
Zarejestruj się w Premium – czytaj teksty i graj w Fantasy Ligę! >>
Kiedy w 2010 roku Marko Milić, Słoweniec, kolega klubowy Forda z czasów gry w Scavolini Pesaro, wspominał Amerykanina, opowiedział pewną historię włoskiemu czasopismu „Superbasket”: „Alphonso był europejskim Michaelem Jordanem. Traktował grę tak jak on. Pamiętam podróż na mecz do Teramo. Przeczytaliśmy w gazecie, że trener drużyny przeciwnej – Franco Gramenzi – powiedział, że Ford jest przeceniany. Pokazaliśmy mu to w autokarze. Wyszliśmy na mecz, a Alphonso rzucił 41 punktów w trzy kwarty! Był dumnym człowiekiem, a my nic nie wiedzieliśmy o jego chorobie.”
Milić nie był jedynym, który nie wiedział o stanie zdrowia Alphonso Forda. Jedyną osobą w Pesaro, która znała prawdę, był klubowy lekarz. Gdy Ford zakończył karierę, niedowierzanie wyrazili prezes klubu i inni zawodnicy. Jak to w ogóle było możliwe?
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Niezależnie od tego, co sądzić o decyzji Amerykanina, by nie mówić nikomu o swoim stanie zdrowia, jedno jest pewne – na przełomie wieków mieliśmy okazję oglądać w Europie jednego z tych graczy, których dziś spotyka się już bardzo rzadko. Boiskowego mordercę, któremu lepiej nie wchodzić w drogę.
Ucieczka z Delty
Pochodzący z biednych rejonów delty Mississippi Ford nie miał zbyt wielu perspektyw na dostatnie życie. Wybrał ucieczkę z biedy przez sport; i cóż to była za podróż.
Przez cztery lata gry na uczelni Mississippi Valley State rzucał średnio 29 punktów. Do dziś jego nazwisko jest na 6. miejscu w klasyfikacji wszech czasów Dywizji I NCAA pod tym względem (i 5. pod względem liczby punktów). W drafcie 1993 roku z 32. numerem wybrali go Philadelphia 76ers, ale w NBA się na nim nie poznali. Zagrał łącznie tylko w 11 meczach dla Sixers i Supersonics.
Zresztą pierwsza połowa lat 90. to jeszcze nie był okres dla takich graczy jak Ford. Czasy Allena Iversona miały dopiero nadejść, a Ford ze swoimi 190 centymetrami wzrostu był jednak trochę za niski na pozycję numer dwa, przynajmniej jak na ówczesne standardy NBA. Rozgrywającym jednak nigdy nie był. O takich jak on mówiło się – „dwójka w ciele jedynki”. W głowie miał bowiem tylko jedno – zdobywanie punktów. I to wychodziło mu rewelacyjnie.
Po drugiej stronie Atlantyku
Po przejściu do Europy wziął szturmem ligę ACB. W swoim pierwszym sezonie na Starym Kontynencie, grając dla Penas Huesca, miał mecze z 41, 38, 36 czy 34 punktami (22 razy rzucił co najmniej 25 punktów; w dzisiejszych czasach niewyobrażalne). Nie inaczej było w Grecji, do której przeniósł się po sezonie 1995/96, a w której spędził łącznie pięć lat. W małym klubie Papagou wykręcił średnią 24,6, co dało mu tytuł najlepszego strzelca ligi.
I wtedy wykryto u niego białaczkę . Na pierwszy etap leczenia stracił cały sezon 97/98. Kiedy po roku wrócił do Grecji – tym razem do Sportingu Ateny – wydawało się, że najgorsze ma już za sobą. Czy ktoś mógł mieć co do tego wątpliwości, skoro w trzech kolejnych sezonach (!) był najlepszym punktującym ligi? Między innymi, dzięki niemu, Peristeri Ateny udało się awansować do Euroligi w 2000 roku. Wtedy Forda miała poznać cała koszykarska Europa.
.
Alphonso Ford Show
W swoim pierwszym sezonie w Eurolidze (i to w playoffach!) rzucił 41 punktów drużynie z Vitorii. Ten rekord (współdzielony z trzema innymi zawodnikami) został pobity dopiero w ostatnim sezonie przez Shane’a Larkina.
Jak znakomitym strzelcem był Amerykanin, niech świadczy fakt, że do czasu jego śmierci tylko jeden inny zawodnik zdołał zdobyć nagrodę najlepszego strzelca Euroligi dwa razy – i był to sam Nikos Galis. Od śmierci Alphonso Forda żaden zawodnik nie dorównał jego niesamowitej średniej 26 punktów zdobywanych w sezonie 2000/01.
Przed Fordem tylko dwóch graczy wykręciło lepsze średnie – wspomniany Galis (32,3 punktu w sezonie 1991/92) i Joe Arlauckas z Realu Madryt (26,4 punktu w sezonie 1995/96).
.
O jego wyjątkowości świadczy również fakt, że od 1991 roku tylko jemu udało się zdobyć nagrodę dla najlepszego strzelca Euroligi dwa lata z rzędu – i to w dwóch różnych klubach. Gdziekolwiek nie grał, był czołową opcją w ataku swojej drużyny. I graczem, dla którego kupowało się bilety.
W Polsce zagrał raz. 9 stycznia 2002 roku w Hali Ludowej rzucił 28 punktów Śląskowi Wrocław w barwach Olympiacosu. Drużyna z Pireusu wygrała 80:75.
Nie zawsze da się wygrać
Na zewnątrz cichy, spokojny, nie pokazujący emocji, w środku – koszykarski zabójca. Ford nigdy nie odpuszczał. Niestety, nie odpuściła również białaczka. Z tygodnia na tydzień był coraz słabszy fizycznie, na ławce rezerwowych na długie momenty przymykał oczy. Jego ciało nie było w stanie wytrzymać gry na takim poziomie, zwłaszcza że sam zawiesił sobie poprzeczkę bardzo wysoko.
Mimo tego, nawet będąc w zaawansowanym stadium choroby, nie zawiesił butów na kołku. Dokończył sezon 2003/04, zdobywając w barwach Scavolini Pesaro średnio 22,2 punktu w lidze włoskiej. Ogłosił zakończenie kariery dopiero 26 sierpnia, ujawniając prawdę o białaczce.
„Czuję się bezsilny” – powiedział wtedy jego kolega klubowy, Aleksandar Djordjević. „Zadzwoniłem do niego, jak tylko dowiedziałem się o wszystkim. Był gotowy na terapię w szpitalu. Zaoferowałem mu swoją pomoc, bo cóż więcej mógłbym zrobić?”.
Niedługo później Euroliga wydała komunikat, który kończył się zdaniem: „Ma taką wolę walki i serce do gry, że jesteśmy pewni, że wygra najważniejszą batalię w swoim życiu”.
[/ihc-hide-content]
Nie udało się. Alphonso Ford zmarł dziewięć dni po ogłoszeniu zakończenia kariery, 4 września 2004 roku, w wieku 32 lat.
Po jego śmierci Euroliga nazwała nagrodę dla najlepszego strzelca sezonu zasadniczego jego imieniem. W pierwszym sezonie jego obowiązywania (2004/05) nagrodę otrzymał Charles Smith, który w drużynie Scavolini Pesaro zajął miejsce… Alphonso Forda.
Radosław Spiak