
Dołącz do Premium – czytaj całe teksty! >>
Radosław Spiak: W skali od 1 do 10, gdzie 10 to całkowicie beznadziejny – na ile miniony sezon w Maladze był dla ciebie rozczarowaniem?
Adam Waczyński: Między 6 a 7. Początek sezonu mieliśmy średni, potem mieliśmy fajną serię 13 zwycięstw w 15 meczach. Trochę wybiło nas z rytmu okienko reprezentacyjne. Wróciliśmy po nim i nie mogliśmy nic wygrać. W całym sezonie graliśmy falami. Awansowaliśmy do Pucharu Króla, gdzie powalczyliśmy z Barceloną i odpadliśmy, przegrywając po dogrywce.
Potem awansowaliśmy do drugiej rundy EuroCupu, ale tam totalnie nam nie poszło. Zmieniliśmy trenera, ale początki z nowym szkoleniowcem nie były na tyle dobre, by znacząco poprawić naszą sytuację w tabeli. Niestety całościowo był to kiepski sezon.
Przed sezonem do klubu doszedł tylko Tim Abromaitis, a w poprzednim byliście w zasadzie o dwa rzuty wolne Gala Mekela od awansu do półfinału. Wydawać by się mogło, że to wciąż ta sama, dobra drużyna. Co więc poszło nie tak? Czy jest jakiś jeden główny powód takiej sytuacji?
Powodów było kilka. Borykaliśmy się z kontuzjami przez cały sezon. Wspomniany Gal Mekel rozegrał tylko 11 spotkań, a był naszym podstawowym rozgrywającym. Carlos Suárez rozegrał niewiele więcej meczów niż on. Jaime Fernández również złapał kontuzję, która na kilka miesięcy wykluczyła go z gry. Nigdy w sezonie nie mieliśmy momentu, kiedy byśmy byli wszyscy zdrowi na treningu, a co dopiero na meczu.
Zmian dużo nie było, to prawda, ale kilku fizycznych zawodników odeszło w porównaniu do poprzedniego sezonu, takich jak Josh Adams, Melvin Ejim, Frank Elegar. Ten sezon dla wszystkich był bardzo trudny. Cały sezon graliśmy bez kibiców na trybunach, a w Maladze kibice zawsze byli naszym „szóstym” zawodnikiem i potężnym wsparciem.
Jednak nie było tak, że przez cały sezon graliście źle, tylko mieliście bardzo duże wahania formy. Raz 13 wygranych w 15 meczach, a potem od razu 13 porażek w 14 spotkaniach. Jak to wytłumaczyć?
[ihc-hide-content ihc_mb_type=”show” ihc_mb_who=”2,3,4″ ihc_mb_template=”1″ ]
Myślę, że za dużo bazowaliśmy na naszym rzucie, a wiadomo – rzuty czasami wpadają, a czasami nie. Nie można opierać gry tylko na tym. Jak rzuty wpadają, to jest super, a jak nie, to wtedy rodzi się problem. Często jako zespół z tym sobie nie radziliśmy. Wiele razy się nad tym zastanawiałem w trakcie sezonu. Moim zdaniem mieliśmy duży potencjał i wielu bardzo utalentowanych zawodników. Możliwe, że był to bardziej problem mentalny.
Pierwszy raz w trakcie twojego pobytu w Hiszpanii doszło w klubie do zmiany trenera w trakcie sezonu – Luisa Casimiro zastąpił Fotis Katsikaris. Na ile to miało znaczenie i czy ta zmiana coś dała?
Szczerze mówiąc, nie wiem. Każdy trener ma swoją filozofię gry, więc zmieniło się parę rzeczy. Pracowaliśmy ciężko na treningach, trener przykładał ogromną wagę do przygotowania do poszczególnego rywala. Wprowadził więcej zagrywek. Niestety nie poszło to po myśli żadnego z nas, bo do playoffów koniec końców się nie zakwalifikowaliśmy.
Nowy trener jednak stawiał na ciebie. Bardzo często zaczynałeś mecze w pierwszej piątce, dostawałeś dużo minut, wyglądało na to, że Katsikaris ci ufa i że jesteś ważną postacią w zespole. Też to tak odczuwałeś?
Czułem to, oczywiście. Starałem się jak zawsze ciężko pracować na treningach, żeby wzbudzić zaufanie trenera. Każdy z nas zaczynał wtedy z czystą kartą. Starałem się wykonywać to, czego oczekiwał. Nasza współpraca układała się pozytywnie. Cieszę się, że trener we mnie uwierzył.
Fotis Katsikaris podpisał kontrakt z Unicają do 2023 roku. Biorąc pod uwagę, że stawiał na ciebie, jak odebrałeś informacje z hiszpańskich mediów, że może zabraknąć miejsca dla ciebie na przyszły sezon w Maladze?
Jestem już kilka lat w Maladze i nie pierwszy raz dowiaduję się o czymś z mediów. W Maladze, jak i w całej Hiszpanii koszykówka cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Codziennie pojawiają się artykuły i bardzo często są to przypuszczenia, opinie, a nie prawdziwe informacje. Zaraz po sezonie leciałem do Polski na zgrupowanie reprezentacji i nie było zbyt dużo czasu, żeby rozmawiać o przyszłości.
W momencie kiedy wylatywałem, nie było ani prezesa, ani dyrektora sportowego. Zmieniał się cały zarząd. Z tego, co wiem, to z trzema zawodnikami się oficjalnie rozstali. Klub dalej chciałby ze mną współpracować, ale jest kilku zawodników, którzy mają ważne kontrakty. Muszą poukładać dużo pozasportowych spraw, dlatego spokojnie czekam na rozwój wydarzeń.
Czyli jakieś rozmowy po sezonie już miały miejsce?
Tuż po sezonie tak, ale to nie było nic konkretnego. Usłyszałem, że nie ma jeszcze budżetu, nie ma komu decydować. Od tamtego czasu już się rzeczy pozmieniały. Także mam nadzieję, że wkrótce będę znał więcej szczegółów.
Zamieściłeś dość emocjonalny wpis na Twitterze. Doniesienia medialne były dla ciebie zaskoczeniem?
Napisałem w mediach społecznościowych, że wyjeżdżam na zgrupowanie reprezentacji i się nie żegnam, bo mam ważny kontrakt i czekam na decyzję klubu. Cokolwiek się stanie, to do Malagi na pewno wrócę. Było to ucięcie spekulacji, które były w mediach o moim odejściu.
Jesteś w Maladze pięć lat i wielokrotnie podkreślałeś, że jest ci tam dobrze i że związałeś się z tym miejscem. Ale patrząc na chłodno, bez emocji – może znajdujesz jakieś argumenty za zmianą otoczenia?
Jestem człowiekiem, który bardzo się przywiązuje. Nie potrafiłbym zmieniać klubu i co roku reprezentować innych barw. Uważam, że pieniądze nie są w tym wszystkim najważniejsze. Po dobrym euroligowym sezonie miałem szansę odejścia do Turcji za większe pieniądze, ale chciałem z klubem z Malagi osiągnąć jeszcze więcej. Wygraliśmy EuroCup w 2017 roku i chciałoby się to powtórzyć. Cała moja rodzina kocha Malagę i ludzi, których tu poznaliśmy. To świetne miejsce nie tylko do grania w koszykówkę, ale również do życia. Jeśli chodzi o kontrakt, to niewiele w tej sytuacji zależy już ode mnie.
Unicaja poinformowała, że zamienia EuroCup na Ligę Mistrzów. Jak na to patrzysz?
Już od jakiegoś czasu chodziły pogłoski, że może się tak zdarzyć. Prawdopodobnie za kilka lat EuroCupu nie będzie, bo Euroliga chce go zlikwidować. Dlatego klub powoli chce budować renomę w Basketball Champions League.
Niby BCL to niższy poziom niż EuroCup, ale Liga Mistrzów z roku na rok się wzmacnia. Nagrody pieniężne są podobne jak w Eurolidze i Unicaja na pewno brała to pod uwagę. A jeśli chodzi o mnie, to szczerze powiedziawszy, nie jest to dla mnie argument, który miałby przeważyć, czy miałbym zostać czy nie. Dla mnie priorytetem jest gra w najsilniejszej lidze w Europie, czyli w lidze ACB.
Czyli gdybyś miał odejść z Malagi, priorytetem dla ciebie będzie pozostanie w Hiszpanii?
Gra w Hiszpanii będzie priorytetem, ale każdą opcję na pewno będę rozważał. Wiem, że pojawiły się już wstępne propozycje kontraktu. Agenci pracują, ale ja skupiam się teraz na reprezentacji i czekam najpierw na decyzje klubu.
Jak formalnie wygląda sprawa twojego kontraktu?
Do końca czerwca klub ma możliwość nieprzedłużania go na przyszły sezon, ale wtedy musi wypłacić mi pewną ustaloną kwotę. Czyli do końca czerwca, a w zasadzie trochę wcześniej wszystko powinno być jasne.
Przejdźmy więc do kadry. Jak oceniasz pierwsze dwa mecze w Gliwicach i swoją grę?
Były to dobre sprawdziany przed ważnymi meczami w Kownie. Jeszcze nie jesteśmy w najlepszej formie jako zespół, ale wierzę, że ta wkrótce nadejdzie. Każdy daje z siebie wszystko na treningu i stara się być lepszym. Docieramy się, ale to normalne przy takich przetasowaniach kadrowych.
A jeśli chodzi o mnie, to czułem się dobrze. Zawsze może być lepiej, ale ta forma na pewno przyjdzie w dobrym momencie.
Biorąc pod uwagę brak chociażby Mateusza Ponitki, Michała Sokołowskiego, Tomasza Gielo, AJ-a Slaughtera, na ile takie sparingi są miarodajne?
Nie mam pojęcia, ale wiadomo, że ten zespół docelowo będzie troszkę inny. Wszystko okaże się w następnych kilku sparingach.
Żeby awansować na igrzyska, trzeba będzie pokonać Słowenię i/lub Litwę. Słowenia będzie miała Lukę Dončicia, Litwa będzie grała u siebie z fanatyczną publicznością. Jesteście w stanie tego dokonać?
Wiele razy dokonywaliśmy rzeczy, o których my wiedzieliśmy, że są możliwe, ale wiele osób nas skreślało, zanim zaczęliśmy. Rywale mają dużo indywidualności, ale naszą siłą jest to, że jesteśmy w miarę w tym samym składzie od jakiegoś czasu. Wiemy, czego od siebie wymagać, i wiemy, na co nas stać.
Na koniec – czy konflikt z prezesem Piesiewiczem zakończył się tak, jak chciałeś, żeby się zakończył?
Nie chciałbym za dużo mówić na ten temat. Mogę powiedzieć tylko tyle, że wiele rzeczy wyjaśniałem sobie z zespołem w lutym. Teraz nie musiałem już tego robić, więc czuję się dużo bardziej komfortowo, niż to było cztery miesiące temu. I z tego się cieszę. Psychicznie jest mi lepiej i mogę skupić się w końcu na koszykówce. Tak jak wspominałem wielokrotnie, przyjechałem tutaj dla orzełka, kibiców i staram się wykonywać swoją pracę najlepiej, jak potrafię, nie myśląc o sprawach, na które nie mam wpływu. Pewne sprawy przeminęły, czas trochę wyleczył rany. Po prostu jest OK.
Rozmawiał Radosław Spiak
[/ihc-hide-content]