Adrian Kordalski: Dlaczego nie spróbować?

Adrian Kordalski: Dlaczego nie spróbować?

- Jeśli Czarni awansują do PLK, na pewno będę chciał zostać w Słupsku. To byłby najlepszy moment i najlepsza opcja dla mnie - mówi Adrian Kordalski, kapitan pierwszoligowej drużyny ze Słupska. Wyjaśnia, jak to jest z jego chęciami gry w ekstraklasie, rosnącą pewnością siebie, ale i dalszą pracą, choćby nad rzutem z dystansu.
Adrian Kordalski / fot. Fot. Agnieszka Żukowska, True Photo

 

Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>

Pamela Wrona: Czerwień, w zależności od odcieni, symbolizuje radość, miłość pasję, ale i siłę i przywództwo. Ten kolor jest z tobą już od dłuższego czasu.

Adrian Kordalski: Już się przyzwyczaiłem, że w takim kolorze są moje włosy. Na początku, jak przyszedłem do Słupska, kibice prosili o czerwony i myślę, że po prostu już za bardzo się z nim oswoiłem. Kolory nigdy nie były przypadkowe, czerwony miał być specjalnie na play-offy.

To też przyzwyczajenie do miejsca, bo w Słupsku jestem już kolejny, trzeci sezon, dlatego nie chciałem go zmieniać. Przesiąknąłem tą atmosferą, klimatem, a także tym, jak kibice reagują na moją osobę. Dziwnie czułbym się, jakbym nie miał już koloru na głowie.

[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]

Ważne, by mieć sposób na wyrażanie siebie?

Zdecydowanie. Śmiejemy się w szatni, że „nie ważne jak grasz – ważne, jak wyglądasz”. Z wyglądu kibice zawsze cię zapamiętają, a z gry już niekoniecznie. Podchodzę do tego z dystansem – włosy wszyscy zauważą. 

Mimo tego, nie w sposób nie dostrzec twojej świetnej dyspozycji.

Jeśli się fajnie gra, to kolejny plus, który daje możliwość wprowadzenia jakichś modyfikacji, robić coś z włosami i się nad tym nawet nie zastanawiać.

Jakkolwiek odczuwasz brak kibiców w koszykarskich halach?

Znacznie ciężej się gra, gdy patrząc się na trybuny, widzisz puste miejsca. Na rozgrzewce jest cisza, niekiedy jedynie muzyka. Trudno się przestawić. Ja byłem przyzwyczajony do gry przy pełnych trybunach. Mogę sobie wyobrażać, że kibice siedzą, ale w rzeczywistości tak nie jest. Myślę, że niektóre mecze mógłby potoczyć się inaczej, mimo że we własnej hali idzie nam nieźle. W wielu miejscach, kibice są szóstym graczem i dają dodatkowe bodźce. Lubię widzieć, jak ludzie się cieszą z tego, co robię.

Co miało największy wpływ na to, że zdecydowałeś się pozostać w Słupsku, na zapleczu ekstraklasy? 

Zadecydowało to, że trener Mantas Cesnauskis chciał zbudować zespół składający się z doświadczonych zawodników, którzy będą walczyć o ekstraklasę. Miałem oferty z PLK, natomiast nie spełniły moich oczekiwań, dlatego wybrałem Słupsk. Wiem, jak tu jest, jaki trener ma plan, jakim darzy mnie zaufaniem. Pierwszą rzeczą były dla mnie minuty – to jest to, co lubię. Nie zastanawiam się, czy zagram, czy nie zagram. Jak jestem zdrowy, gram na 100 proc. i nie martwię się o minuty. 

Nie sztuką jest być w składzie i siedzieć na ławce.

Zdecydowanie, to żadna sztuka. Na pierwszym miejscu stawiałem to, aby idąc do ekstraklasy trafić na trenera, który da mi szansę. Nie chodzi o to, abym poszedł gdzieś, gdzie na mojej pozycji będzie Amerykanin lub inny zawodnik, który będzie grał 39 minut, a ja będę wchodzić na ostatnią. 

Mógłbym być w składzie Zielonej Góry i wygrywać mecze, ale to dla mnie nie jest to, czego bym chciał. Myślałem, aby iść do polskiego trenera, który rzeczywiście stawia na Polaków. Ci z zagranicy niekiedy patrzą inaczej na koszykarzy z Polski.

Czy sytuacja epidemiczna miała w tym spory udział i ułatwiła podjąć decyzję?

Na pewno. Między pierwszą ligą a ekstraklasą jest przepaść. Nie chodzi tylko o sam poziom rozgrywek, ale również o rozbieżności finansowe. Przy koronawirusie było wiele niepewności i trudno byłoby mi zadecydować, gdzie najlepiej byłoby podpisać kontrakt. 

W Słupsku miałem pewność czy wirus, czy nie wirus, jest zaplecze finansowe i klub dobrze jest przygotowany na cały sezon. Tu jest stabilizacja i to mnie przekonało. Wiedziałem, czego mogę się spodziewać.

Ale jednak był moment zawahania?

Był. Wiele osób mówiło, że powinienem spróbować swoich sił w ekstraklasie. Młodszy się już nie robię, więc może to już czas? W każdym razie, gdybym miał 19 lat inaczej bym patrzył na oferty, które otrzymałem, niż jak mam 25 lat. Grania zostaje coraz mniej, więc muszę myśleć o przyszłości, poukładać swoje życie, bo nie powinno żyć się samą koszykówką. 

Pozostało jeszcze 9 spotkań w sezonie zasadniczym. Patrząc z tej perspektywy, raczej nie żałujesz swojej decyzji?

Absolutnie, nie żałuję. Oczywiście, zastanawiałem się jak to będzie. Wiadomo, że wirus poniekąd pozmieniał plany i wiele rzeczy zweryfikował. Trenowało się inaczej, była niepewność. Zaczęliśmy już normalnie trenować, były momenty rozluźnienia i wiem, że to był dobry ruch. Jest fajnie zarówno w zespole i w samej lidze.

Czy w trakcie sezonu były jeszcze zapytania z PLK?

Nie, bo wydaje mi się, że wszyscy wiedzieli, że mam kontrakt na cały sezon i raczej w takim momencie nikt nie wyciągnąłby mnie z zespołu, w którym pełnię ważną rolę i mam najwięcej minut.

Łączono mnie z Zieloną Górą, ale to były chyba żarty. Po jednym meczu przyszedłem do szatni i dostałem pytanie, czy to mój ostatni mecz i czy jadę już do Zielonej Góry? Odpowiedziałem, że bilet kupiłem i mogę jechać, ale co tam będę robił, to już nie wiem (śmiech). Nie było żadnego tematu.

Grupa Sierleccy-Czarni chcą, aby Słupsk powrócił do ekstraklasy. Zatem, czy zastanawiałeś się już nad tym, jak widzisz swoją najbliższą przyszłość?

Jeśli wywalczymy awans, sądzę, że będę gotowy, aby spróbować zagrać w ekstraklasie. Więc jeśli trener będzie chciał żebym został i da mi szansę, abym pierwsze kroki na najwyższym poziomie rozgrywek postawił właśnie z nim, to czemu nie. Myślę, że byłaby to jasna sytuacja dla obu stron. Wtedy moglibyśmy zobaczyć, czy się nadaję i czy będzie mógł wyciągnąć ze mnie jeszcze coś więcej. A może okaże się, że nie jestem na poziomie, który zapewni mi nawet 10 minut gry. 

To dalsza przyszłość, ale jeśli Grupa Sierleccy-Czarni awansują do PLK, na pewno będę chciał zostać w Słupsku. To byłby najlepszy moment i najlepsza opcja dla mnie.

Bez zaufania jest ryzyko?

To prawda. Jak idzie się do trenera, który mało cię zna – bo nie sądzę, by wszyscy trenerzy z PLK wnikliwie oglądali pierwszą ligę, poza play-offami – to jest ciężko o zaufanie. Trener cię nie zna, nie wie jakim jesteś człowiekiem, poznaje cię z miesiąca na miesiąc. Tutaj, trener zna mnie bardzo dobrze i wie, kogo ma w zespole.

W twoim odczuciu, jakim trenerem jest Mantas Cesnauskis i co cenisz najbardziej?

Mam szersze pole, bo współpracujemy ze sobą tak naprawdę trzeci sezon. Już pokazał, że jest dobrym trenerem. Dużą uwagę zwraca na detale i na poprawianiu rzeczy, które szwankują, żeby z meczu na mecz zespół stawał się lepszy. Już ma trochę doświadczenia, nie jest to dużo czasu, ale na tę ligę wie, co potrzeba drużynie, aby być na topie bądź w czołówce.

Czujesz, że właśnie pod jego skrzydłami poczyniłeś największy postęp?

Ciężko siebie ocenić, ale myślę, że kluczowe jest też to, z kim gram. W Zniczu Basket Pruszków, była inna drużyna, a tutaj są jednak koszykarze, którzy są bardziej doświadczeni i ograni. Uważam, że jeżeli gra się z lepszymi zawodnikami, sam mogę stawać się lepszy. A jeżeli gra się w słabszej drużynie, jest jednak inaczej. Trener daje mi dużo grania i to dobrze na mnie wpływa. Wówczas jest większa pewność siebie.

Jak ważna jest atmosfera w szatni?

Atmosfera w szatni to coś, co jest ważne. Im lepsza, tym gra się o wiele łatwiej. Każdy każdego wspiera, każdy jest za sobą i sobie pomaga. Nie ma czegoś takiego, że ktoś się obraża, bo gra mniej. Każdy musi wiedzieć, jaką rolę pełni w drużynie i co może dać dodatkowo. Ktoś gra 30 minut, a ktoś 10 – to rozkłada się inaczej, chociażby to, że ten co gra dłużej, mniej siedzi na ławce. Na ławce też można pomagać. Często zdarza się, że wsparcie z ławki daje olbrzymiego kopa. To pomaga, gdy koledzy krzyczą, cieszą się i dopingują. To działa pozytywnie, niż to, jak ktoś siedziałby obrażony, bo to nie on jest na parkiecie. 

Od tego się zaczyna – trzeba zbudować dobrą atmosferę. Wtedy na parkiecie jest łatwiej.

Opaska kapitana zobowiązuje?

W tym sezonie jestem kapitanem. Na początku myślałem, że jako kapitan, dużo więcej będzie ode mnie zależało, zastanawiałem się, czy będę odczuwał większą presję. Nie byłem pewien, czy słusznie zostałem wybrany.

To się zmieniło?

Z miesiąca na miesiąc i z meczu na mecz, widzę, że bycie kapitanem – choć nie wydaje się łatwe, bo trzeba cały zespół trzymać w szeregach i utrzymywać dobre relacje – sprawia, że można zrobić w szatni fajne rzeczy. To nie jest trudne, bo trzeba wiedzieć z kim jak rozmawiać i się dogadywać.

Jako kapitan, trzeba podchodzić w inny sposób do zespołu. Jako kolega z drużyny rozmawiamy normalnie, ale jako kapitan wiem, że muszę być osobą, która powinna mieć dobry kontakt również ze sztabem, by nawiązywać między nimi odpowiednie relacje. 

Nie jestem najstarszy w zespole i nie czuję presji. Żyjemy dobrze, ufamy sobie wzajemnie. Wiele zmienia to, że już kolejny sezon jestem w jednym klubie, a większość składu jest zupełnie nowa.

Czy głowa inaczej pracuje, jeżeli są ambitne cele?

Myślę, że tak. To jest bardzo ważne, bo jednak nawet przed meczem, często pojawiają się myśli, że skoro jesteśmy w czołówce ligi i walczymy o ekstraklasę, powinniśmy wygrać. Natomiast w Pruszkowie była walka o play-offy, bezpieczne utrzymanie. Siedzi to w głowie i czasami ciężko jest takie myśli sobie ułożyć, zwłaszcza, gdy się przegrywa. 

Wszyscy myślą, że lider musi odnosić same zwycięstwa. To nie jest łatwe i rzeczywiście, jest poniekąd inne nastawienie, gdy jest się w drugiej części tabeli.

Wspomniałeś o pewności siebie. Czy wzrastała wprost proporcjonalnie wraz z większą rolą w zespole?

Na początku, mogę powiedzieć, że czułem przeskok z drugiej ligi do pierwszej i faktycznie, nie byłem pewny, czy jestem zawodnikiem, który poradzi sobie na takim poziomie. Nie było tak, że wchodziłem do zespołu, w którym wiedziałem, że będę dużo grał. Musiałem te minuty wywalczyć na treningu i udowodnić, co potrafię. Trener mnie wykorzystywał, a ta pewność siebie z każdym sezonem rosła. Gdy zaczynałem, na pewno była mniejsza niż teraz.

Musiałeś wtedy zmienić podejście do koszykówki?

Czasami dużą rolę ma mentalność, podejście psychologiczne do koszykówki. Głowa to bardzo ważny czynnik w sporcie – niekiedy trzeba wejść z czystą głową, odrzucić negatywne myśli i skupić się tylko na koszykówce. Podejście do meczu trzeba mieć dobre, tak samo jak i nastawienie. Tak naprawdę to wystarczy.

Jest jakiś konkretny element, który chciałbyś poprawić?

Uważam, że wszystko można poprawiać, nikt nie jest doskonały. Zastanawiam się, nad czym powinienem jeszcze popracować. Oglądam po meczach nagrania. Widzę, jakie oddaje rzuty na meczach, jak korzystam z danych sytuacji. Dzięki temu później wiem, co muszę robić na treningu, aby tworzyć sytuacje meczowe. Trener też mówi, jak powinienem coś wykonać. Jeżeli jestem czysty i rzucę – to jest dobra decyzja. Jeśli jestem czysty i nie rzucę – podchodzi do tego inaczej. Lepiej jest rzucić, nawet jeśli niecelnie. 

Trener dużo podpowiada i widzi, w których momentach czuję się najlepiej i powinienem rzucać – a w zasadzie, kiedy mam rzucić. I to jest najważniejsze. Potem wiadomo, co się dalej może wydarzyć. Podchodzi do tego dobrze, a jest dwunastu, a niekiedy więcej zawodników i ciężko jest każdemu poświęcać uwagę.

Rzut za 3 – czy to coś, czemu poświęcasz najwięcej uwagi?

To dziwna sytuacja, bo staram się pracować nad tym bardzo dużo. Na treningach poświęcam temu dużo czasu. Myślę, że dużą rolę odgrywa psychika. W głowie mam, że nie trafiam, albo źle składam się do rzutu – i wtedy nie będę trafiał. To ta pewność siebie, która z każdym celnym rzutem się zmienia. Wiem, że w głowie trzeba sobie to ułożyć, to mechanika. 

Jeśli rzuca się na treningu i wpada, to czemu nie na meczu? Wydaje się, że to prosty rzut, jednak niezupełnie. Trzeba robić to samo, nie blokować się. I trzeba przede wszystkim wierzyć, że się coś potrafi. Bez tego, ta piłka po prostu nie wpadnie.

Niedawno jeden mecz ukończyłeś z triple double: 33 punkty, 12 zbiórek i 12 asyst. Co Adrian Kordalski czuje po takich występach?

Szczerze, po tym meczu nie byłem zadowolony. Zastanawiałem się, czemu tylko 33 punkty? Idę w tę stronę, że to jest świetne osiągnięcie, bo od początku bardzo chciałem, aby w pierwsze lidze zrobić taką linijkę statystyczną. Udało się to w meczu z Energą Kotwicą Kołobrzeg. Ale w środku mnie są pytania, dlaczego nie trafiłem więcej, dlaczego nie miałem więcej zbiórek. 

Nie ma we mnie poczucia, że jestem usatysfakcjonowany i zadowolony z siebie. Wiem, że mogłem jeszcze lepiej. Zawsze jest coś takiego we mnie. Nie było momentu, żebym się cieszył tak bardzo, żebym nie zastanawiał się nad tym, co mogłem jeszcze dać więcej od siebie.

Dużo zmienia też to, czy mecz jest wygrany, czy przegrany. Jak się wygrywa i stawia się dobro drużyny ponad wszystko, pewne rzeczy można łatwiej przyjąć. Swoje osiągnięcia są drugorzędne. Największe znaczenie ma to, czy zespół wygrał, a nie to, czy rzuciłem 10 punktów, czy 30. Najważniejsza jest drużyna.

Ale ja nie lubię przegrywać i najgorzej jest przegrać niewielką różnicą. Nikt nie ma drużyny, która wygra wszystko, co jest do wygrania. Wtedy jest sensacja. Po przegranych meczach staramy się motywować. Teraz trzeba grać, a nie się nad tym zastanawiać, bo najważniejsze są play-offy.

Co sprawia, że na chwilę można odpocząć od sportu?

Lubię różne rzeczy, ale najwięcej czasu poświęcam na seriale, telewizję i krzyżówki. Trzeba robić coś poza koszykówką, aby głowa odpoczęła, mieć spokój. Gdy jest odskocznia, wydaje mi się, że jest wtedy większy głód koszykówki. Życie rodzinne przy sporcie wygląda inaczej. Póki co, mam więcej odpoczynku. Nie sądzę, by była osoba, która cały dzień myśli o koszykówce. Trzeba w pewnym momencie to odłożyć i poszukać innych zainteresowań.

Największe życzenie?

Poza awansem do ekstraklasy ze Słupskiem, chciałbym spróbować kiedyś gry zagranicą. Chciałbym sprawdzić, jakie jest podejście do koszykówki i jakby to wyglądało. Nie wiem, czy to się uda, ale dlaczego miałbym nie spróbować?

Rozmawiała Pamela Wrona, @Pamela_Wrona

[/ihc-hide-content] 

POLECANE

Od wielu lat listopad obchodzi się pod hasłem świadomości i profilaktyki występujących u mężczyzn chorób nowotworowych, przede wszystkim raka jąder i raka prostaty. To dobra okazja, by przypomnieć rozmowę z Robertem Skibniewskim i zapisać się na badania.

tagi

Zagłębie Sosnowiec to koszykarski ośrodek, który już w sezonie 2024/25 miał pojawić się na ekstraklasowej mapie Polski. O tym, jak miało do tego dojść opowiedział w połowie maja naszemu portalowi prezes Piotr Laube, choć z początkiem czerwca sytuacja uległa zmianie.
7 / 06 / 2024 22:34
14 zwycięstw i 14 przegranych to dotychczasowy bilans beniaminka Orlen Basket Ligi, który mając do rozegrania jeszcze dwa mecze, zajmuje ósme miejsce w tabeli. Dziki Warszawa swój debiutancki sezon w ekstraklasie sportowo już mogą zaliczyć do udanych. Ale nie tylko w tym aspekcie. – Nasz sufit jest tam, gdzie go sami powiesimy – przekonuje Michał Szolc, prezes i założyciel klubu.
12 / 04 / 2024 18:58
Obecnie media społecznościowe są nieodzownym elementem marketingu sportowego. Własną perspektywą pracy media managera w koszykarskich klubach podzielili się Katarzyna Pijarowska (Enea Astoria Abramczyk Bydgoszcz), Bartek Müller (Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia) oraz Karol Żebrowski (Trefl Sopot).
25 / 03 / 2024 22:15
– Mam argumenty, by zapijać emocje alkoholem. Kontuzje i urazy, zmiany klubów i miast, nowe otoczenie i nowi ludzie – to wszystko przecież buduje niestabilność. Po przegranym meczu moi koledzy z szatni analizują swoje błędy. Ja sięgam po alkohol. Uśmierzam emocje. Chyba nie chcę się z nimi spotkać. Nie wczytuję się w siebie, bo wolę tego uniknąć – wspomina były koszykarz Wiktor Grudziński. 15 kwietnia obchodzimy Światowy Dzień Trzeźwości. To nie tylko promowanie abstynencji. Jest to dzień, który służyć ma refleksji i ma na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat powszechności uzależniania od tej substancji oraz zagrożeń zdrowotnych wynikających z jej nadużywania.
„Stałam w oknie, pomachałam mu, aż straciłam go z pola widzenia. Po chwili jednak zadzwoniłam, aby kupił bułki. Zawsze to robił. Tego dnia zapomniał. Gdy się rozłączyłam, napisał: „Przepraszam, kocham cię”. Wtedy nie wiedziałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy i tego dnia zostanę wdową.” – wspomina Angelina, żona zmarłego koszykarza Dawida Bręka. 23 lutego obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Jest to dzień, w którym przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na to, jak ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne i korzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Jak od kuchni wygląda tworzenie tekstów lub przekazywanie cennych informacji? Co definiuje dobrego dziennikarza i czym tak naprawdę jest dziennikarstwo sportowe oraz jak to jest być po drugiej stronie? Być może w poniższym tekście znajdziesz odpowiedzi na niektóre pytania czytelnika.
6 / 06 / 2024 12:39
Jeden z najlepszych niskopunktowych graczy na świecie wraz z drużyną Hornets Le Cannet Côte d’Azur zdobywa prestiżowy Puchar Francji. To Polak, który także reprezentuje nasz kraj w koszykówce na wózkach.
30 / 01 / 2024 17:38