
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty i wygrywaj nagrody w Fantasy Lidze! >>
Radosław Spiak: Jak oceniasz swoją dotychczasową grę w tym sezonie? Z czego jesteś najbardziej zadowolony, a co jest najbardziej do poprawy, twoim zdaniem?
Aleksander Balcerowski: Trudno się mówi o samym sobie, ale od momentu, od którego dostałem minuty i zacząłem grać, oceniam swoje występy na bardzo dobrym poziomie. Dobrze robię praktycznie wszystko – blokuję rzuty, dobrze bronię, w ataku stawiam dobre zasłony. Na pewno do poprawy jest powrót do rzutu za 3 punkty, bo teraz gram praktycznie tylko na „piątce”. Nie chciałbym zapomnieć tego elementu, trzeba rzucać więcej, co zresztą ostatnio zacząłem robić.
A jeśli chodzi o fizyczność?
Fizycznie jest OK, ale na pewno jeszcze trochę mi brakuje, mógłbym jeszcze trochę przybrać na masie mięśniowej, i to by mi na pewno dużo dało. Ale nie jest źle, jest coraz lepiej pod tym względem.
Na ile wspomniane rzuty za 3 punkty są istotne dla ciebie w kontekście rozwoju koszykarskiego?
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Akurat teraz założenie jest takie, że mam grać bardziej pod koszem, ale ostatnio trener powiedział mi, że mogę czasem grać akcje pick’n’pop, dzięki czemu zacząłem się otwierać na obwodzie i zacząłem rzucać. Trafiłem jedną trójkę z Joventutem, ale ostatnio w EuroCupie akurat dwóch nie trafiłem.
Co się zmieniło przede wszystkim – z twojej perspektywy – po zmianie trenera przed sezonem z Fotiosa Katsikarisa na Porfirio Fisaca?
Zmieniło się to, że zacząłem grać. Od początku sezonu miałem powiedziane, że będę dostawał szanse i że jeśli je wykorzystam, to będę dostawał kolejne minuty. Niestety w pewnym momencie złapałem koronawirusa i przez cztery tygodnie musiałem być w domu. Nie trenowałem, nie miałem możliwości przyjazdu na kadrę i to mnie trochę zatrzymało.
Jak wyglądał twój powrót do gry po zakażeniu koronawirusem?
Był bardzo trudny, cztery tygodnie bez trenowania, bez niczego. Potem, kiedy nie pojechałem na kadrę, zostałem na miejscu i pracowałem ciężko przez dwa tygodnie. Oczywiście to nie było hop-siup, że od razu wszedłem na parkiet i świetnie się czułem, tylko musiałem pracować ciężej niż inni.
Porfirio Fisac ma reputację szkoleniowca, który bardzo dobrze pracuje z młodzieżą. Jaki masz z nim kontakt?
Mam z nim bardzo dobry kontakt, powiedziałbym nawet, że lepszy niż reszta drużyny. Właśnie przez to, że trener chyba lepiej dogaduje się z młodymi niż z weteranami. W tym roku bardziej czuję się częścią zespołu niż rok temu. W poprzednim sezonie czułem się trochę jak taki zawodnik, którego klub będzie mieć, bo po prostu jest, i tyle. A teraz czuję się ważny, trener dużo więcej ze mną rozmawia, wierzy we mnie i to daje efekty, zmienia się też moja mentalność.
Trener daje mi dużo pewności siebie. Dużo pomógł mi w tym, że dzięki niemu bardziej biję się pod koszem, jestem bardziej aktywny, idę na ofensywne zbiórki, na bloki. A prawie nic takiego nie robiłem, kiedy grałem na „czwórce”, bo trudno bić się pod koszem, kiedy głównie stoi się na obwodzie. I właśnie w tej zmianie pomógł mi trener.
Masz żal do trenera Katsikarisa, że nie dawał ci grać w poprzednim sezonie?
To on powinien żałować, że mnie nie wykorzystywał na boisku, a nie ja. Od początku wiedziałem, co potrafię i co mogę dać drużynie, a jeśli jakiś trener nie widzi mnie w składzie, to jego strata, a nie moja. I nie dało się o tym za bardzo podyskutować z trenerem. Jeśli nie widzi cię w składzie, to nie da ci szansy, niezależnie od tego, czy go o to poprosisz, czy nie.
Był jakiś moment w poprzednim sezonie, że chciałeś odejść z Gran Canarii?
Przez cały poprzedni sezon chciałem zostać wypożyczony. Były rozmowy na ten temat, ale klub się na to nie zgodził. Teraz najważniejsze jest dla mnie to, że gram i że jest to regularne granie, a nie jakieś „śmieciowe” minuty. A przy tym, że pomagam drużynie.

.
Określiłbyś samego siebie bardziej jako silnego skrzydłowego czy środkowego? Na oficjalnej liście powołań do kadry zostałeś opisany jako ten pierwszy.
Na dzień dzisiejszy określiłbym samego siebie jako „piątkę”, ale nie miałbym problemów, żeby grać jako „czwórka”. Aczkolwiek aktualnie czuję się bardziej produktywny na „piątce”.
Mieliście dość słaby początek sezonu, ale od kilku tygodni gracie bardzo dobrze. Co się zmieniło?
Słaby start mieliśmy w ACB, ale w EuroCup od samego początku graliśmy dobrze. Teraz może trochę inaczej mentalnie podchodzimy do tych meczów. Fakt, było ciężko, bo od początku sezonu zmieniło się praktycznie pół składu, musieliśmy się poznać i przyzwyczaić do siebie. Ale w tym świecie nieważne, kto przychodzi, szybko łapie się z nim kontakt.
Zwłaszcza, że dołączył do was twój kolega z reprezentacji, czyli A.J. Slaughter.
Przyznaję, że z A.J.-em mamy lepszą organizację gry na boisku i lepiej się rozumiemy.
Myślisz już o przejściu do NBA?
Dlaczego nie? O NBA myślę cały czas. Gdyby była taka możliwość, wyobrażam sobie, że mógłbym przejść tam już po tym sezonie, chociaż kontrakt mam do końca następnego.
A co spowodowałoby, że na koniec tego sezonu byłbyś zadowolony?
Na koniec sezonu byłbym zadowolony, jeżeli dalej dostawałbym regularne minuty i grał – a z tego, co wiem, to tak dalej będzie – i jeżeli z meczu na mecz pokazywałbym coraz więcej z tego, co umiem, i był coraz lepszy. Jeśli chodzi o statystyki, nie da się tak patrzeć na liczby i coś sobie zakładać, bo później coś nie wyjdzie i jest dupa. Lepiej nie myśleć, ile by się chciało zdobyć punktów, a wtedy wszystko przyjdzie samo.
Rozmawiał Radosław Spiak
[/ihc-hide-content]