się, że rozgrywający jest przedłużeniem trenera na boisku. Nie da się od tego uciec, tak było zawsze. Przykłady z ostatnich lat w polskiej koszykówce, gdzie po zakończeniu kariery rozgrywający zostaje trenerem, to chociażby Robert Skibniewski czy Krzysztof Szubarga.
I… Andrzej Urban.
No tak (śmiech). Tylko ja nigdy nie osiągnąłem takiego poziomu, aby nazywać się koszykarzem (śmiech).
Treść dostępna tylko dla
Użytkowników Premium!
Zaloguj się aby zobaczyć dalszą część wpisu!
Pamela Wrona